Reklama

Halloween... Święto rodzinne?

O Halloween opowiada Sandra Nicholson - Amerykanka prowadząca od 5 lat przedszkole językowe w Warszawie.

W Warszawie mieszkam już kilka lat. Razem z mężem staramy się kultywować tradycje wyniesione z domu rodzinnego. Halloween to jedno z bardziej lubianych przeze mnie i nasze dzieci świąt rodzinnych. Wiele osób dziwi się, gdy mówię, że Halloween to święta rodzinne, ale one naprawdę takie są.

Halloween bardzo jednoczy rodzinę. W Ameryce rodzice angażują się w przygotowania do zabawy, później razem z dziećmi odwiedzają domy. Jest przy tym mnóstwo śmiechu i zabawy. To jest nasz wspólnie spędzony czas.

W moim domu zadanie kupowania, a właściwie wybierania dyni przypada dzieciom. W pierwszym roku po przyjeździe do Polski chcieliśmy zorganizować Halloween, ale okazało się, że nigdzie nie można kupić ładnej i dużej dyni! Dynie w sklepach były zielone i malutkie, naprawdę okropne.

Reklama

Na szczęście z opresji uratował nas sąsiad. Na kilka dni przed 31 października pojechał do Niemiec i wracając przywiózł nam prezent-niespodziankę: piękną, dużą dynię. To było niesamowite, sprawił nam ogromna radość. W Stanach dynie rosną na specjalnych farmach, można się tam wybrać i kupić tę która podoba ci się najbardziej. Nie mówiąc już o sklepach i przydrożnej sprzedaży. Obecnie w Polsce bez problemów można kupić dynie, to duża zmiana. Na tegoroczne Halloween już kupiliśmy...

Tradycja Halloween pochodzi z Anglii, a nazwa wywodzi się od słów All Hallows Eve - Wigilia Wszystkich Świętych (święto przypada 31 października). Do Stanów Zjednoczonych Ameryki przybyła w XIX stuleciu, a swe korzenie ma w obrzędach celtyckich. Kiedyś w wigilię Dnia Wszystkich Świętych palono ogniska (dzisiejsze lampiony), odprowadzano dusze zmarłych do granic miasta i uwalniano zmarłych z czarnych kotów i nietoperzy.

Jak wygląda świętowanie Halloween?

Małe dzieci zazwyczaj malują na dyni twarz. Potem w dniu święta ok. 15:00-16:00 wycinamy w niej otwory, wydrążamy środek i robimy lampion. Zapalamy i kładziemy go na zewnątrz domu przed drzwiami. Tutaj w Warszawie urządzamy Halloween na moim osiedlu. Poprzebierane śmiesznie dzieci chodzą do zaprzyjaźnionych rodzin od drzwi do drzwi wołając: "Trick-or-treating", co oznacza figiel (sztuczka) lub uczta (poczęstunek). "Przestraszeni" ludzie otwierający drzwi dają dzieciom słodycze.

Kiedy byłam mała i chodziliśmy od domu do domu, w domu dentysty nigdy nie dawano nam słodyczy tylko jabłka. Z kolei mój ojciec, który był okulistą, zamiast cukierków dawał nam marchewki, bo marchewki są dobre na oczy... Nigdy ich nie chcieliśmy brać.

Mieszkałam w Bostonie, w którym jest bardzo dużo starych domów. Był taki jeden, który wyglądał bardzo, bardzo ponuro i przerażająco. Na dodatek mieszkała w nim starsza pani. Wszyscy patrzyliśmy na niego ze strachem i zastanawialiśmy się czy ona nie jest przypadkiem czarownicą?! Ona wiedziała, że się jej boimy, więc zapalała lampion i zostawiała cukierki przed drzwiami, ale i tak nikt nie chciał po nie iść.

Jak świętujemy w Warszawie?

Na naszym osiedlu mieszka dużo cudzoziemców, są również Polacy. W październiku zbieramy cukierki na osiedlu, w Szkole Amerykańskiej i w Ambasadzie Stanów Zjednoczonych. Ja mam listę domów, które chcą uczestniczyć w zabawie i właśnie te domy w dniu Halloween odwiedzamy. Nie wszyscy wiedzą, na czym Halloween polega, ale ci, którzy bawią się z nami, naprawdę to lubią. Bywa i tak, że rodzice przebierają się na tę okazję. W tamtym roku bardzo starannie przystroiliśmy nasz dom - zielone głowy, przerażające twarze... i większość dzieci nie chciała do nas wejść! Ale najczęściej domy wyglądają po prostu śmiesznie. Ja sama uwielbiam to święto. Zostaję w domu z cukierkami czekając na dzieciaki, które zapukają do drzwi. A mąż towarzyszy dzieciom. Ostatnio nasze najmłodsze dziecko, wtedy trzymiesięczne, przebraliśmy za kaczuszkę - mały wyglądał przeuroczo.

W naszym przedszkolu nauczyciele też się czasem przebierają, organizujemy zabawę przebierańców i poczęstunek z duszkami na stole. Starsze dzieci zazwyczaj nie boją się, młodsze najczęściej też, ale pod warunkiem, że nauczyciel nie ma pomalowanej twarzy. Zmiana wyglądu twarzy wywołuje u małych dzieci przerażenie, o tym trzeba pamiętać. Przedszkole na tę okazję jest przystrojone pracami, które wcześniej wykonały dzieci. Śpiewamy piosenki o Jacku-o'-lantern (Dżeku lampionie) i w dniu święta wyruszamy po cukierki na moje osiedle. I dzieci i dorośli naprawdę uwielbiają to święto. Myślę, że za kilka lat będzie ono w Polsce bardziej popularne i stanie się nowa polska tradycją.

Wysłuchała Kamila Waleszkiewicz

Tekst pochodzi z serwisu

Miasto Dzieci
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy