Reklama

Agnieszka z Sokołowa Podlaskiego:

Miejsce, a właściwie miasto, w którym zawsze chciałam mieszkać, chociaż może nie do końca zdawałam sobie sprawę z powodów takiej decyzji, była od zawsze Warszawa.

Gdy tylko udawało nam się przyjechać na wycieczkę szkolną, organizowaną zresztą zwykle co miesiąc, poruszałam się tu bez mapy, nie gubiłam się pośród licznych uliczek Starego Miasta, dostanie się z Krakowskiego Przedmieścia również nie stanowiło dla mnie większego problemu.

Dostawałam kieszonkowe, które wydawałam na gorącą czekoladę u Bliklego i chłonęłam atmosferę tego miasta.

Reklama

Kochałam je za to, że mogę "zniknąć" w tłumie, za to, że prawdopobieństwo spotkania kogoś znajomego (kogo bardzo, ale to bardzo nie chce się spotkać) jest zredukowane do minimum.

Gdzieś wewnątrz, podświadomie, znałam to miasto i kochałam je. Tak po prostu.

Dopiero jakiś czas temu okazało się, że rodzina mojego taty jest silnie zakorzeniona w tradycji warszawskiej, że stąd pochodzimy.

To był jeden z powodów, dla których w moim domu rodzinnym mówiło się otwarcie o Powstaniu Warszawskim i szczegółach odbudowy stolicy po wojnie; zresztą mój dziadek do tej pory ma ukryte bony, którymi płaciło się budowniczym stolicy.

W tym mieście pracuję. Tu mam praktycznie wszystkich znajomych, z którymi chcę utrzymywać kontakty. Tutaj mam możliwość pójścia do teatru czy do kina i mam wybór spośród kilkunastu miejsc. Tu się zakochałam i chodziłam na czułe spacerki do Łazienek. Tutaj jeździłam do Wilanowa wdychać zapach magnolii...

Jeszcze tylko pół roku i będę mogła powiedzieć, że to moje miasto. Właśnie czekam na odbiór własnego mieszkania i jak w każdym pokoleniu wracam do "mojej" Warszawy.

Praca nagrodzona w konkursie "Tam chciałabym mieszkać"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy