Reklama

Anita Lipnicka: O byciu gwiazdą w Polsce...

...skołowaną mamą i ością w ogonie chorej ryby.

...skołowaną mamą i ością w ogonie chorej ryby.

Być gwiazdą w Polsce nie jest łatwo. To jak żyć w stanie permanentnej schizofrenii. Z jednej strony jest oczekiwanie, że masz być ciągle "na topie", nagrywać same hity, obowiązkowo dobrze wyglądać (najlepiej mieć swojego stylistę oraz osobistego fryzjera ), roztaczać wokół siebie aurę tajemniczości i miło pachnieć luksusem (czytaj: spędzać wakacje w egzotycznych krajach, pokazywać się tylko w odpowiednim towarzystwie, najlepiej w domu z basenem w tle i z wyszukanym drinkiem w dłoni). Słowem - godnie reprezentować tak zwany "Halo, halo! Wielki Świat".

Reklama

Z drugiej zaś strony musisz jakoś funkcjonować w codziennej rzeczywistości - opłacić w terminie rachunki, wystać swoje na poczcie, wykłócić się w urzędzie, ugotować obiad, skoczyć po zakupy, zrobić pranie i takie tam, bo nikt inny za ciebie tego nie zrobi. No i uśmiechać się miło do przechodniów i skromnie mówić sąsiadom "dzień dobry", żeby nikt nie pomyślał, że ci woda sodowa do głowy uderzyła!

Dość osobliwy zestaw zachowań. Łatwo się pogubić. W każdym razie godzenie wyżej opisanych ról ciągle wychodzi mi średnio. Nieraz zdarza mi się doznać przedziwnego uczucia rozdwojenia jaźni, kiedy to zaspana, bez makijażu, w pogniecionym dresie w plamy z wczorajszej kolacji, zjawiam się rano w osiedlowym supermarkecie, by zakupić chleb i masło, a tam na stoisku z gazetami z jakiejś okładki śmieje się do mnie odpicowana Anita Lipnicka! W takich sytuacjach za każdym razem odwracam wzrok w drugą stronę, całkiem jakbym zobaczyła właśnie natrętną znajomą, z którą spotkania wolałabym za wszelką cenę uniknąć.

No bo jak tu inaczej reagować w takich okolicznościach? Trudno mi przyznać, że ja i ona to ta sama osoba (zwłaszcza odkąd redakcje kolorowych pism zaczęły obsesyjnie "ulepszać" jakość zamieszczanych zdjęć przy użyciu komputera - Lipnicka z gazety rzadko ma nawet ten sam kolor oczu co ja!). Udaję więc, że nie mamy ze sobą nic wspólnego i nie wyprowadzam z błędu kasjerki, która przy wydawaniu reszty przygląda się natarczywie i w końcu zagaduje: "ale pani podobna do tej naszej śpiewaczki jednej!". No faktycznie. Czasami mnie z nią mylą.

I mi się też już myli. To jestem "Tą Gwiazdą" czy nie? Wiem, że niektórym moim koleżankom o znanych nazwiskach myli się jeszcze bardziej, kiedy wracają z wystawnego balu dla vipów w pożyczonej sukience, prosto do skromnej kawalerki zakupionej na kredyt. One to dopiero muszą być miłe dla sąsiadów!

No cóż. Tak wygląda "bycie gwiazdą" po polsku i można byłoby temat na tym zakończyć. Jednak mam dziwne przeczucie, że to tylko mały fragment szerszej układanki. Coś tu jednak nie gra, jak powinno... Chodzi o tę dwoistość, o tę specyficzną ambiwalencję, która tak niebezpiecznie często przychodzi mi na myśl w kontekście otaczającej mnie rzeczywistości.

I może bym się tym nie przejmowała, gdyby nie fakt, że niedawno zostałam mamą i zwyczajnie zastanawiam się, w jakim świecie przyjdzie dorastać mojej córce. No bo tak: to, że mama-gwiazda leci do ośrodka pomocy społecznej po becikowe, to nawet brzmi zabawnie. Ale kiedy wicepremierem kraju zostaje człowiek z wyrokami sądowymi na koncie, a minister edukacji sprawia wrażenie jakby sam kilku lekcji z etyki potrzebował, to już zabawne nie jest.

Dlaczego ja ciągle nie wiem, czy być Polką to coś fajnego, czy wręcz przeciwnie? Dlaczego mam wstręt do łapówek, i jednocześnie w niektórych okolicznościach czuję się dziwnie, że ich nie daję? Dlaczego cenię sobie uczciwość, a myślę o sobie "frajerka!", za każdym razem, gdy przelewam na konto fiskusa uczciwie wyliczony podatek? Dlaczego kiedy widzę ograniczenie prędkości na drodze, to uważam, że jadąc 30 km/h więcej mieszczę się w zakresie tolerancji? Skąd to całe świństwo się we mnie wzięło? I dlaczego, do jasnej cholery, kiedy oglądam wiadomości, to mi się wydaje, że to wszystko nie jest na poważnie i nie należy się do sytuacji zbytnio przywiązywać, bo i tak jutro zmieni się nie do poznania?

Mam podejrzenie, że rządzi tu nami jakaś tajemna siła, co każe patrzeć na wszystko z przymrużeniem oka. Jakaś teoria względności, która sprawia, że rzeczy nigdy nie są tym, czym się być wydają. Jakiś strasznie cyniczny relatywizm, co nam niezauważalnie przedostał się do krwiobiegu! I jak ja mam mojej córce te wszystkie zależności tłumaczyć, skoro sama ledwo się w nich połapuję? Ratunku!

Marzy mi się świat prosty. Świat bardziej czarno-biały. Taki, w którym gwiazdy są gwiazdami i żyją w domach z basenami. Taki, w którym ministrowie edukacji mówią do rzeczy, a wicepremierzy nie są przestępcami. Taki, w którym jest dla wszystkich jasne, że ograniczenie prędkości do 70km/h znaczy, że z taką maksymalną prędkością można się poruszać samochodem. Taki, w którym "tak" oznacza "tak", a "nie" oznacza "nie".

Marzy mi się życie w kraju, w którym nie trzeba ciągle mrużyć oczu, żeby coś zobaczyć, nie trzeba czytać między wierszami, ani doszukiwać się drugiego dna. Ja chcę, żeby wszystko było na swoim miejscu! Chcę mój kraj szanować i mieć do niego zaufanie. Czuć respekt przed władzą i mieć poczucie, że decydują o moim życiu ludzie mądrzejsi ode mnie. Nie chcę już być dumna z tego kim jestem i wstydzić się jednocześnie, mieć wiarę w swoje siły i zero poczucia własnej wartości, przebierać się na sesjach w ciuchy Prady, a potem w jeansach Levi's-a wysiadać z taksówki pod moim blokiem z lat 50. Nie chcę żyć w środku Europy, ale jakby poza jej nawiasem, w państwie wolnym i demokratycznym, w którym nie wszyscy są jednak równi, a mój przyjaciel gej ma się bać inwigilacji, bo podobno stanowi zagrożenie dla społeczeństwa (!).

Wszyscy wiedzą, że ryba psuje się od głowy. Skoro jestem małą ością w jej ogonie, to ile jeszcze mi czasu zostało? Czy może już jest za późno? Najgorsze, że nawet gdybym zabrała z sobą swojego mężczyznę i dziecko i uciekła gdzieś na koniec świata, to jako ość wyrwana z chorej ryby zostanę wszędzie dotknięta jej przekleństwem.

Chyba więc zostanę i poczekam. Może jednak jakieś cudowne prądy wyprowadzą rybę - Polskę z zamulonego stawu na wody bardziej przejrzyste i wreszcie wszyscy poczujemy się bardziej WYRAŹNIE. Czego i sobie, i innym ościom z ogona życzę.

Anita Lipnicka

Od redakcji: Anita Lipnicka dołączyła do grona felietonistów INTERIA.PL. To już jej drugi tekst specjalnie dla nas. Kolejnych szukaj na naszych stronach w piątki. Przeczytaj też: Żyli długo i szczęśliwie...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: świat
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy