Reklama

Anna z Poznania:

Ot historia prawdziwa, dowicipna o tym jak pewien starszy pan pokolorować sobie włosy dał.

Były to wczesne lata siedemdziesiąte. Nas sklepowych nieco pustawych półkach pojawił się właśnie nowy specyfik. Pamiętam go choć byłam zaledwie kilkuletnim brzdącem. Miał wyprofilowaną butelkę i etykietę ze złotymi zdobieniami. Pewnie ze względu na tę etykietę ów specyfik zwrócił uwagę ciekawskiego dziecka i na długo pozostał w mojej pamięci. Cóż oprócz wyrytego złotym literami napisu "Płukanka do włosów" zachwycała również jego barwa. Na tle bezbarwnych lakierów do włosów, bladoróżowych szamponów zachwycał swą atramentowo - denaturowanym kolorem.

Reklama

Pamiętam doskonale jak mama cały tydzień przestawiała granatowy flakonik to z kuchni do łazienki, to znowu wczytywała się w sposób użycia by po chwili odstawić go na toaletkę. Po dziś dzień nie wiem jak mojej mamie udało się namówić dziadka na wypróbowanie tego atramentu na jego jasnych włosach. Efekt był piorunujący. Płukanka okazała się fenomenalnym produktem. Dziadek pomimo szorowania włosów wszelkimi szamponami na szarym mydle skończywszy przez ponad tydzień nie potrafił jej ze swoich włosów zmyć. A że był człowiekiem niezwykle sumiennym i obowiązkowym wszyscy pracownicy poznańskiej poczty głównej ( której był nienagannych pracownikiem) przez dłuższy czas mogli oglądać jego dotychczas śnieżnobiałą czuprynę w różnych kolorach fioletu. Zaczynając od głębokiej ostrej barwy , na lekkiej wrzosowej poświacie skończywszy.

Pomimo ogromnej dobroci dziadka już nigdy nie dał namówić się swojej córce na żadne fryzjerskie eksperymenty. A odcieni płukanek na sklepowych półkach przybywało.

I tak oto choć w sposób niezamierzony pewien stateczny dziadek zrewolucjonował męską fryzurę. Kto wie może był prekursorem męskiej koloryzacji włosów ?

Praca została nagrodzona w konkursie "Moje metamorfozy"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama