Reklama

Casting na tatusia

Mają świetną pracę, mieszkania, zagraniczne wycieczki. Czegoś im jednak w życiu brakuje. Dziecka? Przecież można je sobie zrobić! Wystarczy zorganizować "casting" i wybrać najlepszy materiał genetyczny.

- Długo szukałam ojca dla mojego dziecka - mówi Agnieszka, 32-letnia tłumaczka z języka niemieckiego. To zdanie jeszcze nie zaniepokoiło zebranych wokół niej kobiet.

One przecież też nie zdecydowały się na dziecko z pierwszym, który się nawinął. Stoją przy oknie w holu szkoły rodzenia, czekając na zajęcia. Wszystkie około trzydziestki, wykształcone, zadbane, w kolorowych sweterkach opinających brzuchy.

Plotkują o porodach, ciążowych ciuchach, pracy, mężach. I nagle, jak grom z jasnego nieba to wyznanie Agnieszki: - Długo szukałam ojca dla mojego dziecka. Musiał być zdrowy, inteligentny, wykształcony, bez nałogów i obciążeń genetycznych. Kandydatów było kilku. Początkowo myślałam o którymś z kolegów, ale uznałam, że potem mogłyby z tego wyniknąć problemy. Przerzuciłam się na klientów, z którymi współpracuje firma, w której dorabiam. Wybrałam architekta. Jest Niemcem.

Reklama

Kobiety zamarły: - Jak to wybrałaś?! - Zorganizowałam casting - żartuje Agnieszka. - Byłam wcześniej z różnymi facetami, raz dłużej, raz krócej. Żaden z nich nie nadawał się jednak ani na męża, ani na ojca. A latka lecą. Zaczęłam tęsknić za dzieckiem. W pewnym momencie uznałam, że nie mam wyjścia: zostanę samotną matką, muszę tylko znaleźć odpowiedni "materiał genetyczny".

Kochanek zrobił swoje

- Kobiet, które świadomie decydują się na samotne macierzyństwo, jest coraz więcej, choć oczywiście nie jest to zjawisko masowe - mówi prof. Zbigniew Izdebski, seksuolog. - Są rozczarowane mężczyznami - wiecznymi chłopcami. Pewne własnej wartości, szukają partnerów, którzy mogliby im dorównać. A gdy ich nie znajdują, zachodzą w ciążę z takim, który ich zdaniem, przekaże dziecku najlepsze cechy i potem samotnie je wychowują - dodaje Izdebski.

Nie wszystkie organizują "casting", niektóre z nich po prostu zachodzą w ciążę z kolegą z pracy. Lub kochankiem, który ma swoją rodzinę. Na ogół nie informują przyszłych ojców o "wpadce", ale prawie zawsze starają się skończyć znajomość. Tak było w przypadku 34-letniej Iwony, dziennikarki, która samotnie wychowuje siedmioletniego Przemka. - Romans z Mateuszem trwał kilka lat. Było nam razem bardzo dobrze. Fajny seks, długie rozmowy, podobne poczucie humoru, zainteresowania - opowiada kobieta.

- Obydwoje byliśmy niebieskimi ptakami, lubiliśmy poszaleć. On miał żonę, dzieci, mnie to nie przeszkadzało. Nie chciałam, żeby się rozwodził. Zaczęłam jednak dojrzewać do macierzyństwa. Z Mateuszem rodziny stworzyć nie mogę, z żadnym innym nie chcę. Zdecydowałam się na zajście w ciążę i zerwanie znajomości. Nie chcę komplikować życia Mateuszowi - dodaje.

Kłamać czy nie kłamać?

Kobiety takie jak Agnieszka i Iwona na ogół nie chwalą się, w jakich okolicznościach zostały matkami. Dla rodziny i przyjaciół wymyślają historyjki, w które z czasem same zaczynają wierzyć. - Matka może by zrozumiała, w końcu jako kobieta wie, jak silna może być potrzeba macierzyństwa. Ale ojciec byłby oburzony - mówi Agnieszka. - Na razie występuję w roli kobiety, która przeżyła "chwilę zapomnienia".. Rodzice byli zdumieni, bo zawsze byłam grzeczną dziewczynką. A tu taka historia! Ale żadne z nich nie namawiało mnie na zabieg, teraz już się zresztą uspokoili. Czekają na wnuka... - dodaje.

Agnieszka poznała Iwonę na forum internetowym. Wymieniały się doświadczeniami, wspierały. Spotkały się kilka razy w realu, ale nie chcą, by ich więź się zacieśniła. - Wciąż byśmy gadały o jednym, a przecież chodzi o to, żeby zapomnieć o grzechu. Obie maja poczucie winy, że wykorzystały mężczyzn, oszukały rodzinę i że w przyszłości będą musiały być może okłamywać własne dzieci.

Iwona szuka wsparcia w Kościele, Agnieszkę pocieszają... statystyki. - Z ostatniego spisu powszechnego wynika, że w Polsce samotne matki stanowią 1,8 mln rodzin. Czyli w co szóstej nie ma ojca! W większości tych przypadków mężczyźni porzucili żony i dzieci, zostawiając za sobą spaloną ziemię - tłumaczy. - Zresztą w tak zwanych normalnych rodzinach ojcowie spędzają z dziećmi średnio siedem minut dziennie!

Seksmisja nie cieszy

- Brak ojca to dla dziecka poważny problem - mówi dr Barbara Kmiecik-Baran, psycholog z Uniwersytetu Gdańskiego. - Powinno się ono wychowywać we wspólnocie z ojcem i matką. A najlepiej także z dziadkami, ciotkami i kuzynami. Wtedy otrzymuje odpowiednią dawkę ciepła, poznaje różne odcienie miłości, uczy się relacji, kompromisów, obowiązków. Koduje sobie wzorce kobiecości i męskości. Dziecko, które jest tego wszystkiego pozbawione, może mieć później poważne problemy nie tylko we własnych związkach, ale również w kontaktach z innymi ludźmi.

Poza tym, co powiedzieć dziecku? Jak mu wytłumaczyć swoją decyzję? Młodsze nie zrozumie, starsze może przeżyć szok. A potem odrzucić matkę. Co zrobić, kiedy zażąda podania danych ojca i spróbuje nawiązać z nim kontakt? Pomyślmy też o nieświadomym wszystkiego mężczyźnie, który nagle otwiera drzwi i od stojącego w progu osiemnastolatka dowiaduje się, że jest jego ojcem. A więc skłamać, wymyślić historyjkę, która będzie dla dziecka wiarygodna?

Można i tak, ale budowanie jakichkolwiek relacji na kłamstwie jest bardzo ryzykowne - dodaje.

Ojciec-probówka

Tomek Zubrzycki, psycholog społeczny, który od kilku lat żyje i pracuje w USA, też ma wątpliwości. - Już na starcie za dużo tu negatywnych emocji: egoizm kobiety, kłamstwo, wyrachowanie - mówi.

- Na Zachodzie na dzieci decydują się czasem ludzie, którzy nie chcą być parą, ale pozostają w przyjaźni. I wspólnie wychowują potomstwo. To zdrowszy układ, bo wszystko jest jasne. Dziecko ma ojca i matkę, którzy dają mu miłość i zapewniają poczucie bezpieczeństwa. A polskie Zosie-samosie myślą tylko o sobie. Nie zdają sobie sprawy, jak bardzo obciążają swoje dziecko. Przecież tożsamość to jedna z najważniejszych potrzeb człowieka, a jak odnaleźć ją bez ojca? - dodaje.

Zdaniem Zubrzyckiego dziecko lepiej zniesie świadomość, że jego ojciec porzucił je i jego mamę lub nawet... umarł. Bo to był przynajmniej człowiek z krwi i kości, który choć przez chwilę był zaangażowany emocjonalnie. A facet z castingu to ktoś tak naprawdę nieistniejący. Nieświadoma niczego maszyna.

Dr Barbara Kmiecik-Baran opowiada historię sprzed lat. - Miałam na studiach koleżankę, która zachowała się podobnie. Wybrała odpowiedniego jej zdaniem mężczyznę, zaszła w ciążę i nic mu nie mówiąc zerwała kontakty. Kiedy się dowiedział o dziecku, chciał je wychowywać, ona jednak powiedziała kategoryczne: "nie". Jednym słowem pozbawiła dziecko ojca. To się nie skończyło najlepiej...

Jag

Tekst pochodzi z magazynu

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: ojciec | dziecko | casting
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy