Reklama

Droga do harmonii

Przyjemność oznacza, że organizm dostaje to, co potrzebuje. Ale czego potrzebujemy? To zależy od sytuacji. Jak jesteśmy spragnieni - wody, głodni - jedzenia, smutni - pocieszenia. Jak się po trudnym podejściu wróci w końcu do schroniska - można się zadowolić byle czym.

Przyjemność oznacza, że organizm dostaje to, co potrzebuje. Ale czego potrzebujemy? To zależy od sytuacji. Jak jesteśmy spragnieni - wody, głodni - jedzenia, smutni - pocieszenia. Jak się po trudnym podejściu wróci w końcu do schroniska - można się zadowolić byle czym.

A jak smakuje wtedy najzwyklejsza woda czy kanapka z serem! Zawsze, gdy brakuje czegoś niezbędnego do życia, ciało sygnalizuje deficyt. Na przykład podczas głodu zanika równowaga między zapotrzebowaniem na energię a przyjmowaniem pożywienia. Wydziela się dynorfina, która powoduje, że głód odczuwamy jako dyskomfort. Stajemy się niespokojni, drażliwi. Musimy jakoś temu zaradzić, naprędce poszukujemy rozwiązania. I oto cel: pieczony kurczak! Mózg zaczyna wydzielać beta-endorfinę. W ten sposób daje przedsmak spodziewanej przyjemności, sygnalizuje, że to powinno być dobre dla organizmu. Ponadto uwalnia błyskawicznie dopaminę, molekułę pożądania. Połączenia na lubienie i chcenie są ze sobą ściśle związane. Pod wpływem dopaminy jesteśmy optymistyczni, rześcy, a ponadto bardzo staramy się, by otrzymać to, czego rzeczywiście potrzebujemy. Zapach pieczeni jest wprost zniewalający, wgryzamy się w udko, ależ nam smakuje! Jeszcze więcej endorfin zalewa teraz mózg - zawiadamia, że organizm otrzymał to, co było potrzebne. Odczuwamy błogość po najedzeniu się do syta, rozluźniamy się - życie jest takie piękne. Przyjemność towarzyszy powrotowi do fizjologicznej równowagi. To, co jest dla nas dobre, jest również przyjemne. Ale niestety nie jest to przyjemność długotrwała. Trwa tylko do chwili, gdy wszystko w naszym organizmie znów się ustabilizuje. Przyjemność zawiadamia nas, że jest lepiej niż było. Z tego też powodu przyjemne uczucia są kwestią okoliczności i chwili. Wszystko ma swoją porę. Podczas upału - szukamy cienia, kiedy marzniemy - marzymy o grzaniu się przy kominku czy przynajmniej wełnianym kocu. I to nie temperatura jest decydująca dla naszego dobrego samopoczucia, ale to co odczuwaliśmy wcześniej. W końcu zimny prysznic, który orzeźwia nas w upalny dzień, byłby niedorzeczny, kiedy wracamy zmarznięci z nart. Wie o tym byle hollywoodzki reżyser. Film, gdzie wszyscy są dla siebie mili - nie spodoba się tak samo, jak i ten, gdzie trup ściele się za gęsto. Dobra fabuła to uczuciowy diabelski młyn. Po półgodzinie widz zakochuje się w pierwszoplanowym bohaterze. Zanim zdąży się nacieszyć cudownym życiem gwiazdy, już przeżywa z nim wielkie niebezpieczeństwa. Dzieją się okropne rzeczy, a widz cierpi do spółki z bohaterem. Ale tym większa jest radość, gdy wszystko kończy się happy endem. W tragedii greckiej rozwiązanie worka z okropnościami prowadziło do katharsis czyli oczyszczenia. Już starożytni wiedzieli, że przyjemności żywią się przeciwieństwami.

Reklama
Wydawnictwo Jacek Santorski & co
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy