Reklama

Edyta za Szprotawy:

Leżę w łóżku i spoglądam przez okno na zaśnieżone góry, mimo iż nastał wieczór, śnieg rozświetla okolicę swoja bielą. Za parę dni Święta, a mnie jutro czeka poważna operacja.

Cisza na korytarzu oznacza, że większość pacjentów została wypuszczona na Święta do domu, zostali Ci co czekają na zabieg lub są już po operacji. W pokoju jest ze mną młoda dziewczyna z bólami brzucha, jutro obydwie będziemy operowane.

Milczymy, strach został opanowany, obserwuję ze skupieniem każdą gwiazdkę śniegu, w radiu cicho brzmi ?Cicha Noc ". Rozczulam się, moje myśli krążą teraz wokół synka, który teraz zapewne z mężem piecze ciasteczka i wycina z bibuły ozdoby.

Reklama

Nie tak miały wyglądać te Święta. Miało być dużo śniegu, saneczkowania, lepienie bałwanów. Chciałam upiec pierniczki, przystroić je lukrem, a karp miał być moczony w winie... A tym czasem nie upiekę ciasteczek, nie przyszykuję stołu wigilijnego, Święta spędzę w szpitalu - źle mi.

Wcześnie rano budzi mnie dzwonek komórki. Dzwoni mąż, mówi ?kocham Cię, będzie dobrze, nie martw się" słyszę śmiech synka. Śnieg nadal sypie, pielęgniarka szykuje mnie do zabiegu, wiozą mnie na łóżku, na korytarzu mijamy Mikołaja, który idzie odwiedzić chore dzieci . Mówi do mnie, ?nie płacz dziecko, to czas magii, będzie dobrze".

Budzi mnie ciepły głos, mojej mamy, ? córeczko już po zabiegu" zasypiam...

Mijają godziny, budzi mnie ból - wiem już, że w czasie operacji były komplikacje. Miałam już raz robiony ten zabieg, bolało inaczej, teraz jest gorzej, wiem to, czuję.

Przychodzi lekarz, i potwierdza moje przeczucia, było źle, guz pękł, było krwawienie, mam pocięty cały brzuch - pytam czy urodzę jeszcze dziecko ? Tak urodzi Pani.

Zasypiam spokojna...

Ranek, mimo bólu uśmiecham się, wczorajsza wiadomość lekarza, kolędy i choinka poprawia mój nastrój. Razem z koleżanką z pokoju wymieniamy się przepisami Świątecznymi, oglądamy programy świąteczne w TV. Wmawiamy sobie, że Święta w szpitalu nie będą takie złe. W godzinach popołudniowych odwiedza mnie mój mąż z synkiem, przynieśli mi prezent. Całą noc piekli dla mnie ciasteczka w kształcie serduszek. Mijają dni, Wigilia już pojutrze. Pytam lekarza czy jest szansa na wypuszczenie mnie do domu, lekarz odmawia.

23 grudnia 2003r godz. 18 - wraz z koleżanką siedzimy w świetlicy, oglądamy w TV opowieść Wigilijną. Przychodzi Pan Ordynator i wręcza nam przepustki !

To był najcudowniejszy prezent - Wigilia z moją rodziną.

Praca została nagrodzona w konkursie "Prezent idealny"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy