Ewa, Zduny:
Właściwie trudno mi powiedzieć czy lubię siebie. Fizycznie ? Raczej nie. Ale kiedy co rano staję przed lustrem mam szacunek dla siebie za to, że :
Rok temu skończyło się moję życie. Przez 18 miesięcy patrzyłam codziennie jak umiera człowiek, który nadał mojemu życiu sens. Osoba, która we mnie uwierzyła, że coś mogę osiągnąć - ojciec moich dzieci.
Przez 18 miesięcy przygotowywałam swoje dzieci na to, że ich tato umiera. Przez 18 miesięcy starałam się o to, aby to co było unieuniknione odbyło się najmniejszym kosztem moich bliskich. Przez 18 miesięcy strałam się nieodbierać im wszystkim nadziei, choć sobie odebrałam już dawno.
Potrafiłam kłamać lepiej niż aktorzy i udało się prawie do końca.
Kiedy składałam przysięge małżeńską nie sądziłam jak bardzo jest ona wiążąca.
Na dobre i na złe, w szczęściu i chorobie... i nie opuszczę aż do śmierci.
To wszystko było dla mnie abstrakcją i słowami.
Trudniej było kiedy słowo stało się ciałem....
Przykro mi, że mąż nie dożył swoich 40 urodzin i nie doczekał się chwili, kiedy córka poszła do pierwszej klasy.
Dzisiaj czuję ogromną pustkę i samotność.
Nikt tak mnie nie znał jak On i nikt mnie tak nie rozumiał jak On.
Ale kiedy rano patrzę w lustro, to lubię się chyba właśnie za to, że wstaję codziennie i staram się przez cały dzień tworzyć rodzinę dla moich dzieci, że podejmuję nowe wyzwania i chcę zmienić coś w swoim życiu i życiu moich dzieci na lepsze, choć różnie to wychodzi, że słowa dla mnie nie są tylko słowami...
Tekst jest pracą konkursową na temat "Lubię siebie...".