Reklama

Gest premiera

Państwo zauważyli, że dobre maniery odchodzą w zapomnienie? Szczerze mówiąc, szerzy się chamstwo. I mogłoby się zdawać, że jedynym sposobem na przetrwanie jest przystosować się do ogólnego upadku obyczajów. Że jedynym sposobem na krzyki, prowokacje, oszczerstwa, na niedopuszczanie do głosu i wypaczenie idei jest schamieć samemu.

Odrzucić formy wyssane z mlekiem matki, zapomnieć o zasadach dobrego wychowania i iść na całość, chamstwo łokciami rozpychać, krzykiem dobijać się do głosu, nogę podstawiać, drzwi zatrzasnąć przed nosem, zamiast damie płaszcz podać, odwrócić się tyłem, niech się babsko samo mocuje. I mogłoby tak chamstwo narastać, plenić się nam po kraju, a nawet po Sejmie, po mediach, nawet do rządu i komisji sejmowych się wciskać, gdyby mu tamy nie postawić, jakiegoś fortelu nie użyć, jakiegoś gestu na miarę Kozakiewicza nie wykonać.

I naraz premier, choć wydawało się, że i on uległ obowiązującej tendencji, że zgrabnie surfuje na fali, że jest wręcz w awangardzie, że swój inteligencki rodowód odrzuca, by zadać cios łże-elitom i chłostać wykształciuchów, więc naraz premier, który słynął dotąd z twardości i bez pardonu straszył śpiące w łóżeczkach dzieci, ów gest wykonał i podjął próbę naprawy obyczajów. Podjął ją śmiało, łamiąc konwenanse i opory, a nawet ryzykując, że może być jak Unia Europejska przez posła Wierzejskiego posądzony o obłość czy zgejowienie.

Reklama

Mam nadzieję, że Państwo widzieli, jak po złożeniu pocałunku na dłoni minister Fotygi, premier chciał rękę ministra Sikorskiego ucałować. Gest ten szeroko komentowano, lecz nikt nie dostrzegł jego znaczenia. Uznano go za skutek pewnego skołowania premiera po spotkaniu z ministrem Lepperem, nie zaś za świadomą strategię przeciwdziałania złym obyczajom, ja jednak skłonna jestem uznać, dla dobra premiera i całego narodu, że nie ma tu mowy o pomyłce. Jeśli już, to o pomyłce freudowskiej, która ujawnia, co tak naprawdę dzieje się w naszej, w tym przypadku w premiera, duszy. Pewne oznaki było widać już wcześniej. Że premier łagodniejszy, cieplejszy, już nie krzyczy, rzadziej oskarża, stał się bardziej przystępny dla kobiet, czego najlepszym dowodem jest słynny pocałunek posłanki Szczypińskiej, czasem się nawet uśmiecha, rozmawiając z panią Gawryluk.

Ta cudowna przemiana, tłumaczona dotąd zwykłą potrzebą zmiany wizerunku, musi być jednak głębsza, skoro doprowadziła do słynnego gestu, który mógł stać się zaczątkiem obyczajowej rewolucji. Niestety, zdusił ją w zarodku minister Sikorski, który w tej sytuacji nie wykazał się właściwym mu polotem, lecz ciasnym przywiązaniem do konwenansów i pocałować się nie dał. A gdyby tak na pocałunek pozwolił i wzorem Kazi Szczuki ucałował wzajemnie dłoń pana premiera? Czy korona by mu z głowy spadła? Nie sądzę. A korzyści z tego moglibyśmy odczuć na własnej skórze. Gdyby gest premiera nie tylko przeszedł do historii, lecz stał się równie popularny w Polsce co gest Kozakiewicza, nie trzeba by za jakiś czas powoływać Centralnego Biura Odnowy Społecznej, by atmosferę w kraju się poprawić.

Bo sposób powitania ma znaczenie. Gdy całujemy kogoś w rękę, a gest ten wyraża szacunek, mamy szansę ów szacunek poczuć, bo przecież nie jesteśmy idiotami, którzy całują w rękę kogoś, do kogo szacunku nie czują. A jeśli nam okazano szacunek, to chcemy okazać się go godni, więc zachowujemy się, jak na osoby godne szacunku przystało. Proste, prawda?

Dążymy do spójności, chcemy, by nasze zachowanie było zgodne z tym, co myślimy i czujemy, więc zmianę postaw można zacząć od pocałunku. Gdyby ten gest obowiązywał niezależnie od płci, nawet feministki by się przeciw niemu nie buntowały. Że to niemęskie, by mężczyzna całował mężczyznę? Wiele można zarzucać Rosjanom, ale nie sposób odmówić im męskości. A oni całują się w usta. Pamiętają Państwo słynne pocałunki Breżniewa? Rzecz więc nie w tym, że coś jest męskie lub niemęskie, lecz w obowiązujących formach, które przecież zmieniają się z czasem.

A któż je może zmieniać lepiej niż szef rządu i przewodniczący rządzącej partii, który wie, jak nikt inny, czego potrzeba ojczyźnie? Dlatego jestem za tym, żeby nie traktować gestu premiera jak wstydliwej gafy, lecz wprowadzić go do powszechnego użytku. Na początek do debat telewizyjnych z udziałem polityków. Nim zaczną dyskutować, niech okażą sobie nawzajem szacunek. Bez tego nie mogą zabierać głosu. Będą woleli milczeć? Przynajmniej my będziemy mieć trochę spokoju.

Hanna Samson

Dowiedz się więcej na temat: gestykulacja | szacunek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy