Reklama

Izabela z Białegostoku:

...Właściwie to urodziłam się w wieku lat..nastu. Wyklułam się z otoczki schematu szarej myszy pewnego ponurego dnia, drugiej połowy pazdziernika, kiedy ołowiane chmury straszyły oberwaniem chmury. Moją skorupe stłukły jego lazurowe oczy, które przeszyły mnie do głębi moich szaroburych komórek. Pozbyłam sie wiec na zawsze kokonu poczwarki przytłoczonej bezsensem egzystencji i postanowiłam przyjrzeć sie blizej włascicielowi "lazurowych". Na kilka dni dałam urlop cieniowi obiektu mojej fascynacji, godnie zajmujac jego miejsce. Podazałam za jego krokami, wzrokiem, myslami. Byłam dokładnie tam, gdzie byl on. Aż stało się to, czego pragnełam goraco całym moim jestestwem, poczynajac od burzy włosów w ciągłym nieładzie, po czublki butów firmy "Jacqueline"- zauważył mnie.

Reklama

Chcielismy być razem. Nasze uczucie zaczęło raczkować, pózniej próbowało stawiac pierwsze chwiejne jeszcze kroki,powiedziało pierwsze słowo-KO CHAM...zaczęlismy sie uczyc siebie nawzajem. On był moim elementarzem-ja jego. Niepewnie wymawialismy słowa zrozumiale tylko dla naszych serc, tworzylismywłasny słownik..tylko nasz. Świat rozbłysnął tysiacami barw, rzeczywistość stała sie kolorowa, a ja fruwałam między obłokami szczęścia.Teraz wiedziałam juz, ze mozna stworzyć raj na Ziemi. To co nas łaczylo, bylo wylącznie duchowa konsumpcją istot spragnionych bliskości drugiego człowieka. Jaka była ta moja miłośc do Bastiana...czasem czarujaco nieporadna, czystai szczera, umiejaca sie śmiać, przymilać...Nie potrafiła się złoscić, krzyczeć i tupać nogami.Pierwsza, dziecinna jeszcze, nie wiedziała co to falsz, zaklamanie i zazdrość.Wzniosła i piękna o jakiej marzyłam.

Bastian miał zawsze dla mnie ukryty uśmiech w kieszeni wytartych dzinsów. Nigdy nie mówił mi ze cos dla niego znacze, ale ukazywał mi to na tysiące sposobów. I to było wzne. Kochalam go za to, ze sprowadził mnie na ten swiat i pozwolił uw ierzyć, ze zawsze bedzie obok, kiedy tylko go bede potrzebowala. Przez niego stałam siękleptomanką, codziennie okradałam go z pocałunkow. Wyzwoli we mnieto co najlepsze. Chciał zebym pokochała w sobie to wszystko, co on we mnie pokochał, abym nie wstydziła się okazywać własnych uczuć i nie bala sie ludzkich odruchów..

-Uwierz_mówił

-W Boga?-pytalam

-Nie, najpierw w samą siebie, a pózniej..to sie jeszcze zobaczy..

Uwierzylam. Bastian posiadal urok osobisty zupelnie niezalezny od zewnętrznej urody czy też zalet jego umysłu. Czasami siedzial w bujanym fotelu, czytajc Witkacego, skupiony i powazny, wydawał mi sięobcy, daleki i niedostepny. Jednak, gdy tylko podnosil glowe znad ksia zkii patrzył tym swoim wzrokiem pełnym dzieciecej bezranosci...znów byl moim Bastkiem. Tak ja w matematyce: "kazdemu elementowi zbioru A jest podporzadkowany jeden element zbioru B "- bez tego funkcja nie moze istnieć. Tak ja nie potrafiłam istniec bez Bastiana. Ka zda chwila bez niego byla czekaniem, wsluchiwaniem sie w kroki na schodach, upartuym wpatrywaniem sie w milczacy telefon na półce...Kazda chwila z nim byla zapomnieniem, szaleństwem..poczuciem bezpieczeństwa...

Zawsze mowil, ze smierć to nic innego jak odejscie za horyzont, nikt przecież nie wiie co sie za nim znajduje. Nie bał sie smierci, twierdził, ze kazdy powinien sie jej uczyc od chwili urodzenia. Śmiał się, gdy ktos ze znajomych powiedzial, że boi się , ze go zakopią przywala ciezkimi grudami ziemi, zostawia, odejda i zapomna.Śmiał się. Zakopiąciało. A czym ono jest?Niczym.Pylkiem na wietrze, nedznym paprochem.Ważna jest dusza, ona uleci, wzniesie sie wysoko, pozyczy skrzydla od kolorowego motyla i poleci stanać przed Stworcą. Spóści pokornie glowę, zaczerwieni się zawstydzona, w końcu wyslucha wyroku..Cudowny Anioł wezmie ja za rekę i wskaze jej miejsce, zakatek jej przeznaczenia...tam odpokutuje grzechy nędznego ciala i bedzie szczesliwa, ze ma juzto wszystko za soba.

Jak bardzo kochalam Bastka...Stracilam zmysl wechu, wszystko...pachnialonim, caly wszechswiat przesiakniety był jego zapachem. Zapachem, który tak bardzo lubiłam, ktory dawał mi poczucie blogiego bezpieczeństwa.

Wiosna zastala nas, wybrańców Bogów achłystujacych sie "Mistrzem i Małgorzata".cłonelismy treść ksiazki a za oknem panowała ona. Kiedy tylko pierwsze lody pusciły, trawa zaseledynowiła, a drzewa pokryły pierwszymi niesmialymi jeszcze paczkamii i wszystko zaczęło sie budzic do zycia...nasza miłosc ziewnęła, przeciagneła się i oznajmiła ze jest gotowa do rozpoczecia nowej fazy wybuchu wiosennych, pelnych entuzjazmu i szaleństwa uczuć. My też bylismy gotowi..

Pewnego dnia tuż przed naszym wakacyjnym wyjazdem Bastian dał mi breloczek, malego, śmiesznego diabelka który miał mnie obronić przed całym złym swiatem. Znów smiał się do mnie swoimi oczami i mowi ł.."anio ły sa przereklamowane..a to teraz twój diabeł stróż"".Schowalam go do kieszeni i postanowiłam nigdy sie z nim nie rozstawać.

Jeden telefon zmienił całe moje życie. Przestalam wierzyć w Boga....dlaczego..dlaczego pytałam kolejny raz...nie dostalam odpowiedzi. Wszystko przestao miec sens...w dniu kiedy Bastek ..odszedł za horyzont...ja umarłam.

Patrze na diabełka...i na telefon...taki sam stal w jego pokoju...może nadal tam stoi..ale Bastek juz nigdy nie zadzwoni do mnie...nie powie...Aniolku...nie ukryje przed wszystkim w swoich silnych ramionach...swiat juz nie ma jego zapachu...a ja...mam w szufladzie tylko zdjęcie..Patrza na mnie z niego duze., lazurowe oczy...w których został cały moj swiat...

Praca nagrodzona w konkursie "Mój dobry duszek"

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy