Reklama

Kobiecość

Moja kobiecość wstaje zwykle wcześniej niż ja. Kiedy próbuję jeszcze skraść kilka sekund snu, ona odchyla kołdrę i wciska mi do reki grzebień. Przyczesuję wlosy, a ona już pędzi do mnie ze filiżanką kawy. Zawsze z tą samą, nawet na wyjeździe, cieniutką, porcelanową w drobne kwiatki bzu.

Kiedy ja wyciągam z lodówki kawałek boczku, który chciałabym schrupać na śniadanie, ona stawia przede mną jogurt i dwie różowe brzoskwinki.

A potem, kiedy mój mężczyzna z czułością głaszcze mnie po przyczesanych włosach i ręką gładzi moją wciąż młodą figurę, puszcza do mnie oko bujając się lekko na parapecie.

Reklama

Pojawia się ze mną w pracy, kiedy wbiegam spóźniona, ona znaną tylko sobie siłą zmiękcza mojego szefa. I ugłaskuje kolegę, gdy zacina mi się papier w drukarce.

To ona podsuwa mi wygodne buty na obcasie, gdy wszystkie Panie w biurze noszą nieestetyczne kapcie.

Po pracy ciągnie mnie za sobą do sklepów i podsuwa najlepsze kąski na wyprzedaży markowej bielizny. A potem zabiera ze sobą do kina i razem szlochamy nad smutnym losem Hugh Granta.

Wieczorem, gdy zmęczona włażę do wanny, wlewa mi do wanny kilka pachnacych kropli olejku. Mimochodem wciska guzik na ulubioną piosenkę C. Dion.

Uchyla okno, by do sypialni wdarł się zapach jesiennych kwiatów. Po łóżkiem chowa kilka gazet ekonomicznych dla mojego mężczyzny.

Jest ze mną od rana do zmroku. Myslę, że jest też ze mną we snie. Stała się częścią mnie. Nie wyobrażam sobie bez niej życia.

Czasem gdy za mną nie nadąża, kiedy na chwilę odejdzie staję się wulgarna, oschła i wyniosła. Krzyczę i klnę jak mężczyzna. Atakuję. Ranię. Popełniam błędy.

Ale ona wtedy zawsze mnie dogania. Obejmuje mnie do utraty tchu. Uspokaja. Leczy.

Jest wierną towarzyszką. Przyjaciółką i powierniczką. Jest jak miękki, lekki szal, w chłodny wieczór.

Tekst jest pracą konkursową na temat "Kobieca, znaczy jaka...".

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy