Reklama

Kobiety w życiu Mickiewicza

Na uniwersytecie w Wilnie. W kręgu filomatów.

Podobno pierwszą dziewczyną, która zrobiła wrażenie na przyszłym wieszczu, była niejaka Józia, czy też Johasia (Joanna?). Mickiewicz poznał ją w Rucie, podczas wakacyjnego pobytu w majątku przyjaciela rodziny - Medarda Rostockiego.

Rówieśniczka Adama mieszkała w pobliskim zaścianku - pochodziła z tzw. szlachty zagonowej, własnymi rękoma uprawiającej ziemię. Mickiewicz również wywodził się z ubogiej szlachty, ojciec usiłował robić karierę urzędniczą. Był prawnikiem w Nowogródku, jednak chyba nie posiadał specjalnego talentu do tego zawodu - zachowały się wyłącznie informacje o przegranych procesach. Rodzina przyszłego poety cierpiała na chroniczne braki finansowe, a śmierć ojca w 1812 roku ostatecznie zachwiała podstawami jej bytu materialnego. Adam poznał piękną Józię (czy też Joannę) mając piętnaście lat, w rok po śmierci ojca.

Reklama

Po latach wspominał, że promieniowała "świeżością i życiem", zachwycały go jej "świeże usta i białe zęby". Nie wiadomo jednak, czy miał osobiście okazję poznać smak tych ust, czy też uczucie pozostało wyłącznie w sferze platonicznej. Na długo zapamiętał jednak siedzącą na polu dziewczynę, opartą o stóg siana (czy też snop zboża), śpiewającą przy wtórze gitary. Każdemu nastolatkowi mogło wówczas zaszumieć w głowie i niepotrzebna była do tego specjalna wrażliwość. Piękna, hoża dziewczyna z gitarą w rękach, w gorący letni dzień. Nic dodać, nic ująć! Ale wakacje skończyły się niebawem i Adam powrócił do szkoły w Nowogródku.

Ulubienicę zobaczył dopiero po kilku latach, kiedy była już żoną jego kuzyna - Felicjana Mickiewicza, i matką dwojga dzieci. Przeraził się wówczas jej wyglądem - wesoła i ładna panna poszarzała i zbrzydła - praca fizyczna na roli zniszczyła jej urodę. Nie lepiej wyglądał kuzyn - brudny i obdarty, przypominał wiejskiego parobka. Mickiewicz, skromnie, ale elegancko ubrany, student Uniwersytetu Wileńskiego, poczuł się przy nich jak panicz. Widział ich niechętne spojrzenia i nie myślał już o dalszych spotkaniach. Wspomnienie o Johasi zachował jednak na długo, opowiadał o niej jeszcze po latach. Gdzieś głęboko w sercu tlił się uraz (do siebie? do dziewczyny? do jej męża?), podczas jednej ze studenckich imprez sowicie zakrapianych winem, improwizował z żalem na ten temat:

Wspomnieć ciebie jakże mile, Dziś, gdym smutny zawsze prawie! Jakże słodkie były chwile, Którem spędził w twej zabawie! Ściskałaś mię na twym łonie, A twoje bieluchne rączki Przypinały róży pączki, Przypinały na me skronie. Serce równym ogniem płonie! Lecz ty daleka na zawsze! Może kiedyś nieba łaskawe Pozwolą mi ujrzeć błonie, Gdzie twoje bieluchne rączki Przypinały róży pączki Na me skronie!

Nie ma jednak specjalnego powodu, aby traktować poważnie pretensje Adama. Zapewne nie tulił się do łona dziewczyny, co najwyżej mogła mu wieńczyć głowę kwiatami. Ale czy mało to mężczyzn pod wpływem alkoholu snuje żałosne wspomnienia, aby następnego dnia nic z tego nie pamiętać? Adam przebywał jeszcze wielokrotnie w Rucie, coś z dawnego oczarowania przeniknęło do ballady To lubię - w pierwszej redakcji zwracał się do Johasi, a nie do Maryli. Kiedy drukowano utwory na potrzeby cenzury, poprosił o dodatkowy egzemplarz ballady. Miał zamiar posłać wiersz dziewczynie, dla której go napisał.

Ostatecznie zmienił jednak imię bohaterki, o czym dobrze wiedziała hrabina Maria Puttkamerowa - nowa adresatka ballady. I jak zwykle, miała z tego powodu pretensje do autora. Rodziny nie stać było na zapewnienie Adamowi utrzymania w mieście, rozpoczął więc starania o stypendium. Gdyby je uzyskał, miał po zakończeniu nauki odpracować kilka lat (dwa lata pracy za rok pobierania stypendium) w jednej ze szkół okręgu wileńskiego. Kandydatów było kilkunastu, miejsc zaledwie pięć, ale przyszły wieszcz osiągnął sukces.

W decydującym egzaminie pokonał starszego od siebie o dwa lat młodzieńca, pochodzącego z okolic Mińska. Był nim Tomasz Zan. Pomimo wcześniejszej rywalizacji, chłopcy bardzo się zaprzyjaźnili. Zbliżały ich wspólne zajęcia, rozmowy i dyskusje, do grona dołączył Jan Czeczot (przyjaciel Adama jeszcze ze szkoły w Nowogródku), a potem inni: Franciszek Malewski, Józef Jeżowski, Onufry Pietraszkiewicz, Teodor Łoziński. Po dwóch latach studiów grupka ta założyła tajne Towarzystwo Filomatów (miłośników nauki). Dlaczego związek był tajny, skoro jego celem był wyłącznie rozwój moralny i samokształcenie?

Można oczywiście przypuszczać, że młodzieńcy już na wstępie mieli w planach cele patriotyczne, ale nie było to chyba prawdą. Po prostu władze carskie negatywnie odnosiły się do wszelkiego rodzaju nowych stowarzyszeń i rejestracja ich była wyjątkowo uciążliwa. A wszelkie tajemnice zawsze podniecały młode umysły jako coś zakazanego, nieznanego i groźnego. Tajnie czytywano zatem Herodota (którego Dzieje były w programie nauczania), tłumaczono tajnie Woltera, ofi cjalnie wydawanego w Wilnie. Filomaci gorliwie spisywali protokoły z posiedzeń, wiele czasu poświęcili pracom nad statutem związku.

Dokument ostatecznie miał dwa tytuły (dwie części), dwadzieścia rozdziałów i dwieście siedemdziesiąt dwa paragrafy. Niejedna współczesna konstytucja państwowa jest znacznie skromniejsza. Zebrania towarzystwa zwoływano z zadziwiającą regularnością, czasami nawet dwa lub trzy razy w tygodniu. Czytano i oceniano utwory członków, zajmowano się tłumaczeniami, wygłaszano referaty. Co najbardziej dziwi w tym wszystkim, to zajadłe dyskusje o moralności, cnocie i podobnych wyższych wartościach. Zdrowi, pełni życia chłopcy, zamiast uganiać się za dziewczętami czy krążyć po wileńskich karczmach, poświęcali energię na kształcenie moralne. Można to zrozumieć w przypadku Zana i Jeżowskiego, przejawiających skłonności do platonicznych uczuć, można zrozumieć Czeczota, preferującego podobne postępowanie, ale Mickiewicz? Jego życie osobiste upłynęło pod wpływem kobiet, gwałtownych romansów, trójkątów i czworokątów małżeńskich. Upodobania erotyczne kształtują się w młodości i zapewne Adam, studiując w Wilnie, nie był ascetą.
Kobiety w życiu Mickiewicza
Sławomir Koper

Bellona
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy