Reklama

Krew i koronki

Drobna, niewysoka, ciemne długie włosy związane w kucyk. Jest ubrana w luźne spodnie, koszulkę na ramiączkach. Ma za sobą 20 lat treningu akrobatycznego, dyplom AWF-u, uprawnienia instruktora pływania, gimnastyki, prawo jazdy kategorii B, za chwilę zdaje egzamin na A. Codziennie chodzi na basen, trening sztuk walki i siłowy. Jako jedna z dwóch kobiet w Polsce zdobyła zawodową licencję kaskadera - zdała egzamin z fechtunku, skoków i upadków z dużych wysokości, pływania wszystkimi stylami. Anna Komorowska (26 lat) nie wygląda jak Rambo. Przypomina dziewczynę z sąsiedztwa. Zakochana, ma chłopaka aktora, mieszka w Warszawie.

Reklama

Na spotkanie przyjeżdża motocyklem. Od drugiej klasy liceum jest fanką szybkiej jazdy, ściga się na torze. Upał, a ona w ochronnej kurtce, grubych spodniach i kewlarowych butach za kostkę. Zdejmuje kask. Jest bez makijażu, tylko na ustach ma delikatny błyszczyk. Odpina sprzączki kurtki i butów. Minimalistyczny T-shirt, stalowy wisiorek na rzemyku. Katarzyna Kędzior, 33 lata, jest specjalistką od ewolucji na motocyklu. Żona, mama dwójki dzieci.

Ładna, kobieca. Umalowane rzęsy, obcisła bluzeczka z połyskliwym nadrukiem, wypielęgnowane paznokcie. Energiczne ruchy. Zamawia herbatę, nie pije kawy ani alkoholu. Wysportowana, od podstawówki trenowała akrobatykę i tańczyła. Ma 26 lat, od siedmiu pracuje jako kaskaderka. Agnieszka Pawłowska mówi o sobie: niezależna.

Męska rzecz

Ujęcie z filmu My, Cichociemni. Pociąg nadjeżdża z lewej strony. Na schodkach wagonu dziewczyna szykująca się do skoku. Nasyp jest stromy, prędkość duża. Filmowa bohaterka ma w oczach strach. Skoczy? Agnieszka opowiada:

- Jadę tym pociągiem i mam tylko jedną szansę, bo zachodzi słońce i nie będzie warunków na duble. Wiem, w którym miejscu nasypu ukryliśmy kawałek wykładziny. Ona ustabilizuje lądowanie, uchroni kostki przed skręceniem na kamieniach. Ale czy trafię? Czy dobrze się zwinę, żeby stoczyć się bezpiecznie? Wychylam się, czuję wiatr, pęd. To już za pięć metrów, za dwa. Teraz! Skok. Kilka przewrotów w dół z nasypu i jeszcze krótki bieg. Cięcie! Dopiero teraz sprawdzam - nie ma nawet zadrapań, wszystkie kości całe. Udało się! Agnieszka Pawłowska wraca do kolegów, biją jej brawo.

Wycie silnika, w kadrze pojawia się rozpędzony motocykl. Na horyzoncie dwumetrowy mur z czerwonej cegły. Kierowca, czyli Kaśka, nie zdąży już wyhamować. Czuje pot spływający po plecach, zaciska dłoń na manetce gazu, za chwilę maszyna z impetem wbije się ścianę. Huk, cegły lecą na boki jak roztrzaskane klocki lego. Kamera stop. Kaśka zatrzymuje się po stu metrach, zdejmuje kask, odwraca głowę. Zrobiła to! Od partnerów z zespołu usłyszała: "No, Kędzior, respekt!".

Plan Kryminalnych, twierdza Modlin. Anka przygotowana do skoku. Spogląda w dół: 15 metrów. Jakieś cztery piętra - przemyka jej przez myśl. Kartonowe pudła, na które ma skoczyć, wyglądają na dole jak złożone na czworo chusteczki higieniczne, a ona nie ma zabezpieczenia. Zaciska pięści, czuje, że skóra dłoni jest mokra. Ale Anka nie może okazać słabości. Mówi:

- Bycie kaskaderem to męskie zajęcie, kobiet w tym fachu jest tylko kilka procent. Trzeba dać z siebie wszystko, żeby zostać zaakceptowanym. Po ośmiu latach koledzy traktują mnie już jak partnera, ale wciąż czuję się obserwowana i oceniana. Na planie jestem kumplem, płeć przestaje mieć znaczenie. Oczywiście nie robię wszystkiego, co oni, nie targam na przykład ciężkiego sprzętu. Ale poza tym nie ma taryfy ulgowej - opowiada. I dodaje: - Na szczęście jest coraz więcej aktorek, które doceniają dublerki i żądają ich na planie.

Ona to ja

Agnieszka Grochowska w filmie Mała wielka miłość. Jedzie rowerem, nagle, nie wiadomo skąd, wyłania się drugi! Wypadek. Agnieszka przelatuje przez własną kierownicę, chłopak frunie nad jej rowerem, upada z łoskotem na asfalt. Jest krew. Agnieszkę trzeba wziąć w cudzysłów - to Anka zamiast niej. Są do siebie podobne, Anka ma taką samą figurę, rysy twarzy, włosy.

- Od kiedy Agnieszka wie o moim istnieniu, chętnie ze mną pracuje. Ona, jako jedna z pierwszych polskich aktorek, zaczęła się buntować przeciwko przebieraniu w peruki chłopców dublerów, którzy w niczym nie przypominają sylwetką kobiet - opowiada Anka.

- Jestem po to, żeby chronić aktora - tłumaczy Kaśka. - Są oczywiście tacy, którzy potrafią i chcą sami wykonać numer. Ale jest ich niewielu, reszta z ulgą zgadza się na zastępstwo kaskadera. Każdy dubel to dla aktora zmęczenie i gorsza koncentracja, czyli rosnące niebezpieczeństwo. A reżyser potrzebuje powtórek. Nawet jeśli za pierwszym razem wychodzi dobrze, następne ujęcia są już gorsze. Aktor powinien być oszczędzany. A ja mam więcej luzu, nie muszę być skupiona na przygotowaniu do kolejnej sceny. Nie mam przecież roli mówionej, bo gram ciałem i umiejętnościami technicznymi. Za każdym razem podchodzę do zadania z tą samą wprawą. I z entuzjazmem, bo dla mnie to frajda, a nie rutyna.

Zabawa, kiedy za kogoś nadstawia się karku?

Agnieszka potwierdza: - To też. I wspomina zlecenie: reklama sosu do makaronu, Zakopane. Kręcą Amerykanie, na planie gromada aktorek... staruszek. Panie mają pokazać, że ten sos krzepi, ale nie wszystkie są w stanie - trzeba skakać i żonglować naczyniami na łące i w górach. Do akcji wkraczają dublerzy. - Przygotowania do zdjęć trwały od trzeciej nad ranem. Aktorkom zrobiono odlewy twarzy, a na ich podstawie gumowe maski, które zakładano nam. Godzinami trzeba je było przyklejać, malować, pudrować. I tak kilka dni. Ale wyglądaliśmy super!

Każda z nich ma na koncie zlecenie z kategorii "więcej śmiechu niż wysiłku". - W filmie Serce na dłoni Krzysztofa Zanussiego dublowałam aktorkę, która nie potrafiła utrzymać równowagi na rowerze, a musiała w filmie jechać skuterem. Była mi bardzo wdzięczna, że wybawiłam ją z totalnej opresji - śmieje się Kaśka. I dodaje: - To tylko margines zleceń, na ogół jest ostra jazda.

Dama pikowa w Operze Narodowej. Anka dubluje główną bohaterkę. Platforma na wysokości pięciu metrów. W podłodze zapadnia. Moment napięcia, samobójczy skok wywołuje na widowni zbiorowe "Ach!". - Jasne, że boję się trudnych scen. Tylko głupi się nie boi - mówi Anka. - W tym zawodzie nie ma miejsca na pomyłkę. A dobry kaskader waha się tylko raz, w samotności, gdy decyduje się, czy bierze zadanie. Kiedy mówię "tak", nigdy się nie wycofuję.

Anna na zdjęciach prosi bliskich, żeby nie dzwonili, aż sama zamelduje, że jest po wszystkim. - Nie chcę po prostu stawiać wódki na planie. Taki jest zwyczaj: zadzwoni ci komórka, fundujesz - żartuje. Tak naprawdę zależy jej na stuprocentowej koncentracji, nie ma głowy, żeby odpowiadać na pytania: jak było? Dałaś radę?

Wypadki przy pracy

Agnieszka przed mamą nie ma tajemnic, więc ona wie o każdym zleceniu. - Ale i tak za każdym razem słyszę: "Błagam cię, uważaj na siebie". I zapewniam: "Będę ostrożna, nie martw się, przecież na planie zawsze jest lekarz". Przed rozpoczęciem produkcji Agnieszka rozmawia ze stylistkami: czy kostium mógłby mieć długie rękawy, nogawki, czy spódnica może być obszerniejsza, zasłaniać kolana?

- Wtedy da się włożyć ochraniacze na łokcie, nogi, są nawet specjalne spodenki z wszytymi wzmocnieniami na biodra, miednicę. Ale czasami klapa, nic się nie da zrobić - kręci głową. - Podczas nagrania do Szymon Majewski Show spadałam z łoskotem zepchnięta z wysokiego barowego stołka. Byłam ubrana w szpilki, kabaretki, obcisłe szorty i gorset! Niby proste zadanie, ale miałam po nim fioletowe biodro i łokieć - opowiada. Taka praca. Ale trochę głupio, gdy chce się iść na randkę.

Po pracy Anka w łazience. Teraz może odebrać komórkę: - Jak tam, córeczko? - Wszystko OK, fajne zdjęcia skręciliśmy. A co u ciebie? - Anka mówi dużo i głośno. Woli, żeby mama nie zaczęła zadawać szczegółowych pytań. Bo jednocześnie wyjmuje sobie z przedramienia kawałki szkła, które z brzękiem wpadają do umywalki. Dzisiaj kręcili skok przez zamknięte okno. - Dla mnie to norma, dla rodziców ciągle szok. Trzeba go minimalizować - tłumaczy Anka. - Więc im mniej wiedzą, tym lepiej.

Kraków, pierwsza próba do spektaklu teatralnego. Drobna kobieta wychodzi na środek sceny, zatrzymuje się na krzyżyku precyzyjnie zaznaczonym na podłodze. Nagle odrywa się od ziemi, na niewidocznych linkach leci z wielką prędkością dziesięć metrów w górę i jednocześnie osiem do tyłu. Za plecami ma ścianę, na plecach "żółwia", ochraniacz. Jeden nie taki ruch i ciało się skręca, twarz zderza się z murem. Nos Ani krwawi. Wieczorem rozmasowuje siniaki. Przy następnych próbach przybywa ich mniej. Podczas premiery nie ma już na sobie ani "żółwia", ani kasku.

- Gdy numer wychodzi, od razu wyrzucam z siebie nerwy, cieszę się głośno, czasem ludzie zwracają uwagę: "Anka, spokojniej". A ja muszę natychmiast pozbyć się stresu, bo nie ma co ukrywać, bywa ogromny - opowiada. Codziennie rano pływa: wyłącza myślenie, przepływa 50 basenów, zmywa napięcie. Przyjaźni się z Otylią Jędrzejczak, razem godzinami chodzą po centrach handlowych, odreagowują. Anka obowiązkowo wygospodarowuje czas na teatr i kino.

Kaskaderskie skrzywienie

Kaśka wypuszcza powietrze, czytając książki albo oglądając dobry film. - Ale łapię się na "kaskaderskim skrzywieniu". Czasem, gdy coś oglądam, mniejszą uwagę zwracam na fabułę. Przede wszystkim jestem ciekawa, jak zrealizowano efekty specjalne - mówi.

Opowiadając o wyczynach na motocyklu, używa slangu: "odwinąć na maksa" to odkręcić manetkę gazu do końca; "złożyć się na kolano" - wziąć zakręt tak, że ochraniaczem zabezpieczającym kolano przyciera się o asfalt; "nie zmieścić się w czarnym", "pojechać na grzyby" albo "w zielone" to wypaść z szosy. Przyznaje: w tym fachu nabiera się cech męskich. Rezygnacja z ułamka kobiecości? To nieuniknione. Choć Kaśka podkreśla: - Absolutnie nie czuję się przez to mniej kobieca. Paradoks? Kompromis.

Puder na blizny

Agnieszka przed szafą. Jest zła: lato, a ona szuka długich spodni. Za parę dni wesele kuzynki. Jak się pokaże rodzinie? - krytycznie ogląda posiniaczone nogi. Jest po zdjęciach do filmu Macieja Wojtyszki Ogród Luizy.

Dziś wspomina: - Dublowałam aktorkę uciekającą przez ruchliwą drogę do lasu. Bliskie spotkanie z maską samochodu skręcającego na stację benzynową było zaplanowane. Niestety, podczas jednej z prób okazało się zbyt bliskie... Dobrze, że wymyślono korektory i fluidy: zielone i fioletowe ślady na ciele po zderzeniu dało się jakoś ukryć - opowiada Agnieszka.

Na co dzień nosi płaskie buty, wygodne T-shirty i spodnie. Ale czasem lubi poczuć się kobieco. - Czekam na śluby przyjaciółek, bo to dla mnie jedyna okazja, żeby włożyć elegancką sukienkę - tłumaczy. Gdy łapie się na tym, że w telewizji znowu wybiera amerykański film kryminalny, a nie serial, o którym rozmawiają koleżanki, przed snem dla równowagi czyta poezję.

- Nie odpuszczam sobie spotkań w gronie przyjaciółek, to trzyma mnie w babskim świecie. Tak jak wypady do sklepów. Nawet gdy nie mam pieniędzy na zakupy, oglądam wystawy, żeby wiedzieć, co jest modne, żeby nie wypaść z obiegu - opowiada. Chodzi na dyskoteki, chętnie zgadza się na sesje zdjęciowe.

Rezerwowe szpilki

Urodziny Kaśki rok temu. Szwagier wręcza jej prezent, dobre perfumy. Ona dziękuje bez euforii, odstawia na półkę dla ozdoby. W tym roku szwagier próbuje drugi raz. - Komplet kluczy nasadowych z grzechotką, pięknych, z błękitnym tytanowym poblaskiem. Byłam zachwycona - opowiada Kaśka. Czasami jednak zamyka się w łazience na godzinę. - Wychodzę umalowana, na obcasach, w sukience. Jakaś torebka, koronki. I rodzina mnie nie poznaje! - śmieje się. Sama też woli siebie w dżinsach. Własnoręcznie buduje taras przed ich domem pod Warszawą, wiertarki używa jak inne kobiety pędzelka do pudru. Ma męski styl bycia, reagowania, mówienia? Na szczęście nie kłóci się to z jej naturą.

Anka dodaje: - Czasem trzeba się dopasować, żeby być "swojakiem". Do niedawna jeździłam małymi kobiecymi autkami. Ale koledzy podkręcali mnie: "Jesteś kaskaderką! Twardziele mają inne samochody". I kupiłam terenowe mitsubishi - uśmiecha się. Ona też ma w szafie rezerwowe szpilki i spódnice. - Ale wkładam je tylko w niedzielę do kościoła - mówi.

Mam pracę, kochanie

Telefon w mieszkaniu Anki. O tej porze? Jest jedenasta wieczorem. Jej chłopak patrzy poważnie - na pewno do Ani. Ona odbiera, rozmawia pięć minut, patrzy w jego oczy: "Nie możemy jechać w weekend na Mazury. Mam od jutra robotę w Pradze. Przepraszam". Wojtek, choć jako aktor zna pracę na planie, ciągle się o Ankę boi. Zresztą sam niedawno miał wypadek, spadł z wysokości dwunastu metrów na klatce schodowej. Kilka dni był w śpiączce, lekarze wróżyli mu wózek. I teraz nie ma wątpliwości, że jego dziewczynie naprawdę grozi niebezpieczeństwo.

Co z tego, że zapewnia go: "uważam na siebie". Przecież któregoś dnia może po prostu nie wrócić do domu. Anka z jego pracą też ma problem. - Mówię: "Jestem zazdrosna. Grasz z pięknymi kobietami, kręcą się wokół ciebie fanki". Trudno mi sobie z tym poradzić. Rzadko zdaję sobie sprawę, że on nie jest w lepszej sytuacji. Dopiero gdy słyszę: "Ty za to pracujesz wśród mężczyzn, wyjeżdżasz z nimi, przeżywasz wspólne emocje. Myślisz, że nie jestem zazdrosny?", muszę przyznać: niełatwo być moim partnerem.

Kaśka ma najlepiej. Tomek, jej mąż, jest kierowcą wyścigowym, sześciokrotnym mistrzem Polski. Rozumie, co to znaczy mieć niebezpieczną pasję. - Gdy osiem lat temu zaczynałam pracę w filmie, to on przetarł mi drogę. Oboje pracowaliśmy w firmie Kawasaki, tam się poznaliśmy. Producenci filmu Młode wilki poprosili nas o wypożyczenie motocykla. Tomek pojechał na plan, bo potrzebny był też doświadczony kierowca. Niedługo potem przyszło podobne zlecenie dla kobiety. I padło na mnie.

Tak się zaczęło - wspomina. Mąż boi się o nią za każdym razem, ale jest pewny, że Kaśka sobie poradzi, nieraz widział, jak wychodziła z poważnych opresji. Wie, co czuje, bo lubią podobne wyzwania. Dzieciom, sześcioletniej córce i czteroletniemu synowi, mówią: "Mama idzie do pracy".

Agnieszka nie chce mówić o życiu osobistym, niech to będzie jej tajemnica. Ale przyznaje: gdy ma się taką pracę, budowanie trwałych związków nie jest łatwe, prywatność musi ucierpieć. A kiedyś przecież trzeba założyć rodzinę, stworzyć dom, zacząć gotować obiady. No i mieć normalną pracę. Czy im się to uda?

Warszawska Praga, ulica Skaryszewska. Anka przed starym niewielkim budynkiem. - Tu mógłby być mój pub - marzy. Ona już wie, jak chciałaby zainwestować zaoszczędzone pieniądze. - Muszę mieć alternatywę. Przecież kaskaderka kiedyś się skończy.

Agnieszka studiuje finanse i rachunkowość. Zdaje sobie sprawę, że jeśli zamierza pracować w filmie, powinna też opracować plan B. Może własna firma, może solidny dyplom w kieszeni i praca u kogoś? Na razie jest dobrze, szkoda tylko, że zlecenia trafiają się nieregularnie. Jeśli są, OK. Ale bywają miesiące chude, kiedy telefon milczy, bo niczego się nie kręci. Wtedy kaskaderka zostaje bez kasy.

Kaśka o swoją przyszłość już zadbała: razem z Tomkiem prowadzą serwis przygotowujący motocykle do wyścigów. Praca w filmie to już tylko ekscytująca pasja.

Po co ci to, dziewczyno?

Agnieszka swoją motywację tłumaczy: - Bycie kaskaderką to wielka przygoda. Ale także sposób na pokonywanie ograniczeń. Kilka tygodni temu, zdjęcia do serialu Samo życie. Scenariusz zakłada, że rower wodny, którym płynie bohaterka dublowana przez Agnieszkę, za sekundę przewróci się do góry dnem, będzie tonąć. Aga skupiona. To widać. Nikt jednak nie dostrzega, że jest także przerażona. Lęk ukryła głęboko. Nie znosi wody, zanurzania, boi się - to ludzkie. Ale przecież nie może po prostu przeprosić i uciec! Jezioro rozrasta się w jej głowie do rozmiarów oceanu. W dodatku musi uważać, żeby po zanurzeniu nie wypłynąć za szybko, bo upadający rower uderzy ją w głowę. Czy da radę? Łapie ostatni oddech. Już! - Przełamałam opory, wiedziałam, że kiedyś będę musiała się z nimi zmierzyć. Przesunęłam dalej granicę swoich możliwości. To jest fajne w moim zawodzie.

Anka mówi: - Kocham kaskaderkę, ale może oprócz całej frajdy, której mi dostarcza, stanie się także odskocznią do aktorstwa? Bo marzy o tym, żeby kiedyś wyjść z cienia, zagrać jako aktorka. To ją ekscytuje. Choć mogłaby być trenerką albo skupić się na tym, co wpisuje w rubryce "zawód": organizator imprez sportowych na terenie dzielnicy Ochota. Oba zajęcia spokojne i pewne. Tylko że jej stabilizacja nie wystarcza.

Ona robi TAKIE rzeczy

- Kiedy robię skomplikowane numery, czuję, że szybciej płynie mi krew. I jeszcze coś... Jestem typem zakompleksionym. Czasem wydaję się sobie zbyt słaba, mało przebojowa, za szara. Praca na planie mnie dowartościowuje. Lubię imponować samej sobie. I lubię, kiedy rodzice - dumna ze mnie mama i tata, kiedyś sportowiec, silna osobowość, mój autorytet - mogą powiedzieć znajomym: Córka robi TAKIE rzeczy! Numer życia? Chyba wciąż przed nią. - Jeszcze nigdy się nie... paliłam - uśmiecha się. - Nie, żebym się do tego rwała, ale to trudne, poważne zadanie, które świadczy o najwyższej klasie. Kiedyś na pewno się zdarzy. I wtedy się nie zawaham.

Debiut Kaśki, serial dla dzieci Trzy szalone zera. Rok 2000. Ona dubluje bohaterkę, która jeździ motocyklem, to stary dniepr z koszem dla pasażera. Parkuje maszynę, koniec ujęcia. Odpina kurtkę, zdejmuje kask. Teraz wszyscy widzą: jest łysa. Jej twarz, na razie rozgrzana od wysiłku i temperatury, za chwilę stanie się blada. Dłonie bez rękawiczek są takie szczupłe...

Nie ma innej opcji

- Zachorowałam na raka. Nowotwór węzłów chłonnych. Od początku choroby miałam jasną taktykę: wygram, nie ma innej opcji. Moja droga stała się tunelem: żadnych uliczek w bok, jest tylko jeden cel na końcu - wyzdrowienie. Między chemiami inni czują się podle, ja postanowiłam: właśnie wtedy będę miała nieprzeciętną energię. I to działało. Kiedy mijał ból i torsje, wkładałam rolki, uśmiechnięta jechałam do sklepu po warzywa. Gdy przyszła propozycja z filmu, nie zastanawiałam się ani chwili, to też był element walki. Dzieje się coś nowego, biorę w tym udział, jest po co żyć. Jeszcze tyle przygód przede mną, dam radę! Może także dzięki temu wyzdrowiałam?

Agnieszka Litorowicz-Siegert

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: siniaki | zlecenie | kask | szpilki | skok | włosy | spodnie | krew
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy