Reklama

Manifa w Krakowie

7 marca na krakowskim Rynku Głównym po raz kolejny odbyła się feministyczna Manifa, która w tym roku obchodzi 10 urodziny.

Manifa, czyli doroczna demonstracja feministyczna, została po raz pierwszy zorganizowana w 2000 roku w Warszawie przez grupę Porozumienie Kobiet 8 marca. Dziś demonstracje organizowane są także w Szczecinie, Gdańsku, Łodzi, Poznaniu, Toruniu i Katowicach. Co roku przemarsz ulicami większych miast organizowany jest pod innym hasłem. W 2002 roku brzmiało ono "3 razy TAK: TAK dla edukacji seksualnej, TAK dla antykoncepcji, TAK dla prawa do aborcji"", w 2008 "Hasło dowolne, chcemy być wolne", tegoroczne brzmi" Ekonomia ma płeć. Ale czy twoją?".

Jeden rynek, dwa światopoglądy

Demonstracja pod krakowskim ratuszem rozpoczęła się kilka minut po godzinie 14. Kilkanaście minut wcześniej na rynku pojawili się działacze i działaczki Młodzieży Wszechpolskiej. Zaopatrzeni w transparent z napisem "Babo-chłopy do roboty"głośno skandowali antyfeministyczne hasła, próbując zagłuszyć rozpoczynającą się Manifę i skupiając na sobie uwagę przechodniów. Organizatorzy feministycznej demonstracji byli przygotowani, w odpowiedzi urządzili kilkuminutowy minikoncert na bębnach.

-Jesteśmy już przyzwyczajeni do obecności Wszechpolaków podczas manifestacji - powiedziała jedna z uczestniczek - dlatego mamy swoje sposoby, żeby zwrócić na siebie uwagę przechodniów.

Reklama

Mało pracy, mało władzy

Mimo hałasu, a dzięki pomocy megafonu, organizatorkom manifestacji udało się przedstawić problemy, jakie porusza tegoroczna Manifa. Wśród demonstrujących znalazła się także prof. Joanna Senyszyn, która jasno przedstawiła cel demonstracji.

- W Polsce nadal za dużo władzy znajduje się w rękach mężczyzn, którzy decydują za kobiety. W pracy nie jesteśmy traktowane na równi z naszymi kolegami i to powinno się zmienić.

Organizatorzy i organizatorki Manify 2010 zawarli swoje postulaty w rozdawanych wśród przechodniów i uczestników ulotkach.

" Domagamy się traktowania sfeminizowanych zawodów na równi z innymi grupami zawodowymi, co jest niezbędne dla realizacji zagwarantowanej w Konstytucji równości kobiet i mężczyzn w życiu gospodarczym. Dyskryminację kobiet na rynku pracy często uzasadnia się tym, że korzystają w urlopu macierzyńskiego. Urlopy dostępne zarówno dla matek i ojców wyrównałyby sytuację na rynku pracy. Konieczne jest również zwiększenie dostępności żłobków i przedszkoli, aby kobiety mogły łączyć macierzyństwo z pracą zawodową."

Kontrulotki

Podobne ulotki przygotowali działacze Młodzieży Wszechpolskiej, deklarujący, że "od początku swojego istnienia walczyli o emancypację kobiet". Wszechpolacy nie skupiali się jednak na prezentowanym problemie dyskryminacji kobiet w pracy, zmuszaniu ich do zakładania własnej działalności gospodarczej lub przenosin na gorzej płatne stanowisko, ale na krytyce współczesnego feminizmu.

"[...] feminizm w prezentowanej dziś formie nie ma nic wspólnego z walką o prawa kobiet. Krzykliwa hałastra, która po raz kolejny zakłóca spokój Krakowianom w niedzielne południe promuje cywilizację śmierci. [...]Promocja aborcji, homoseksualizmu, niszczenia tradycyjnych rodzin budzi nasz głęboki sprzeciw. Ich działalność głównie ma na celu lansowanie poszczególnych działaczek organizacji feministycznych, które nie mają nic mądrego do zaoferowania z sferze publicznej[...]."

Parytet zamiast manify

Większość obecnych na rynku kobiet zgadzała się z prezentowanymi poglądami, chociaż zdarzały się wyjątki.

- Nie uważam, żeby takie demonstracje miały kobietom pomóc - powiedziała Anna, mama 3- letniej Kasi - potrzebne są nam bardziej sformalizowane działania, jak chociażby walka o parytety. Tylko zapewnienie odpowiedniej ilości kobiet w rządzie może cokolwiek zmienić. Manifestacje nie mają sensu, za pół godziny na rynku zostaną tylko kwiaciarki, reszta się rozejdzie do domów, zadowolona, że tą kilkunastominutową obecnością w jakiś sposób wpłynęła na rząd.

O tym, że tego rodzaju demonstracje powinny trwać dłużej był również przekonany mieszkający od niespełna 4 lat w Polsce Jason Switzer, student Jagiellońskiego

Centrum Języka i Kultury Polskiej.

- W Stanach demonstrujemy już dziesiątki lat. W niektórych miastach powstają nawet specjalne miejsca, place, gdzie można zgromadzić bezpiecznie większą ilość osób. Myślę, że godzina to za mało. Dziewczyny walczą w słusznej sprawie, ale powinny mocniej przemówić do wyobraźni przechodniów, zaprosić kobiety, które same doświadczyły dyskryminacji, żeby podzieliły się swoimi historiami, tak, by inne uwierzyły, że może je spotkać to samo. Wiem, że jest zimno, ale wystarczyło zapewnić po kubku zwykłej, ciepłej herbaty i przedłużyć spotkanie.

Według wstępnych szacunków policji na krakowskim rynku zgromadziło się wczoraj około 100 osób.

Zobacz fotoreportaż z Manify.

Dziś Manifa odbędzie się też w Warszawie.

Katarzyna Pruszkowska

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: demonstracje | Kraków
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy