Reklama

Martyna z Poznania

Od roku, kiedy to moje "szczęście-nieszczęście" odeszło ode mnie do "biuściastej blondi" z działu marketingu swojej firmy, jestem singlem.

Od roku, kiedy to moje "szczęście-nieszczęście" odeszło ode  mnie do "biuściastej blondi" z działu marketingu swojej firmy, jestem singlem.

Solo z wyboru, bo przez ten czas nie brakowało okazji do nawiązania "związku życia". Związek na "bój zabój", o nie, co to, to nie, ale do maleńkiego flirtu, nie powiem jestem skora i skrupulatnie te okazje wykorzystuję.

Flircik, kokietowanie ciekawego "obiektu" w końcu jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a wręcz przeciwnie, wyzwala w nas , to co najlepsze - pokłady sexapilu i filuternego, zalotnego uśmiechu na twarzy. Teraz, kiedy już "pozbierałam się", kiedy emocje odpłynęły i jestem niczym feniks, który odrodził się z popiołów, z niekłamaną uczciwością mogę powiedzieć - dobrze mi tak!

Reklama

Ale przed rokiem kolorowo nie było, a nie nadrabiając miną, przyznam szczerze było koszmarnie. Mój "exio" w niecałe 4 miesiące po zaręczynach, które odbyły się z jego inicjatywy i ze wszystkimi szykanami (tort, pierścionek, bukiety kwiatów, dla przyszłej teściowej także, bo jakże inaczej) zmienił "obiekt" zainteresowania. Od ciemnookiej szatynki, którą jestem powędrował w objęcia wspomnianej blond-piękności. O tyle odchorowałam to, że albo byłam ślepa, albo tak ufna, ale ani przez moment nie spodziewałam się takiej niespodzianki wątpliwej "jakości". Przyznam już dziś spokojnie, "niespodzianka" przez duże "N" wyszła mu nader dobrze. Morze łez, zgrzytanie zębów, złość, a przede wszystkim niemoc....to uczucia z którymi byłam za "pan brat".

Ale dziś...jestem wyzwolona i wolna od zakłamanej chorej miłości, jestem Panią Samej Siebie, bez zrzędzenia, utyskiwania i narzekania na... kolejki sklepowe. Tak miało być i choć przed rokiem byłam rozgoryczona i bardzo, bardzo smutna, dziś promienieję. Właśnie tak jest, jestem na wskroś uczciwa pisząc te słowa, jestem szczęśliwa i nie wróciłabym do poprzedniego "stanu posiadania". Zakupy w perfumerii, kiedy tylko stan konta pozwala, wreszcie mogą i trwają godzinkę...Nie słyszę już za sobą biadolenia "jak można być tak niezdecydowaną", nie słyszę chrząkania, bo mecz rozpocznie się lada moment. Być "panią swojego życia", móc decydować kiedy , z kim i samej sobie odpowiadać - dlaczego. Nie, nie znaczy to wcale , że jestem egoistą, dzielenie z "exiem" życia i upodobań, przychodziło mi z goła łatwo, ale... Ale teraz jest inaczej, lepiej, wartościowiej...

Nigdy, przenigdy, nawet w chwile po jego odejściu nie czułam się samotna, opuszczona. Może to za sprawą Kasi, choć biologicznie jesteśmy sobie obce, to więzy, które nas łączą silniejsze są aniżeli niejedna siostrzana miłość. Może Marek ze swoją "świeżo" poślubioną żonką, zdziałali cuda, dla mojego wewnętrznego "ja". Może....Prawda jest, że choć minął rok, nie odczuwałam, ani mniej, ani bardziej dotkliwie samotności. Ja po prostu nie jestem samotna, jestem tylko solo, bez pary, bez kochanka, bez "drugiej połówki" pisząc poetycko... Bo czy, aby na pewno "mój były", był druga połówka tej samej pomarańczy? Ach, szkoda czasu rozwodzić się nad przeszłością, było, minęło, rozdział zamknięty...

Teraz w pełni świadoma tego co robię - wybrałam życie singla, póki co tak chcę, tak jest mi dobrze, tak zdecydowałam. To wybór, a nie konieczność... to sobotnie spanie do godziny 12., bez wyrzutów sumienia, że on, miał "fuchę" i od 8. jest na nogach, to maraton wiosennych zakupów, trwający od tygodnia i spokój sumienia, że nie usłyszę "znóóóóów te ciuchy" z pretensją w glosie. A sfera emocji, a zwykłe, ludzkie pogłaskanie po policzku lub wtulenie się całą sobą w tego jednego, jedynego?

Jestem otwarta na ludzi i świat, promienna, optymizm we mnie aż kipi, dlatego myślę wokół mnie i ze mną przez życie idzie mnóstwo ludzi. Koleżanki, koledzy, Kasia , Marek ze swoja żoną, znajomi z pracy i Ci bardziej "od serca". Na brak dobrych, wyprobowanych przyjaciół nie cierpię, nie narzekam na samotne wieczory i nawet wigilia, była euforycznie szczęśliwa, bo siostra właśnie powiła pierwszego dzidziusia. Bliskość fizyczna? Nie brakuje mi mężczyzny, jeszcze nie... Dzień wypełniony po brzegi, wreszcie sfinalizowane kolejne "stopnie wtajemniczenia" języka włoskiego. Wakacje już dziś zaplanowane, ale nie w pojedynkę i wcale nie na "przyczepkę" jak mogłoby się zdawać... Nie jestem odosobnionym "przypadkiem" w naszej paczce, nie jedyna solo...Żyję pełną piersią, zadowolona z tego, jak i co jest, bo to mój wybór, moje solenne postanowienie - "odpuszczam facetom". Przynajmniej teraz, jutro , za miesiąc...a co będzie dalej życie pokaże.....To nie mus, to wybór, to radość chwili, to tu i teraz - jestem sama, ale nie samotna...czego wszystkim, którzy są sami - życzę!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama