Reklama

Pan położny

Zaledwie ok. 40 mężczyzn wykonuje w Polsce zawód położnego. W tym sfeminizowanym zawodzie pracuje ok. 30 tys. osób. Choć dla wielu osób mężczyzna w tej roli to zaskoczenie, to - jak mówią położni i ich nauczyciele - liczy się nie płeć, ale wiedza i umiejętności.

Mury Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach opuściło dotąd ok. 900 położnych, w tym zaledwie trzech panów. W środę odbyła się tam uroczystość czepkowania - 82 przyszłe położne, studentki pierwszego roku, założyły czepki, rozpoczynając symbolicznie swoją misję.

Panowie położni otrzymują podczas takiej uroczystości furażerki. "Już w liceum w drugiej klasie wiedziałem, że pójdę na położnictwo. Nastawiłem nauczycieli, kolegów i koleżanki. W rodzinie było zdziwienie, mama się bardzo zdziwiła, ale jak zobaczyła mnie na pierwszym roku na czepkowaniu to stwierdziła, że jestem odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu" - powiedział jedyny obecnie student położnictwa w Śląskim Uniwersytecie Medycznym Andrzej Baran.

Reklama

Jako student trzeciego roku miał już praktyki w szpitalu, przyjmując porody wraz z nauczycielem. "Pacjentka ma prawo do wyboru położnej czy położnego, żadna mnie jeszcze nie wyprosiła z porodu. Staram się przetłumaczyć, że płeć nie ma znaczenia. Liczy się to, że się chce pomóc, uśmiech się liczy i intencje. Na początku panie pytają dlaczego ten kierunek, ja opowiadam, nawiązuję kontakt i jest mi łatwiej. Ojcowie też są zdziwieni, ale zadowoleni" - dodał.

Baran podkreślił, że za granicą w tym zawodzie pracuje więcej mężczyzn. "Mam nadzieję, że zdziwienie będzie coraz mniejsze. Zapraszam facetów, żeby studiowali na naszym kierunku. Studia są ciężkie, ale po takim 12-godzinnym dyżurze, gdy się przychodzi do domu i czuje się, że się komuś pomogło, że na świat przyszło nowe życie, to jest duża satysfakcja. Kobieta jest zmęczona, poród to duży wysiłek dla organizmu, ale jak mama ma już przy sobie to dziecko, to nie pamięta o bólu. Widzi się łzy i mamy, i taty, przy pierwszych porodach mnie samemu się to zdarzyło na boku, teraz już jestem przyzwyczajony" - powiedział.

Kierownik Zakładu Propedeutyki Położnictwa ŚUM dr Beata Naworska była zadowolona, kiedy na studia dostał się pierwszy mężczyzna. "Nie mówię o parytecie, ale byłabym zadowolona, gdyby mężczyźni mieli swój większy udział w tym zawodzie. Różnorodność płci w każdym zawodzie sprawia, że potrzeby osób, z którymi mamy kontakt, są postrzegane wielokierunkowo. Mężczyzna, który będzie wykonywał zawód położnego, jest tak samo dobry jak lekarz - położnik, czy chirurg - mężczyzna. Jeśli chodzi o kompetencje, nie ma żadnej różnicy. W kwestii doboru przez pacjentki może być - wiele kobiet zamiast do kobiety woli iść do mężczyzny ginekologa. Jest takie nieprawdziwe przekonanie w społeczeństwie, że kobieta może być niedelikatna w czasie badania" - powiedziała.

Według dziekan Wydziału Opieki Zdrowotnej Śląskiego Uniwersytetu Medycznego prof. Violetty Skrzypulec - Plinty, mężczyzna - położny budzi zdziwienie, bo w ogóle mężczyzna na sali porodowej jest czymś nowym.

"Zawsze to była kobieta akuszerka, kobieta towarzysząca, zawsze był ten tajemny krąg kobiet. Mężczyzna jest czymś nowym, ale zmieniamy nastawienie do wszystkiego. Może właśnie mężczyzna będzie dla danego typu kobiet bardziej właściwy, może tego Kowalskiego rozhisteryzowanego, który krzyczy, czemu to dziecko się jeszcze nie rodzi, będzie mógł uspokoić, może męski autorytet będzie miał swoje zastosowanie" - powiedziała.

Jak podkreśliła dziekan, polskie położne są dobrze wykształcone i nie mają problemów ze znalezieniem pracy za granicą. "Sporo z nich wyjeżdża, bo widzę to po liczbie wypisywania i nostryfikowania dyplomów, o co proszą. Ja się mogę tylko cieszyć, że spotykają się z dużym uznaniem. Dostajemy listy z podziękowaniami zza granicy za wykształcenie dobrego personelu, wolałabym jednak takie listy dostawać z Mikołowa czy Katowic. Smutne jest to, że tak kiepsko zarabiają i to uposażenie jest nędzne w porównaniu do odpowiedzialności nakładu pracy. Jako kobieta, jako dziekan, jako lekarz uważam, że piękniejszego zawodu nie ma" - powiedziała Skrzypulec - Plinta.

Anna Gumułka

PAP/INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy