Reklama

Pierwsze kryzysy małżeńskie

Pierwszy rok po ślubie to zazwyczaj okres mniej lub bardziej konfliktowego "docierania się" małżonków. Owszem, zdarzają się pary idealne od samego początku, ale należą one do wyjątków.

Pierwszy rok po ślubie to zazwyczaj okres mniej lub bardziej konfliktowego "docierania się" małżonków. Owszem, zdarzają się pary idealne od samego początku, ale należą one do wyjątków.

Wiele zależy od tego, na ile On i Ona zdążyli poznać się przed ślubem. W parach, gdzie do spotkań dochodziło wyłącznie w atmosferze narzeczeńskiej sielanki, konfrontacja z codzienną prozą życia może przebiegać boleśnie. Przed ślubem zakochani spotykali się zwykle wtedy, gdy mieli na to ochotę. Każde wyjście na umówione spotkanie było świętem.

Okres narzeczeński jest nieco teatralny - i On, i Ona pragną wypaść jak najlepiej, spodobać się drugiej osobie. Są i specjalne stroje, i dekoracje, i scenografia: wyjściowe ubrania, fryzury, buty na wysokich obcasach, dobra restauracja, kino, spacer przy świetle księżyca, przy zachodzie słońca, itd. Jest w końcu zachwyt publiczności, tu ograniczonej do jednej, ale najważniejszej osoby - wpatrzonej w swojego "aktora", słuchającej bez zmrużenia oka, obsypującej przy każdej okazji koplementami. Trzeba jednak zaznaczyć, że owa teatralność jest tutaj nieudawana - podziw, zauroczenie i bezkrytyczność, przynajmniej w większości przypadków, są szczere.

Reklama

W parach mniej sobą zaślepionych narzeczeni od czasu do czasu są w stanie wychwycić wady drugiej osoby, ale z reguły nie przywiązują do tego większej wagi. Jeśli nawet są tacy, którym te wady przeszkadzają, to wielu z nich jest przekonanych o swoim dobroczynnym wpływie na Nią lub na Niego. "Przy mnie przestanie pić", "Ja zmobilizuję go do tego, żeby wreszcie znalazł sobie pracę", "Nie pozwolę mu (jej), aby tak szastała pieniędzmi" - myślimy przed ślubem.

Sielanka kończy się często wtedy, gdy dwoje ludzi decyduje się ze sobą zamieszkać. Wielu robi to już przed ślubem, w przekonaniu, że taki przejściowy stan to najlepszy sprawdzian przed ostateczną decyzją. Zamiast kolacji przy świecach coraz częściej zdarzają się pospiesznie zjadane posiłki, wyjściowe kreacje zostały zastąpione rozciągniętym dresem, chęć pójścia na spacer przegrywa z koniecznością zrobienia zakupów.

Świeżo upieczeni małżonkowie zwykle dają sobie spokój ze zdobywaniem siebie. Nie mają na to czau, ani ochoty. Często po prostu są przekonani, że nie muszą już tego robić. Do małżeńskiej rutyny dołącza nieumiejętność podejmowania kompromisowych rozwiązań. Pół biedy, jeśli na kompromis nie możemy pójść w takiej kwestii jak wybór filmu z programu telewizyjnego. Gorzej, jeśli nie porozumiemy się co do podziału obowiązków domowych, wychowywania dzieci czy wydawania pieniędzy.

Okres "docierania się" u jednych trwa kilka tygodni, u innych kilka miesięcy, lat, a nawet całe życie. Wspólne pomieszkiwanie ze sobą przed ślubem nie jest tu żadną gwarancją. Nauka bycia ze sobą razem, akceptacji swoich wad i upodobań wymaga od "uczniów" wytrwałości i cierpliwości. Tu nie ma żadnych gotowych schematów. Porażki zdarzają się nawet najlepiej przygotowanym do małżeństwa. Najważniejsze, by stawiać im razem czoła.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy