Reklama

Po co wam drugie dziecko?

Od dawna było wiadomo, że mój syn Tomek (obecnie lat 6 i pół) ma dużą skłonność do fantazjowania.

Od dawna było wiadomo, że mój syn Tomek (obecnie lat 6 i pół) ma dużą skłonność do fantazjowania.

Przyzwyczailiśmy się już z mężem, że jak odbieramy dziecko z przedszkola to dowiadujemy się różnych dziwnych rzeczy o naszej rodzinie - a to przeprowadzamy się do większego mieszkania, a to kupujemy dom.

Nie zabrakło oczywiście opowieści o tym, jakie Tomek ma zabawki i co w niedalekiej przyszłości zamierzamy mu kupić. Zdarzały się również wybryki, od których robiło się gorąco - podarta tapeta w sali przedszkolnej, zalana podłoga, połamany kosz na śmieci itp.

Reklama

Jednakże pewnego dnia, kiedy odbieraliśmy naszą pociechę z przedszkola (Tomek liczył wówczas 5 lat), podeszła do nas wychowawczyni grupy i poważnym tonem zagadnęła: "Ja muszę z mamą poważnie porozmawiać".

Zrobiło mi się gorąco, chociaż powinnam być przyzwyczajona do tego typu dyskusji. "Mama wie, że Tomcio ma bujną wyobraźnię" - kontynuowała nauczycielka - "Jednak mimo wszystko proszę porozmawiać z Tomkiem i wytłumaczyć mu, że istnieją pewne granice fantazji, których przekraczać nie należy."

Otóż co się okazało - w przedszkolu odbywały się praktyki dla studentów. Mój Tomek "urwał się" na pogaduszki z jedną ze studientek (jak zwykł mawiać synek) i w wyniku "poważnych" rozmów owa pani dowiedziała się, że ojciec Tomka nie żyje (nadmienię, że mąż żyje, czuje się świetnie i na tamten świat się nie wybiera), mieszkamy z ciocią Magdą - moją siostrą (mieszkanie oczywiście mamy osobne), a kuzyn Dominik - syn cioci Magdy - nie daje jeść mojemu Tomkowi.

Przerażona studentka postanowiła przeprowadzić prywatne śledztwo i dowiedzieć się więcej o "patologicznej" rodzince Tomka. Na szczęcie niezastąpiona pani Irenka naprowadziła przyszłą przedszkolankę na właściwy ślad i tym sposobem uniknęliśmy wizyt Opieki Społecznej i innych instytucji zajmujących się kuratelą nad rodzinami sprawiającymi problemy. Oczywiście w domu przeprowadziliśmy umoralniającą rozmowę z synem wraz z obrazowym wytłumaczeniem, dlaczego nie można kłamać i to w taki sposób.

Myślę, że syn zrozumiał (przynajmniej sprawia takie wrażenie). Od czasu pamiętnych praktyk studentów nic podobnego się nie wydarzyło. Oczywiście Tomasz rozrabia jak każde dziecko, jednak wszystko mieści się "w normie". Chociaż czasami pytania wykraczają poza wszelkie granice.

Pewnego dnia po wieczorynce i obowiązkowym czytaniu bajek Tomkowi "zebrało się" na poważne rozmowy dotyczące przyszłości naszej rodziny. Wcześniej oczywiście były dyskusje na temat powiększenia rodziny i stanęło na tym, że jest to odpowiedni czas i pora na drugie dziecko.

Nigdy przed Tomkiem nie ukrywaliśmy tego, że chcemy, aby miał rodzeństwo. I właśnie wieczorem, po czytankach Tomasz zadał pytanie" Mamo dlaczego chcecie mieć drugie dziecko?". Włos mi się zjeżył na głowie i zaczęłam gorączkowo szukać jakiejś sensownej odpowiedzi (przecież nie należy dziecka zbywać byle czym). W końcu przemogłam się i odpowiedziałam: "Wiesz chcemy mieć drugie dziecko, ponieważ będziesz miał towarzystwo do zabawy, no i fajnie byłoby mieć takiego malutkiego berbecia".

Myślałam, że będzie to odpowiedź wystarczająca, jednak następne pytanie Tomasza zmroziło mi krew w żyłach: "Po co wam drugie dziecko, jak jednego wychować nie umiecie???".

Takich historyjek mogłabym przytoczyć więcej, jednak nie będę zanudzać. Większość z nich urosła do rangi legend i przekazywana jest z ust do ust dalszej i bliższej rodzinie.

Sylwia z Zielonej Góry

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy