Reklama

Polacy na Art Basel

Przed wejściem na 38. Art Basel w szwajcarskiej Bazylei, każdy dostawał katalog tych najważniejszych targów sztuki współczesnej. Waży trzy i pół kilograma, urywają się pod jego ciężarem siatki i z trudnością utrzymuje się go w rękach.

Art Basel w tym roku odbywały się w niesamowitej dla sztuki współczesnej sekwencji. Tydzień przed targami otwarte zostało weneckie Biennale, w trakcie targów otworzyły się 12. Documenta w Kassel, a dzień później Skulptur Projekte w Munster.

Każdy, kto chce się dziś liczyć na międzynarodowym rynku sztuki współczesnej, musi się "zameldować" w Bazylei. Sztuka udaje się jedynie 300 galeriom z ponad 800 zgłoszeń, ale jeśli ktoś zostanie odrzucony na Art Basel, zostają mu jeszcze targi satelickie, takie jak Liste (targi młodej sztuki w industrialnych wnętrzach starej fabryki), Scope czy targi Volta.

Reklama

Mocna reprezentacja

Na targach królują Amerykanie i Niemcy. I to zarówno od strony galerii, jak i kolekcjonerów. Z USA na Art Basel dostały się aż 73 galerie, z Niemiec 55. Dużo też jest galerii ze Szwajcarii, Wielkiej Brytanii (głównie oczywiście z Londynu), Francji i Włoch.

Dalsza lista pozostałych 27 krajów, które są reprezentowane na Art Basel, obejmuje między innymi galerie z Indii, Chin, Brazylii, Turcji, Rosji, Korei Południowej, Libanu i Izraela. Wśród tych krajów jest też Polska, z której są aż 3 galerie: Starmach z Krakowa, Fundacja Galerii Foksal i Raster z Warszawy. Jeśli do tego dodamy lokal_30 z Warszawy, który bierze udział w targach LISTE, to naprawdę nasz udział w Bazylei jest znaczący.

Sukces już na starcie

W tym roku targi są dodatkowo organizowane w szczególnym momencie - z powodu boomu na rynku sztuki współczesnej. Majowe rekordy na aukcjach w Nowym Jorku spowodowały, że sztuka współczesna jest droga jak nigdy dotąd. Ale jednocześnie dobre prace dobrych artystów sprzedają się błyskawicznie.

Fundacja Galerii Foksal sprzedała większość swoich prac w pierwszych godzinach targów. Były to obrazy Wilhelma Sasnala po 40-75 tysięcy euro, Jakuba Juliana Ziółkowskiego po 4-5 tysięcy euro za rysunek i 8 tysięcy euro za obraz, dyptyk Piotra Janasa za 20 tysięcy euro, instalacje Moniki Sosnowskiej po 35 tysięcy euro i Roberta Kuśmirowskiego po 8 tysięcy euro oraz kolaże Anny Nestorowicz i film Pawła Althamera.

Podobny sukces odniósł Raster, który podczas pierwszych minut targów przeżył prawdziwe oblężenie kolekcjonerów chętnych kupić projekt Anety Grzeszykowskiej. Jest to remake słynnych zdjęć Cindy Sherman Untitled Film Stills. Dla wszystkich nie starczyło, a kolekcjonerzy dosłownie wyrywali sobie zdjęcia z rąk. Pięć fotografii z tego projektu (edycja 7 egzemplarzy, a w całym projekcie jest 70 zdjęć) kosztowała 3 tysiące euro, komplet 70 zdjęć - 30 tysięcy euro.

Smutna konkluzja

W tym roku zdecydowanie więcej jest kupujących z Europy, zwłaszcza z Niemiec. Amerykanie, albo zbytnio "wykrwawili" się na rekordowych majowych aukcjach, albo odstraszyło ich silniejsze niż w ubiegłym roku euro (podstawowa waluta wyceniania prac). Jeszcze jedna prawidłowość to fakt, że choć do Bazylei zjechali się kuratorzy większości liczących się muzeów sztuki współczesnej, to powoli nadchodzi moment, że nawet te najbogatsze muzea stać na coraz mniej. I to jest w sumie smutna konkluzja z Art Basel.

Piotr Bazylko

Antyki
Dowiedz się więcej na temat: targi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy