Reklama

Powrót do kin

W ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku przybytki X Muzy odwiedziło w Polsce ponad 12 mln widzów. W poprzednich latach taką frekwencję notowano dopiero po upływie półrocza. Tylko czy to wyraźne ożywienie rynku kinowego jest dziełem przypadku, czy zaczyna stały trend w naszej kulturze? - zastanawia się w "Rzeczpospolitej" Barbara Hollender.

W ciągu pierwszych trzech miesięcy tego roku przybytki X Muzy odwiedziło w Polsce ponad 12 mln widzów. W poprzednich latach taką frekwencję notowano dopiero po upływie półrocza. Tylko czy to wyraźne ożywienie rynku kinowego jest dziełem przypadku, czy zaczyna stały trend w naszej kulturze? - zastanawia się w "Rzeczpospolitej" Barbara Hollender.

Ostatnie lata przyzwyczaiły nas, że w ciągu całego roku najwyżej dwa, trzy filmy zbierały ponad milion widzów. W pierwszych trzech miesiącach 2004 roku do ekskluzywnego "klubu milionerów" weszły aż cztery tytuły.

Bezkonkurencyjna okazała się na polskim rynku "Pasja", która przewodzi liście przebojów kwartału z wynikiem 2,6 mln widzów.

Jest to wynik, jaki film Mela Gibsona osiągnął do 1 kwietnia. Dziś ma już na swoim koncie ponad 3 mln sprzedanych biletów, a dystrybutorzy przypuszczają, że wkrótce pobije rekord najchętniej oglądanego filmu zagranicznego, należący od 1998 roku do "Titanica", który przyciągnął do kin 3,5-milionową publiczność.

Reklama

"Sami jesteśmy tym rezultatem zaskoczeni" - przyznaje Robert Nadratowski z "Monolith Film", firmy dystrybuującej "Pasję".

"We Francji i Wielkiej Brytanii Pasja nie odniosła tak wielkiego sukcesu" - dodaje Nadratowski.

Można powiedzieć, że pomógł "Pasji" medialny szum i kontrowersje, jakie wzbudziła. Ale taka atmosfera, podobnie jak prasowa dyskusja, towarzyszyły filmowi wszędzie. Analitycy rynku przypuszczają, że "Pasja" przyciągnęła także starszą widownię, która w poprzednich latach wybierała się na "Ogniem i mieczem" czy "Pana Tadeusza" - zauważa Barbara Hollender.

Niewątpliwie pomogli też dziełu Gibsona księża, którzy do obejrzenia go namawiali wiernych w kościołach.

Sukces "Pasji" świadczy o sile, jaką ma w naszym kraju kino religijne. Przed dziesięcioma laty sukces odniósł inny obraz o podobnej tematyce. "Faustynę", której możliwości oceniano na kilkanaście tysięcy, obejrzało wówczas ponad 350 tys. widzów.

Sukces "Władcy pierścieni" nie jest zaskoczeniem.

To triumf Tolkiena i Petera Jacksona, przypieczętowany w tym roku workiem Oscarów i niebotycznym wręcz zarobkiem. Tolkienowska trylogia zebrała na całym świecie 3 mld dolarów. W Polsce obejrzało ją ponad 6 mln osób, w tym 2 mln to publiczność trzeciej części, czyli "Powrotu Króla".

W pierwszej dziesiątce najbardziej kasowych filmów znalazły się aż trzy tytuły adresowane do najmłodszych widzów.

Disney'owski "Mój brat niedźwiedź" poszedł w Polsce - relatywnie w stosunku do wielkości rynku - znacznie lepiej niż w Stanach. Młodzi widzowie chętnie też chodzili na "Małych agentów 3D" Roberta Rodrigueza, a na ósmym miejscu wśród hitów kwartału uplasował się "Gdzie jest Nemo". Ale tegoroczny rezultat tej urokliwej animacji to niewielka część całej jego widowni. Począwszy od premiery, która odbyła się w listopadzie, disney'owski przebój uzbierał 1,6 mln widzów.

Prawdziwy sukces odniosła polska komedia romantyczna "Nigdy w życiu".

Krytycy co prawda narzekali, że to "opera mydlana na dużym ekranie", ale widzowie się ich utyskiwaniami nie przejęli. Stały za tym tytułem: popularność powieści Katarzyny Grocholi, doświadczenie scenariopisarskie Ilony Łepkowskiej, sprawność reżyserska Ryszarda Zatorskiego i wreszcie serialowa sława pary głównych wykonawców Danuty Stenki oraz Artura Żmijewskiego.

Wielkich ambicji to kino nie miało, ale - jak twierdzą widzowie - miło się je ogląda, a w końcu właśnie o tę chwilę sympatycznego wytchnienia w komedii romantycznej chodzi. Do 1 kwietnia film zebrał prawie 1,5 mln widzów, a przecież jeszcze nie zszedł z ekranów i ciągle swoje konto powiększa. Z punktu widzenia ekonomicznego okazał się większym sukcesem niż superprodukcje: przy stosunkowo niskich kosztach produkcji wyłożone pieniądze zwróciły się pięciokrotnie.

Na 18. miejscu listy znalazła się "Symetria" Konrada Niewolskiego - 95 tysięcy widzów nie jest to może wynik oszałamiający, ale dla filmu debiutanckiego, bez gwiazd i trudnego - naprawdę znakomity. Podobnie jak 100 tysięcy osób na "Zmruż oczy" Andrzeja Jakimowskiego. Ci, którzy kupili bilety, wystawili obu filmom bardzo wysokie noty, a Niewolski i Jakimowski to bez wątpienia obietnica na przyszłość.

Jest rzeczą normalną, że pierwsze miejsca na liście kasowych przebojów zajmują zwykle filmy przeznaczone dla masowego odbiorcy - nierzadko komedie, obrazy przygodowe i młodzieżowe. Dlatego tym bardziej cieszy sukces kina bardziej ambitnego i wyrafinowanego.

Pierwszy kwartał 2004 roku był niewątpliwie w filmowym światku czasem Sofii Coppoli. Córka wielkiego Francisa Forda Coppoli zdobyła Oscara za scenariusz "Między słowami", ale jej delikatna, pełna niedopowiedzeń opowieść stała się zapowiedzią nowego kina. Film urzekł swoim pięknem zarówno krytyków, jak i widzów. Także w Polsce, gdzie dopisał do swojego konta 225 tys. osób.

Wśród kasowych przebojów kwartału znalazł się również pełen dobrej energii obraz "To właśnie miłość", który razem z widzami ubiegłorocznymi zgromadził ponadpółmilionową widownię.

Ale jednocześnie mam wrażenie, że choć Polacy chętniej chodzą do kina, żeby się zabawić, to grupa kinomanów z ambicjami pozostaje ciągle taka sama - pisze Barbara Hollender.

Na ogromnie interesujące "Miasto Boga" wybrało się 85 tys. osób. Na "Powrót" - jeden z najlepszych filmów ostatniego roku - mimo dużej reklamy prasowej i niedawnych odwiedzin w Polsce Andrieja Zwiagincewa poszło niespełna 20 tys. widzów. "21 gramów" - bardzo interesujący, drugi film autora "Amores Perros", Alejandro Gonzaleza Inarritu, zobaczyło po trzech tygodniach wyświetlania 70 tys. kinomanów. I to ciągle jest zaklęty krąg, poza który ambitny tytuł bardzo rzadko wychodzi.

Choć zamiast narzekać - raczej cieszmy się tym, co mamy. Gdyby frekwencja w kinach utrzymała się na podobnym poziomie, to można liczyć, że w tym roku - pierwszy raz od 1989 roku - liczba widzów w kinach przekroczy 30 mln - zauważa Barbara Hollender.

Na ten wynik pracuje wiele czynników. Najważniejsze to ożywienie gospodarcze i rozwój nowoczesnych multipleksów, które zaproponowały nowy typ spędzania wolnego czasu. Ale też i na samym rynku filmowym nastąpiły zmiany. Na miejscu bardzo silnej Syreny powstało kilka innych firm, jak Forum Films czy Cinepix, hity proponują dotychczasowi potentaci - Warner czy UIP, ale zadomowiła się też na rynku ambitna firma SPI, coraz lepiej poczynają sobie Monolith i Best Film, niezmiennie trwa przy swoim nieco niszowym, ale ogromnie interesującym repertuarze Gutek Film. To wszystko zwiększa konkurencyjność.

"Myślę, że coraz staranniej przygotowywane są kampanie reklamowe filmów" - twierdzi szef Forum Films, Sławomir Salamon.

Na następne miesiące dystrybutorzy też szykują głośne, interesujące tytuły: od kolejnych "Harry'ego Pottera""Shreka" poczynając, na "Troi""Aleksandrze Wielkim" kończąc.

Warto to wykorzystać. Może znów narodzi się w nas nawyk chodzenia do kina? A może też coraz więcej osób przypomni sobie, że kino to nie tylko rozrywka, lecz również sztuka? - konkluduje w "Rzeczpospolitej" Barbara Hollender.

INTERIA.PL/Rzeczpospolita
Dowiedz się więcej na temat: widzowie | kino | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy