Reklama

Puch marny, czyli kobieta w mediach

Ach, ta kobieca słabość! Która z nas potrafi się oprzeć pokusie? Nawet mniszkom się to nie udaje. "Kilka dni temu 55 zakonnic uciekło z klasztoru na północy Grecji i skryło się w nieznanym miejscu" - czytamy w poniedziałkowym "Dzienniku". - "Siostrzyczki wybrały los uchodźców, bo należący do nich zakład dziewiarski zbankrutował, a one same narobiły straszliwych, liczonych w setkach tysięcy euro długów".

Na szczęście siostry znalazły obrończynię w osobie pani Renaty Kim, autorki artykułu, która wyjaśnia, że przyczyną biznesowej klęski sióstr były nie tyle błędy w zarządzaniu, ile "kobieca słabość do pięknych strojów i wytwornych miejsc". Od kobiecej słabości nie są także wolne buddyjskie mniszki, które pani Renata Kim przyłapała w Seulu na starannym wybieraniu cieni do powiek.

Wszystko jasne. Dla nas, kobiet, najważniejsze jest, jak wyglądamy. Czy jesteśmy atrakcyjne. Mamy słabość do kosmetyków i fatałaszków, bo na tym właśnie, zdaniem pani Kim, polega kobiecość, za którą przecież nie można nas winić. "O tej nieśmiertelnej i nie do zdławienia kobiecości powinni pamiętać ci wszyscy mężowie, narzeczeni i bracia, którzy dziwią się, że można wydać pół pensji na nową torebkę czy buty" - stwierdza pani Renata i ciągnie dalej: "Bo zamiast dziwić się i gorszyć lub co gorsza kłócić, wystarczy zrozumieć: takie jesteśmy, to kochamy, tego nam trzeba. I jeszcze pomóc nam, gdy kobiecość weźmie górę nad rozsądkiem".

Reklama

No bo kobiety łatwo tracą głowę. Nie potrafią walczyć ze swoimi słabościami. Nawet mniszki z północnej Grecji okazały się klasycznymi przedstawicielkami swojej płci. "Gdy sprawy przybrały zły obrót, to (też po kobiecemu) uciekły" - pisze pani Kim. I dopiero tym mnie naprawdę zaskoczyła. Nie słyszałam dotąd, żeby kobiety były skłonne do ucieczki. Wręcz przeciwnie. Dzielnie trwają w najtrudniejszych sytuacjach. Biorą odpowiedzialność za rodzinę. Za niepełnosprawne dzieci. Za mężów alkoholików. Fatalnie opłacane pielęgniarki nie porzucają chorych. Nawet na froncie w sytuacjach zagrożenia życia sanitariuszki nie salwowały się ucieczką. W dodatku znacznie rzadziej niż mężczyźni popełniamy samobójstwo.

Nie, ucieczka nie leży w naszej naturze. Ale każda okazja jest dobra, żeby powołać do życia nowy stereotyp. Bo to takie zabawne. Wszystko co złe, śmieszne, głupie można przypisać kobiecie. Charakter kobiety wszyscy przecież znamy. Nic dobrego. Porównać mężczyznę do kobiety to zniewaga. W najlepszym razie lekki pstryczek w męską próżność. W poniedziałkowej "Gazecie Wyborczej" Monika Olejnik stwierdza: "Kazimierz Marcinkiewicz w swoich postanowieniach jest zmienny prawie jak kobieta". Brzmi prawie jak obelga, na szczęście "prawie" robi wielką różnicę. Dzięki temu "prawie" pan Marcinkiewicz może się nie czuć upokorzony. A jak najłatwiej upokorzyć kobietę? Mówiąc jej, że żaden jej nie chce. Tak przynajmniej utarło się w męskim świecie.

Gdy mężczyzna chce zadać cios kobiecie, ośmieszyć ją, wybić broń z ręki, gdy, krótko mówiąc, chce poczuć się górą, choćby był tak niewielki jak poseł Filipek, to mówi, że jej nie chce. W ten elegancki sposób próbuje odebrać jej wartość, jakby to on decydował o wartości kobiety. Jakby wartość kobiety mierzyło się męskim chceniem. Pan Filipek, na przykład, nie chciałby pani Rutkowskiej, byłej ekspertki Samoobrony, nawet na bezludnej wyspie. Tropem posła Filipka poszedł pan Rafał Ziemkiewicz. W ostatnim programie "Co z tą Polską?" strzelił z tej samej broni do posłanki Beger. Bo cóż gorszego można zarzucić posłance Beger niż to, że żaden jej nie chce? W każdym razie pan Ziemkiewicz nie wyobraża sobie, żeby jakikolwiek mężczyzna mógł przyjść do pokoju posłanki w innym celu niż cel polityczny.

Takie sądy, w założeniu ich autorów, dyskredytują kobietę. Za to porównania z mężczyznami nobilitują ją. Powiedzieć o kobiecie, że ma jaja albo że podejmuje męskie decyzje, to komplement. Może dlatego jest dla mnie coś krzepiącego w tej historii o zagubionych mniszkach. Są ofiarami kobiecej słabości, po kobiecemu, zdaniem pani Kim, salwowały się ucieczką, ale faktem jest, że podjęły męską decyzję. Uciekły razem. Aż chciałoby się powiedzieć, że zrobiły to naprawdę po męsku, gdyby nie to, że dały dowód kobiecej solidarności. Wręcz siostrzeństwa! To ono mogłoby być naszą siłą w walce z bzdurnymi stereotypami na temat kobiecej słabości. No tak, ale musiałybyśmy chcieć z nimi walczyć, zamiast śmiać się z lekceważących kobiety żartów i razem z mężczyznami tworzyć nowe stereotypy.

Hanna Samson

Dowiedz się więcej na temat: szczęście | puch
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy