Reklama

Relacja z niewidzianych wydarzeń

Było cudownie. Cieszyliśmy się, że zebrało się nas tak dużo, choć był to środek dnia pracy. Wiec w obronie konstytucji i praw kobiet, bo o nim tu mowa, prowadziła Kasia Bratkowska i Julia Kubisa, a przemawiało wiele osób.

Relację można przeczytać na naszym blogu www.stopfanatykom.blox.pl. Jest ona nieco inna od tej, którą zamieszczono w "Dzienniku". Autorka, pani Renata Kim, pisze naraz o dwóch demonstracjach, które 28 marca odbyły się w Warszawie. Na żadnej z nich nie była. Ale czy to przeszkadza o nich pisać? "Ludzi idących w obu grupach różniło niemal wszystko: wiek, pochodzenie, a przede wszystkim stanowcze i ugruntowane poglądy." Już to zdanie mnie zatrzymało. Nasz wiec odbywał się na placu Konstytucji, nigdzie nie szliśmy. Jeśli chodzi o wiek, to było wśród nas wiele kobiet i mężczyzn w starszym wieku, pochodzenia nie sprawdzaliśmy.

Reklama

Ale pani Kim na różnicach nie poprzestaje. "Łączy ich natomiast jedno - fanatyzm". Czy na pewno? Istotą fanatyzmu jest brak tolerancji dla poglądów innych niż własne. Obrońcy życia od poczęcia chcą narzucić wszystkim własne przekonania. My zaś jesteśmy za wolnością wyboru, która nikogo do niczego nie zmusza. To istotna różnica. Nie ma podstaw do nazywania nas fanatykami, zwłaszcza że "my" to blisko trzy czwarte społeczeństwa. Trzy czwarte społeczeństwa jest przeciwko zmianom w konstytucji. Nawet pani Kim uznałaby prawo kobiet do decydowania o sobie, gdyby nie ta okropna Kazia Szczuka! Czemu okropna? Nie wiem. Ale pani Kim z pewnością wie, co pisze. "Jestem wściekła, że prawa kobiet do decydowania o tym, czy urodzić dziecko, czy też nie, broni (także w moim imieniu) Kazia Szczuka, która grała na wczorajszej demonstracji pierwsze skrzypce."

Jeśli pociągnąć tę muzyczną metaforę, Kazia grała jako skrzypce ostatnie. Była ostatnią z osób, które weszły na podium. "I wkurza mnie, że ta światła i wykształcona kobieta krzyczy głośno, że Polska jest kolonią Watykanu. Bo mój kraj nie jest niczyją kolonią, a język tego sformułowania był najzwyczajniej w świecie głupi i obraźliwy." Stałam blisko Kazi, słuchałam jej z uwagą. I mogę przysiąc, że słowa, o których pisze pani Kim, nie padły. "Ale tak najbardziej rozjuszyło mnie trzymane przez kolegów Kazi hasło: 'Nienawiść - wartość chrześcijańska'". Nie widziałam takiego hasła, lecz nie dam głowy, że go nie było. Tłum był zbyt gęsty, bym mogła wszystko zobaczyć. Ale czy ten akurat transparent trzymali koledzy Kazi? Pewnie nie bardziej zakolegowani z nią niż pani Kim, która wyraża się o Kazimierze Szczuce, jakby poznała ją już w piaskownicy, gdzie mała Kazia wyrywała jej zabawki. A hasło - jeśli było - odnosiło się zapewne do obrońców życia poczętego, którzy w imię wartości chrześcijańskich zioną nienawiścią do swoich przeciwników. Nie było kpiną z wartości chrześcijańskich, lecz z tego, jaki się robi z nich użytek. Ale po co rozumieć, lepiej zalewać się złością.

Całe szczęście, że pani Kim na demonstrację nie przyszła. Mogłoby bowiem dojść do tego, do czego by doszło, gdyby premier pojechał na Konferencję Bezpieczeństwa do Monachium. Pamiętają Państwo? Pan premier rzuciłby się na Putina. Pani Kim jest nie mniej waleczna. "Gdybym stała naprzeciw tej demonstracji, to pewnie dałabym się sprowokować do awantury. Wdałabym się w pyskówkę albo nawet rzuciła do bicia." Jak rozumiem - w imię obrony wartości chrześcijańskich? "Czy tego chcieli przeciwnicy 'grzebania w konstytucji'?" - pyta pani Kim, więc chętnie odpowiem. Nie tego chcieli. Dzięki temu, że Pani nie przyszła, wiec odbył się w przyjaznej, wręcz radosnej atmosferze, wszyscy w spokoju rozeszli się do domów albo wrócili do pracy. Ale pani Kim jeszcze niestety nie kończy. Poucza, że nie tak się dyskutuje, że nie tak przekonuje się do swoich racji. A jak, Pani Renato? Manifestacje uliczne są częścią demokracji. Sposobem wyrażania poglądów. W tym przypadku sposobem zaapelowania do posłów, by liczyli się z wolą narodu.

Chętnie się dowiem od Pani, w jaki sposób ci, którzy nie są u władzy ani nie piszą w gazetach, mogą wyrażać swoje poglądy, by ich usłyszano? Pani Kim pewnie mnie nie słyszy, ale za to ma własne pomysły na to, po co organizuje się demonstracje. "Tak naprawdę znamienne jest to, że wczorajsze manifestacje nie spotkały się ze sobą twarzą w twarz. Ich sztandary powiewały w nieodległych, ale jednak różnych częściach Warszawy. Czy stało się tak, bo organizatorom zabrakło odwagi do dyskusji? A może argumentów?" Pani Renato, wyobraża sobie Pani dyskusję tysięcy ludzi na ulicach? Ale by się działo! Ulica to dobre miejsce do manifestacji, lecz z pewnością nie do rozmowy. Nie zebraliśmy się po to, żeby dyskutować z ojcem Rydzykiem, ale po to, żeby usłyszały nas posłanki i posłowie. I jeszcze jedno krótkie pouczenie, skoro i nam ich Pani nie szczędziła. Można nie być na manifestacji, a potem nieprawdziwie opisać ją w gazecie, choć nie jest to uczciwe. Ale czy jest sens pisać, nim się zdążyło pomyśleć?

Hanna Samson

Dowiedz się więcej na temat: relacja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy