Reklama

Rok 2009. A może 1430 bądź 5769?

Mamy przełom lat 2008/2009. Liczymy czas od tradycyjnie przyjętej daty narodzin Chrystusa, choć - jak już wiemy - Jezus nie urodził się w 1 roku naszej ery. Pamiętajmy jednak, że pomimo, iż to kalendarz gregoriański zdominował świat, to rok 2009 nie jest rokiem, który bezwzględnie panuje na naszej planecie. W krajach arabskich zaczął się właśnie rok 1430, a w Izraelu w najlepsze trwa 5769.

Mamy przełom lat 2008/2009. Liczymy czas od tradycyjnie przyjętej daty narodzin Chrystusa, choć - jak już wiemy - Jezus nie urodził się w 1 roku naszej ery. Pamiętajmy jednak, że pomimo, iż to kalendarz gregoriański zdominował świat, to rok 2009 nie jest rokiem, który bezwzględnie panuje na naszej planecie. W krajach arabskich zaczął się właśnie rok 1430, a w Izraelu w najlepsze trwa 5769.

Arabowie - jak pamiętamy z historii - liczą lata od hidżry, ucieczki Mahometa i jego zwolenników z Mekki do Medyny, która miała miejsce w naszym 622 roku. Żydzi natomiast zaczynają liczyć już od stworzenia świata, które - jak wyliczyli badacze Pisma - miało mieć miejsce ni mniej, ni więcej, tylko w 3761 roku przed naszą erą.

Rzymianie liczyli lata od założenia Rzymu (ab urbe condita) - które, według Warrona- nastąpiło w naszym 753 roku p.n.e. Gdyby więc imperium nie upadło i rzymska era trwałaby w najlepsze, mielibyśmy rok 2761.

Reklama

Spadkobiercy Rzymian, Bizantyńczycy, czyli - jak sami się nazywali - Romajowie -rozpoczynali swój kalendarz podobnie jak Żydzi - od stworzenia świata. Z tym, że dawali mu jednak więcej lat, bo początek ten obliczali na rok, który w naszej rachubie czasu odpowiadałby 5509 rokowi p.n.e.

Buddyści z kolei liczą lata od roku śmierci Buddy. Tutaj jednak pojawia się problem - nie do końca wiadomo, w którym dokładnie roku Budda zmarł. Tradycja mówi o 544 p.n.e., badacze przyjmują raczej rok 480 p.n.e. W powszechnym użyciu jest pierwsza data, choć każdy buddyjski odłam - tak naprawdę - liczy czas według swojego własnego uznania i własnych obliczeń.

W bliższych nam czasach również wielokrotnie próbowano nadać jakiemuś wydarzeniu rangę początku nowej ery.

Jak wiadomo, Konwent Narodowy republikańskiej Francji uznał, że rewolucja była najdonioślejszą datą w dziejach ludzkości. 5 października 1793 stał się więc 2 Vendemaire'a roku drugiego. Drugiego, bowiem lata zaczęto liczyć od 22 września 1792 roku - daty ustanowienia pierwszej Republiki. Kalendarz ten był dość dziwny - rok, co prawda, pozostał podzielony na dwanaście miesięcy, miesiące te jednak podzielono równo na 30 dni i - w miejsce tygodni - na 3 dekady po 10 dni. Nadwyżkę dni w roku przekształcono w tzw. "Dni Sankiulotów", które były dniami świątecznymi, wolnymi od pracy.

Nazwy miesięcy ułożono od początku, nadając i poetyckie nazwy. I tak wspomniany już Vendemaire był miesiącem winobrania, następujący po nim Brumaire - miesiącem mgieł. Frimaire - przełom listopada i grudnia - był miesiącem mrozów, natomiast Nivose - śnieżnym. Od 20 stycznia do 18 lutego trwał Pluviose, co znaczy miesiąc deszczów, a po nim następował Ventose - wietrzny miesiąc. Później już było przyjemniej. Przełom marca i kwietnia to miesiąc Germanal, czyli miesiąc kiełkowania, a już zupełnie przyjemnie było w kolejnym miesiącu - Florealu, kwietnym. Prairial to miesiąc łąk, a Messidor to miesiąc sianokosów. Thermidor - od połowy lipca do sierpnia - to miesiąc upałów, a Fructidor - owoców.

Również każdy dzień dostał swoją nazwę, która zastąpić miała jego chrześcijańskiego patrona.

Kalendarz rewolucyjny przetrwał stosunkowo długo, bo 13 lat, zanim zniósł go z początkiem 1806 roku Napoleon Bonaparte. Miał jeszcze swój krótki powrót na dwa rewolucyjne miesiące podczas Komuny Paryskiej w 1871 roku, po czym powrócił pomiędzy zabytki. Jeśli jednak komuś ideały Wielkiej Rewolucji są szczególnie bliskie, niech pamięta - mamy rok 217.

Kolejnym ciekawym przykładem rewolucji w mierzeniu czasu była propozycja tzw. "kalendarza pozytywistycznego", złożona przez Augusta Comte'a w 1849 roku. Rok składać się miał z 13 miesięcy po 28 dni każdy. Dodatkowy dzień - 365 - miał być dniem upamiętniającym zmarłych przodków. Był to dzień, który nie był żadnym z dni tygodnia - ani piątkiem, ani środą. Był jakby "dniem poza czasem". Rokiem pierwszym kalendarza był pierwszy rok Rewolucji Francuskiej - 1789. Nazwy miesięcy były zarazem pomnikami wielkich ludzi: pierwszy z nich zwał się Mojżesz, drugi Homer, a następne - kolejno - Arystoteles, Archimedes, Cezar, Św. Paweł, Karol Wielki, Dante, Gutenberg, Szekspir, Kartezjusz, Fryderyk Wielki i Marie Francois Bichat. Również każdy dzień miał swojego patrona, tak więc określone wydarzenie mogło mieć miejsce - dajmy na to - w dzień Buddy, miesiąc Mojżesza, w dzień Sokratesa, miesiąc Arystotelesa, czy w dzień Mozarta, miesiąc Szekspira.

Kalendarz ten jednak się nie przyjął.

A nie przyjął się, bo nie stał za nim żaden aparat państwowy, a za aparatem - siły społecznego przymuszania. Tylko takie argumenty - jak się zdaje - zdolne były sprawić, by ludzie byli skłonni zawracać sobie głowy zmianą czegoś, co przecież nie funkcjonuje najgorzej.

Dlatego - mimo, że niespecjalnie potrzebny - obowiązywał w ZSRR w latach 1929 - 1940 - kalendarz radziecki.

Kalendarz ten nie zmieniał - co dziwne - nazw miesięcy i dni (mimo, że np. niedziela -"woskriesienie" - to po rosyjsku "zmartwychwstanie"), ale gruntownie je zreorganizował. Lata liczono od roku rewolucji, a rok dzielił się - co prawda - na 12 miesięcy, dalszy podział jednak był już trochę inny. Każdy miesiąc miał po 30 dni, a nadwyżka - podobnie, jak w kalendarzu francuskim - stanowiła "bezmiesięczne dni wolne". Miesiące miały tygodnie pięcio - a potem sześciodniowe.

Dalej było tylko ciekawiej. Robotników podzielono na grupy "kolorystyczne" - każdej grupie przydzielony był inny kolor, i tak w dni - na przykład - różowe, wolne mieli pracownicy jednego segmentu gospodarki, a w dni żółte - innego. Jeśli więc mąż i żona mieli nieszczęście pracować w różnych branżach, ich dni wolne mogły się stykać tylko podczas "bezmiesięcznych wakacji".

I choć kalendarz zlikwidowano już w 1940 roku, to jednak jeszcze długo na wielu oficjalnych kalendarzach dopisywano, który to też jest rok od Wielkiej Rewolucji Socjalistycznej.

Na tym jednak się nie skończyło.

W Korei Północnej, w kraju, w którym oficjalną ideologią są złote myśli następujących po sobie Kimów, obowiązuje kalendarz Dżucze. Dżucze to doktryna samowystarczalności Korei, ale lata liczy się tam nie od jej sformułowania, a od chwili urodzenia jej twórcy - Kim Ir Sena. W ten sposób ateistyczne, antyreligijne państwo w świecki sposób udeifikowało niejako swego komunistycznego przywódcę. Jak więc łatwo obliczyć, w Korei Północnej jest obecnie przełom 97/98 roku Dżucze.

To jednak nie koniec pomysłów na zmianie kalendarza. W 1993 roku amerykański geolog i mikropaleontolog Cesare Emiliani zaproponował światu przyjęcie jednolitej numeracji lat - takiej, która pogodzi wszystkie kultury. Punktem zero miałby być "początek ery człowieka", który - według założenia Emilianiego - przypadać miał symbolicznie na 10 001 rok p.n.e. Ta jedynka na końcu jest dla ułatwienia - jako, że rok zerowy w obowiązującym obecnie kalendarzu gregoriańskim nie istnieje, by w prosty sposób przeliczać lata gregoriańskie na lata Emilianiego - po prostu dodając 10 000 do konkretnego roku. Tak więc obecnie mielibyśmy przełom 12008 i 12009 roku.

ZS

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy