Reklama

Savoir vivre na co dzień i od święta

Wyrażenie to odnosi się do języka francuskiego, w którym savoir znaczy - wiedzieć, natomiast vivre- żyć. Łatwo zatem połączyć oba wyrażenia w całość-a zatem savoir-vivre znaczy nic innego tylko - wiedzieć jak żyć i pośród innych sztuk jest to sztuka życia właśnie. Gdybyśmy chcieli ująć tę sztukę w jakieś normy, w zakres ich wchodziłyby takie wartości jak: życzliwość, uprzejmość, punktualność, uśmiech, szacunek, dyskrecja czy lojalność, a przede wszystkim dobre maniery. Ogół tego, co przed chwilą wymieniłam, powinien posłużyć i odwołać się głównie do poprawnych form zachowania się w różnych sytuacjach, do komunikacji, zasad nakrywania, podawania do stołu i jedzenia, powinny odnosić się również do wyglądu, prezentacji, właściwego ubioru czy odpowiednich form towarzyskich, formułek grzecznościowych itd.

Reklama

(...) Otóż wszelkiego rodzaju wizyty mają różny charakter, począwszy od tych "proszonych", na niespodziewanych nalotach skończywszy. Dzisiejszy świat jest już zupełnie inny, od kiedy zdominowała nas era telefonów stacjonarnych i komórkowych. Ktokolwiek, znając zasady dobrego wychowania, dziś, bez wcześniejszego uprzedzenia "nalotów" nie robi, pod warunkiem, że osoba, którą zamierza się odwiedzić jest w pełni cywilizowana.

Nie możemy jednak zapomnieć o części społeczeństwa żyjącej na wsiach, stancjach, tudzież innych miejscach odciętych od telekomunikacji bądź komunikacji w ogóle. Jak zatem odwiedzić babcię czy ciocię, do której autobus jeździ raz dziennie, ponieważ wieś jest niereformowalna? Owszem, można by uprzedzić o wizycie listownie, ale w takim wypadku z pewnością prędzej dojechalibyśmy osobiście, przywożąc ów list w torebce, niż prosząc pocztę o pomoc.

Dlatego też, celowo nie ominęłam wizyt tego typu. Jeśli kto posiada własny środek transportu, to wizyta z pewnością dojdzie do skutku. Jak się powinien zatem zachować stremowany najazdem gospodarz, biegający po domu w luźnym stroju i lekko zdeformowanych bamboszach? Trzeba tu przyjąć pewną zasadę: jeśli zaskakujemy kogoś własnym towarzystwem, to albo bierzmy ze sobą jakiś skromny poczęstunek, bo raczej herbatę i kilka łyżek cukru ktoś w domu z reguły posiada, lub też nie naprzykrzajmy się zbyt długo krępując kogokolwiek swoją obecnością.

(...) Należałoby w tym miejscu gospodarzom przypomnieć stare powiedzonko: "Gość w dom, Bóg w dom", ale skoro ktoś wpadł nie w porę? Wykrzywiać buzię sztucznym uśmiechem wykręconą, jakoby z radości wytrzymać nie szło, czy przeprosić, może nie za bałagan (zakładając, że każdy w jakimś ładzie porządek w mieszkaniu utrzymywać powinien), ale za brak rarytasów na stole, którymi to przybyłych "wypadałoby" ugościć. Myślę, że dobrze byłoby wyjaśnić, że nalot był niespodziewany, stąd też brak wykwintności na stole.

Gości należy więc poczęstować tym, czym się akurat dysponuje: kawą, herbatą, krakersami, stosując zasadę, "czym chata bogata". W żadnym razie takie niezapowiedziane wizyty nie powinny się przedłużać do kilku dni, czy broń Boże tygodni, zwłaszcza wówczas, gdy gospodarz drugie z kolei przysłowie nosi w sercu: "Gość nie w porę gorszy od Tatarzyna".

Uprzedzajmy zatem zawsze, w miarę możliwości, o własnym przybyciu, a jeśli już nie będziemy w stanie wyprzedzić własnych myśli - nie naprzykrzajmy się nadmiernie, by za kolejnym razem ktoś poprzednią wizytą umordowany drzwi, nam przed nosem na cztery spusty nie zamknął.

(...) Ktoś już zatem "wpadł", a może to my wpadliśmy bardziej? Czy usprawiedliwiać swój strój i nieporządek w mieszkaniu? Jeśli kto zjawił się po południu, w mieszkaniu ma prawo panować lekki nieład, który w jednej chwili można usunąć. Czasem dzieci potrafią zdemolować całe mieszkanie przynosząc zabawki ze swojego pokoju i rozrzucając je po całym mieszkaniu.

Wstydzić się więc takiej sytuacji czy nie? Ja myślę, że dzieci mają prawo do niewyuczonych jeszcze zachowań (zwłaszcza, gdy są małe) a my nie powinniśmy nadmiernie się tym przejmować. Tylko nasze długotrwałe zaniedbania: zapchana toaleta, odrywający się sufit, czy urwane drzwi od szafy a w niej wysypujące się ubrania, mogą rzeczywiście wyprowadzić nas z równowagi.

Powinniśmy, mimo wszystko, w takim porządku utrzymywać mieszkanie, aby w czasie niespodziewanych sytuacji nie musieć się za nie wstydzić. Brud, niechlujstwo i wszelkie zaniedbania, takie jak stosy naczyń w zlewie, nie powinny usprawiedliwiać powiedzenia, że czujemy się przecież "u siebie". Chyba, że ktoś nieład i bałagan uznaje za stan, który warunkuje jego dobre samopoczucie.

(...) A więc, bardzo nieładnie jest udawać, że nas nie ma w domu. Jakiś bowiem szczegół może zdradzić to, że jednak w nim jesteśmy. A może goście, prawdziwą sympatią kierowani, pozwolą nam przyjemnie spędzić wieczór nie przedłużając wizyty? Jeśli by kto nawet w innym celu przyszedł, to i tak, jak nie dziś, to jutro dowiemy się o powodzie przybycia, po co więc odwlekać? Mam jednak nadzieję, że większość z nas na tyle ma taktu, iż każdą wizytę będzie umiał poprzedzić choćby krótkim, telefonicznym zapytaniem.

Cywilizacja jak wiadomo, tak posunęła się do przodu, że nawet, gdy kto "komórki" nie posiada, wie, w jaki sposób najlepiej się zapowiedzieć. Jeśli jednak tego nie wie, musi nauczyć się radzić sobie w każdej sytuacji, bowiem dziś, bez telefonu, życie stałoby się bardzo zdezorganizowane, i to nie tylko w przypadku niezapowiedzianych najazdów.

Tak w ogóle to myślę, że często instynktownie bronimy się przed krótkimi kontaktami towarzyskimi, ograniczając się tylko do tych większych - "proszonych" przyjęć. Każdy jednak powinien postawić sobie pytanie, czy woli być pustynnym odludkiem, czy też człowiekiem życzliwym. Od naszego zachowania zależy przecież, jak długo ktoś w naszym domu zagości. Skrępowani atmosferą przyjaciele, na pewno nie zechcą zbyt długo nadużywać gościnności, nawet jeśliby impreza zapowiadała się do rana.

Pół godziny, nawet przy dużej ilości obowiązków przyjaciołom poświęcić można, a skoro pilną pracę mamy- powiedzmy im o tym. Gdy w kulturze zostali wychowani, na pewno zrozumieją. Nie ma nic gorszego, niż zabawianie przyjaciół fałszywą gościnnością; kręcąc się na krześle, obgryzając paznokcie czy drapiąc się po kończynach. Jeśliby kto jednak z dobrymi obyczajami nie zdążył się zaznajomić, należy przypomnieć, że z przykrością prace na tę chwilę zaplanowane nie mogą dłużej czekać i gości jeszcze raz przeprosić. Może to poskutkuje?

Swoją drogą- drodzy najezdnicy! Mocno zastanówcie się zawsze, co może pomyśleć gospodarz, gdy niespodziewanie staniecie w jego drzwiach, a właściwie, co Wy byście pomyśleli na jego miejscu?
Savoir vivre na co dzień i od święta
Elżbieta Młynarczyk
Wydawnictwo Printex

Printex
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama