Reklama

Sylwia z Rumii

Lubię kiedy mężczyzna robi dla mnie wytworną kolację. Kiedy jest czerwone wino, świece, drobne przystawki i danie główne. On w fartuszku, figlarnie ubrany, z pośpiechem śmiga po kuchni, dwoi się i troi. Miła muzyka dobiega z głośników a stłumione światło otacza nasze postacie. Wszystko jest tajemnicze, pełne magii i wzajemnych spojrzeń. Moje emocje sięgają zenitu, gdyż za chwilę zostanie podany pierwszy kąsek dzisiejszego wieczoru. Jest mokry, słodki i delikatny, pełen głębi i czerwieni. To jego uwielbiam na początku, gdyż rozbudza moje zmysły. Adrenalina rozpiera moje ciało. Czy następne bedą jeszcze ciekawsze? Rozgrzane myśli krążą po mojej głowie. Nie w sposób je ogarnąć i skupić się na czymś innym. Zimne kostki lodu na chwilę przytłumiają moje emocje. Lecz moje gorące ciało nie daje za wygraną. Lód topi się i rozpływa, a ja już nabieram chęci na danie główne. Lecz mój wspaniały kucharz daje mi do zrozumienia, że to jeszcze nie pora. Wzbudza mój apetyt, bo wie dokładnie, że nie ustąpię i zmuszę go do punktu kulminacyjnego. Jego danie główne to sama rozkosz, już chłonę jego smak i aromat. Gorące, wilgotne, odrobinę pikantne i podane jego męską dłonią jak na widelcu pod same usta. Przyjemnie zachęca do skosztowania i delektowania się tą wspaniałą chwilą. Z wilczym apetytem zabieram się za konsumpcję. Z każdego kąska wydobywam jego wnętrze i bujną treść. Naszą kolację wspólnie kończymy deserem, popijjając przy tym aromatyczne wino. Jestem wniebowzięta i uśmiechnięta a on rozpromieniony i zadowolony. Wieczór był kapitalny i pełen emocji a kolacja wspaniała. Tą wspaniałą rzecz przygotował właśnie dla mnie mój mężczyzna i za to go kocham!

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy