Reklama

Uzależniona od miłości

"Rzeczywiście - ładna. Ale nie umie śpiewać i ma zbyt snobistyczny akcent. Nie nadaje się" - zawyrokował producent David Selznick po obejrzeniu próbnych zdjęć siedmioletniej Elizabeth.

Był 1939 rok. Cała Ameryka żyła ploteczkami z planu ekranizacji bestsellera Margaret Mitchell "Przeminęło z wiatrem" w reżyserii Victora Fleminga. Do ostatniej chwili trwały spekulacje na temat obsady. Wpływowa dziennikarka "Los Angeles Times" Hedda Hopper wpadła na pomysł, by do roli Bonnie Blue, dziecka Scarlett O´Hary i Rhetta Butlera, zaangażowano córkę właściciela galerii sztuki w Beverly Hills Francisa Taylora. Marszand sprowadził się właśnie z Anglii, gdzie na horyzoncie widać było już nadciągającą dziejową burzę II wojny światowej. Hedda, klientka galerii, zachwyciła się urodą małej Liz i namówiła matkę przyszłej gwiazdy, by zaprowadziła córkę na casting. Równo 70 lat temu Elizabeth Taylor pierwszy raz stanęła przed kamerą. Gdyby wtedy udało się jej zagrać w kultowym dla Amerykanów filmie, byłby to baśniowy początek kariery. Ale w jej życiu nic nie miało być takie proste.

Reklama

Wybór Sary

Francis Taylor werdykt producenta "Przeminęło z wiatrem" przyjął z ulgą. Ostatnią rzeczą, jakiej chciał, było to, by Liz poszła w ślady matki. Sara zaś - przeciwnie. W córce zobaczyła szansę na realizację swoich snów. Przed ślubem Sara była dobrze zapowiadającą się aktorką. Ale na początku XX wieku dla kobiety, która wchodziła do "dobrej" mieszczańskiej rodziny, wybór pomiędzy karierą a rodziną był iluzoryczny. Sara porzuciła scenę, lecz tym bardziej pragnęła, by gwiazdą została jej córka. Fiasko pierwszego przesłuchania Liz wcale jej nie zniechęciło.

Zrozumiała, że talent i uroda to zbyt mało. Potrzebne były znajomości. Pomogła przyjaźń z Heddą Hopper. Dzięki dziennikarce "Los Angeles Times" Sara Taylor dotarła do Johna Cheevera Cowdena, prezesa wytwórni Universal Pictures. Prywatne przesłuchanie tym razem zakończyło się pełnym sukcesem. Dziewięcioletnia Elizabeth podpisała swój pierwszy kontrakt opiewający na przyzwoitą w tamtych czasach sumę 100 dolarów tygodniowo. W 1942 roku zagrała w filmie "There´s One Born Every Minute" Harolda Younga. Rola Liz przeszła kompletnie niezauważona. Na domiar złego Edward Muhl, jeden z dyrektorów wytwórni, o porażkę obwiniał właśnie Elizabeth. "Nie dość, że nie umie śpiewać, tańczyć ani grać, to jeszcze ma okropną matkę, która wtrąca się we wszystko" - tłumaczył Cowdenowi powód rozwiązania - po zaledwie 6 miesiącach - kontraktu z Elizabeth Taylor.

Sara ani na chwilę nie zwątpiła w talent córki i poszła do konkurencyjnej wytwórni - Metro-Goldwyn Mayer. Akurat rozglądano się za dziewczynką do roli w filmie "Lassie wróć" Freda M. Wilcoksa. Elizabeth podpisała drugi kontrakt (również na 100 dolarów tygodniowo). Gażę miała zgarniać też Sara jako agentka córki. Gdy w 2000 roku Elizabeth Taylor będzie odbierać z rąk królowej Elżbiety II tytuł szlachecki, wzniesie toast: "Za moją matkę, której wszystko zawdzięczam. I niech jej Bóg przebaczy, bo była okropna...". Sara Taylor umarła w 1994 roku, dożywając 98 lat. Doceniała osiągnięcia córki, ale nie była zachwycona stylem życia, który wybrała jej "słodka Liz".

Na granicy życia

12-letnia Elizabeth po raz pierwszy otarła się o śmierć. Na planie ciepłego, familijnego obrazu "National Velvet" Clarence´a Browna o dziewczynce, która przygotowuje swojego konia do wielkiego wyścigu, Liz miała poważny wypadek. Spadła z konia tak nieszczęśliwie, że poważnie uszkodziła kręgosłup. Na dodatek studio nie mogło sobie pozwolić na jakiekolwiek opóźnienie produkcji. Lekarz prowizorycznie opatrzył nastolatkę i Liz ponownie posadzono na grzbiecie wierzchowca. Dokończyła zdjęcia, film odniósł wielki sukces, ale ból od tamtego czasu towarzyszy Taylor codziennie.

Trzeba przyznać, że aktorka nigdy nie była okazem zdrowia. Ponad 30 razy leżała w szpitalu. Z powodu zaawansowanej osteoporozy 3 razy miała operowane biodra, pięć razy kręgosłup. Chirurdzy usunęli jej macicę i guz mózgu wielkości piłki golfowej. Przeszła chemioterapię po tym, jak zdiagnozowano u niej raka skóry. Walczyła z powikłaniami po zakażeniu amebą. Cierpiała na ciężki bronchit, dezynterię i cukrzycę. Gdy w 1961 roku odbierała swojego pierwszego Oscara za rolę prostytutki w filmie Daniela Manna "Butterfield 8", więcej niż o talencie aktorskim rozpisywano się o zabiegu tracheotomii, dzięki któremu lekarze uratowali jej życie po ciężkim zapaleniu płuc.

Shirley MacLaine będąca w tamtym czasie największą rywalką Taylor liczyła na nagrodę Akademii Filmowej za rolę w "Apartamencie" Billy´ego Wildera. Po ceremonii rozdania Oscarów z rozgoryczeniem stwierdziła: "Przegrałam z tracheotomią", sugerując, że Taylor dostała statuetkę jako "nagrodę pocieszenia" po chorobie.

W zeszłym roku większość gazet odnotowało gwałtowne pogorszenie zdrowia aktorki. Niektóre pospieszyły się, umieszczając jej nekrolog. Elizabeth, cytując Marka Twaina, wydała oświadczenie: "Plotki o mojej śmierci są mocno przesadzone", a dwa tygodnie później paparazzi przyłapali ją na zakupach z najnowszym partnerem, biznesmenem Jasonem Wintersem.

Lekarstwo na ból

"Mam mocną głowę. Gdy mężczyźni walą się już pod stół, ja wciąż mogę pić. To przyczyna wielu moich nieszczęść", powiedziała, gdy w 1983 r. po raz pierwszy zamknęła się na kilka tygodni w klinice odwykowej. Kuracja pomogła na krótko i w 1988 r. Taylor wróciła do zamkniętego oddziału Betty Ford Center na Rancho Mirage w Kalifornii.

"Piję, żeby zagłuszyć ból, który towarzyszy mi przez całe życie", tłumaczyła Elizabeth. Nieszczęśliwy upadek z konia, a potem kolejne choroby i operacje sprawiły, że Taylor uzależniła się od mieszanki środków przeciwbólowych i burbona zwanej w Hollywood "koktajlem gwiazd". Dlaczego idole milionów pili na umór? Do lat 60. system kontraktów aktorskich ze studiami filmowymi powodował, że najlepsi czuli się wykorzystywani przez bezdusznych biurokratów. Filmy zarabiały miliony, a gwiazdy musiały zadowalać się "tygodniówką". Epoka sześciocyfrowych honorariów miała dopiero nadejść. Doświadczenia z tamtego okresu sprawiły, że Elizabeth stała się wrażliwa na niedolę gwiazd, które przechodziły przez podobne piekło. Jako jedna z nielicznych celebrities odważyła się wspierać Michaela Jacksona, gdy uzależnionego od alkoholu i środków przeciwbólowych gwiazdora oskarżono o molestowanie dzieci.

Uzależniona od miłości

Legenda Elizabeth Taylor w dużej mierze powstała dzięki pikantnym szczegółom z jej życia prywatnego. Nawet ci, którzy nigdy nie widzieli żadnego jej filmu, wiedzą doskonale, że gwiazda miała 8 mężów. Pierwszy raz powiedziała sakramentalne "tak" jako 18-latka. Już wtedy - wzorem gwiazd XXI wieku - zadbała, by uroczystość była odpowiednio nagłośniona. Ślub aktorki z dziedzicem hotelowej fortuny Nicholasem Conradem Hiltonem nieprzypadkowo zaplanowano na dwa dni przed premierą filmu Taylor: "Ojciec panny młodej" w reżyserii Vincente´a Minnelli. Zgodnie z oczekiwaniami szczęśliwy "zbieg okoliczności" wzbudził zainteresowanie prasy i podniósł sprzedaż biletów do kina. Gorzej z samym małżeństwem, które nie przetrwało nawet 3 miesięcy. Aktorka przyznała, że w Hiltonie pociągała ją chłopięca beztroska. Nie był to jednak właściwy partner.

Rok później w Londynie podczas zdjęć do filmu "Ivanhoe" Richarda Thorpe´a Liz zakochała się w 20 lat starszym od niej brytyjskim aktorze Michaelu Wildingu. Brytyjczyk rozwiódł się z żoną i w 1951 roku poślubił Elizabeth. Wilding, stateczny dżentelmen, wydawał się przeciwieństwem Hiltona. Rodzina szybko powiększyła się o dwóch synów pary. Małżeństwo rozpadło się po 4 latach, bo aktor nie mógł się pogodzić z rosnącą popularnością żony i zaczął ostro pić.

Taylor wdała się w romans z producentem filmowym Michaelem Toddem. Teraz tym, co zachwyciło Liz w mężczyźnie, była jego nieco prostacka witalność. Do bólu szczery i gwałtowny Todd został trzecim mężem gwiazdy, a ich sprzeczki i rękoczyny na planie filmowym były stałym elementem rubryk plotkarskich w codziennej prasie. Liz urodziła córeczkę i kilka miesięcy później pochowała męża, który zginął w katastrofie lotniczej.

26-letnią wdową z trójką małych dzieci zaopiekował się najbliższy przyjaciel Todda - piosenkarz Eddie Fisher. Dla Elizabeth Taylor Fisher zostawił żonę Debbie Reynolds i maleńką córeczkę - późniejszą aktorkę i scenarzystkę Carrie Fisher. Liz dla Fishera przeszła na judaizm. 5 lat związku z Eddiem to najlepsze lata w karierze aktorki. Zagrała u boku Paula Newmana w "Kotce na gorącym blaszanym dachu" Richarda Brooksa, z Katharine Hepburn wystąpiła w "Nagle, ostatniego lata" Josepha Mankiewicza, odebrała Oscara za "Butterfield 8" Manna, wreszcie za rekordową gażę miliona dolarów zgodziła się zagrać ostatnią władczynię starożytnego Egiptu w historycznym obrazie Josepha Mankiewicza. Na planie "Kleopatry" poznała Richarda Burtona. Wzajemne relacje, pełne namiętności i żaru kłótnie najlepiej komentował Mankiewicz: "Gdy na planie pojawiali się Richard i Liz, czułem się, jakby ktoś zamknął mnie w klatce z dwoma tygrysami".

Taylor bez wahania porzuciła Fishera i związała się z Burtonem. Pobrali się w 1964 roku. Po 10 latach nieustannych awantur ze staczającym się w alkoholizm gwiazdorem Liz wystąpiła o rozwód. Po roku znów się pobrali i ponownie rozwiedli. Do legendy przeszły sceny zazdrości, które Burton i Taylor urządzali sobie publicznie. Burton rzucił się z pięściami na Marlona Brando, gdy ten zaczął flirtować z Liz na pokładzie ich jachtu "Kalizma". Taylor ze swej strony wściekle tropiła zdrady Richarda. Razem zagrali w 12 filmach. Za kreację w ich wspólnym dziele: "Kto się boi Virginii Woolf?" Mike´a Nicholsa aktorka odebrała swojego drugiego Oscara.

W 1976 roku, po definitywnym rozstaniu, Elizabeth związała się z senatorem Johnem Warnerem. Dla niego, będąc u szczytu sławy, rzuciła film. Ale po 6 latach u boku nieco nudnego polityka miała dosyć bycia "ozdobą domu". Rozwiodła się i postanowiła nigdy już nie zakochać się w żadnym mężczyźnie.

Zmieniła zdanie, gdy w klinice odwykowej poznała atrakcyjnego, młodszego o 20 lat stolarza Larry´ego Fortensky´ego. Ich ślub odbył się w posiadłości Michaela Jacksona. To małżeństwo, tak jak wszystkie poprzednie, wkrótce się rozpadło, a Liz ruszyła na poszukiwania kolejnej miłości.

Najlepszy przyjaciel kobiety

Prawdziwą namiętnością Elizabeth Taylor zawsze były szlachetne kamienie. "Matka wspominała, że po urodzeniu przez osiem dni miałam zamknięte oczy. Gdy je otworzyłam, pierwszą rzeczą, na jaką spojrzałam, był pierścionek z brylantem", mówiła aktorka. Kolejni mężowie zdobywali jej przychylność, ofiarowując biżuterię. Eddie Fisher ironizował, że pierścionek warty 50 tysięcy dolarów może uszczęśliwić Liz na 4 dni. W kolekcji Taylor znalazły się między innymi brosze królowej angielskiej i okazy z kolekcji należącej do rodziny carskiej. Najsłynniejszy klejnot podarował jej Richard Burton w 1969 roku. 69-karatowy brylant w sklepie Cartiera kosztował milion dolarów. 10 lat później Elizabeth wystawiła kamień na licytację i uzyskane ze sprzedaży pieniądze przeznaczyła na szpital w Botswanie.

Choć kamienie szlachetne są pasją aktorki - napisała nawet na ich temat książkę - to ostatnie lata Elizabeth Taylor spędza, wyprzedając swoją kolekcję, by zdobyć pieniądze na działalność charytatywną. Wspiera zwłaszcza instytuty medyczne pracujące nad szczepionką na AIDS. Jako jedna z pierwszych miała otwarcie mówić o tej chorobie. Gdy zachorował na nią jej przyjaciel, aktor Rock Hudson, zorganizowała wielką galę charytatywną.

Zaangażowała się też w politykę. Mimo że w ostatniej kampanii prezydenckiej w USA jej faworytką była Hillary Clinton, wygraną Baracka Obamy przyjęła z zadowoleniem. Niedawno skończyła 77 lat i - jak twierdzi - nareszcie z optymizmem patrzy w przyszłość.

Sergiusz Pinkwart

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: córki | przyjaciel | aktorka | Elizabeth Taylor
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy