Reklama

Uzależnione od miłości

Kaśka śledzi swojego mężczyznę, przeszukuje kieszenie jego marynarki, bo kocha go miłością obsesyjną. Magda trwała w nieudanym małżeństwie, wierząc, że jej miłość skłoni męża do kochania.

Zuza nie umie zbudować stabilnego związku, bo nie wyobraża sobie życia bez silnej namiętności, którą daje romans. Trzy kobiety opowiadają o walce z uzależnieniem. Od miłości.

Z tamtego wieczoru zapamiętała jego oczy. Duże, brązowe, zdziwione. Siedzieli w kawiarni. "Chcę się rozwieść", wydusiła z siebie, bojąc się tego, co powie. Nie zareagował. Zapalił papierosa. Po dwudziestu latach małżeństwa Magda postanowiła je zakończyć. Atrakcyjna, na stanowisku, nie wygląda jak kobieta, która prawie przez całe małżeństwo zamykała się w łazience i wkładała palec do gardła. Może nie zdecydowałaby się na rozwód, gdyby nie nawrót bulimii? Gdy wracał pijany albo miesiącami nie chciał się z nią kochać, nie mogła utrzymać jedzenia w żołądku. Może nie odważyłaby się odejść, gdyby syn nie trafił na odwyk dla narkomanów. Długo nic nie podejrzewała. Gdy odwoziła go do ośrodka, obiecała: "Jeśli jeszcze będziesz chciał ze mną mieszkać, stworzę ci normalny dom, żebyś miał gdzie wrócić".

Reklama

- Przez te lata kochałam swojego męża - mówi Magda, 42-latka. - Bardziej niż siebie. Kochałam za nas dwoje. Chciałam go ratować z opresji. Jak samarytanka. Wierzyłam, że się zmieni, kiedy przychodził z kwiatkiem, przepraszał. Łapałam się tych chwil. Myślałam: "Od teraz już na pewno będzie dobrze".

***

Czapkę z daszkiem nasunęła na czoło. Usiadła na miejscu dla pasażera. Do koleżanki krzyknęła: "To on! Trzymaj się srebrnego volvo". Ruszyły. On zatrzymał się pod blokiem, one trochę dalej. Wszedł do klatki. Wyszła z samochodu. Policzyła piętra: pierwsze, drugie. Zapaliło się światło. Zobaczyła, że zdejmuje marynarkę, otwiera okno, wchodzi do kuchni. Oparła się o daewoo koleżanki i patrzyła przez kwadrans. "Masz szajbę", usłyszała. Odpowiedziała: "Jesteśmy razem pół roku, a on spędza ze mną tylko środy i co drugi weekend. Ale teraz wiem, że nikogo nie ma". Kiedy Kaśka z czasem się dowie, że Radek ma żonę i dwuletniego syna w innym mieście, i jeszcze jedną Kasię, taką jak ona, w Warszawie, zapyta: "Czemu nie mówiłeś?!". On odpowie: "Bo nie pytałaś". Następnej nocy ona wypije o jedno mojito za dużo, zadzwoni, by dać mu jeszcze jedną szansę. Radek nie skorzysta. "Za bardzo się angażujesz", powie.

Kasia ma 30 lat. Czarne włosy, brązowe oczy. A on? - Wysoki, przystojny. Albo niski, z wąsem. Jeździ samochodem z dvd w zagłówkach lub metrem, na gapę. Jest w moim wieku, czasem dużo starszy. Ma żonę, stałą narzeczoną lub nie chce się angażować. Wiem, że to drań, cynik. Ale myślę: przecież nawet taki ktoś kiedyś się zakocha. Tylko dlaczego zawsze myślę, że we mnie? Gdy mnie odtrąca, kocham jeszcze mocniej, bardziej się staram. Gdy w nocy się przytuli lub w ciągu dnia wyśle sms: "Wszystko w porządku?", jestem przekonana, że to coś wyjątkowego, że taka miłość zdarza się raz. Takich miłości miałam już kilkanaście.

***

Blondynka w zielonym swetrze i dżinsach łapie w centrum Warszawy taksówkę na lotnisko. Jej mąż nic o tym nie wie. W domu specjalnie dla niej zawija ryż basmati w wysuszone wodorosty. Robi swoje popisowe sushi z łososiem. O ucieczce nie wie nawet jej matka, która właśnie kupiła im ekspres do kawy: żółty, retro, za dwa tysiące, bo córka wreszcie ułożyła sobie życie. Ale Zuza (35 lat) już go nie postawi w kuchni z drewna wenge, którą wybrała z mężem. Wbiega na lotnisko. Za kwadrans kończy się odprawa pasażerów do Nowego Jorku. W tłumie widzi Marka. Na szczęście zajął kolejkę. Nie miała odwagi powiedzieć mężowi, że po roku zakochała się w innym. Że chce z nim wyjechać na miesiąc, a potem w Polsce zostać na zawsze. Że przy Marku czuje, że świat należy do niej. Tak jak kiedyś z nim, Robertem, a wcześniej z Grześkiem, Krzyśkiem, Waldkiem i Karolem. Mówi tylko przyjaciółce, że jej mąż to: płyty cd ułożone w kolejności chronologicznej, książki w alfabetycznej i mistrzowskie dania, które w piątki podaje gościom, lekarzom ze swojej kliniki, na asymetrycznych białych talerzach. Gdzie tu miejsce na jej wygniecione plakaty ze starych filmów, na jedzenie skrzydełek kurczaka w sosie słodko-kwaśnym palcami, w pościeli? Napisze mu mail z Nowego Jorku. Że musi wszystko przemyśleć. Że przy nim się dusi.

Miłość czyni cuda

Pierwszą miłością Magdy był Roman. Zostawiła go dwadzieścia lat temu, ale często wraca do niego myślami. Pamięta go tak: piłkarz, zabierał ją na mecze, żeby pochwalić się przed kolegami. Zaradny: odkładał na lodówkę, meblościankę. Dla nich. Pragmatyczny: na pierwszym miejscu była piłka. Na drugim Magda. Tak jak w jej domu: na pierwszym byli rodzice, sami dla siebie, wzór kochającego się małżeństwa. Roman był ambitny: kiedy z nim zerwała, wyszedł i nigdy nie wrócił. Spotkają się po latach, a wtedy on jej powie: "Żeby o tobie zapomnieć, musiałem wyjechać na drugi kontynent". A wtedy było lato, ze trzydzieści stopni w cieniu. Jechała na obóz studencki w góry. Roman odprowadził ją na dworzec. W pociągu poznała Jarka. Pamięta go tak: chudy, ogolony na jeża, śniady, nie w jej typie. Szalony: potrafił wziąć ją na ręce i ot tak kupić różę. Romantyczny: kładł głowę na jej kolanach, patrzył w niebo i opowiadał o książkach Lema. Pisał dla niej wiersze.

Rodzinny: nawet się nie całowali, a on w drodze powrotnej z obozu powiedział: "Nasze dzieci będą miały niebieskie oczy po tobie i ciemne włosy, po mnie". Alkoholik? - Przynosił flaszkę na spotkania z jej rodzicami, ze znajomymi, na randki we dwoje. Pił sam. - Tłumaczyłam: nie ma ojca, jego rodzice się rozwiedli. Mam misję, przy mnie się wyleczy. Agresywny? Wściekł się. Nie wiedziała o co. Wyszedł na dwór. Walnął pięścią w drzewo. Złamał rękę. Nie pomyślała, co by było, gdyby uderzył ją.

- Nikt nie dał mi tyle czułości co Jarek na początku. - opowiada Magda. - Tulił, całował, głaskał ot tak sobie. To było dużo dla dziewczyny, która miała 16 lat, gdy zachorowała na bulimię. Rodzice się nie zorientowali. Byli idealną parą.

- Bardzo chciałam się usamodzielnić. Byłam na drugim roku, kiedy zaszłam w ciążę. Jarek przeżył szok. Ja też. Wzięliśmy ślub, bo jestem wierząca. Nie było innej opcji... Magda w siódmym miesiącu. Jarek po egzaminie idzie się napić z kolegami. Miał wrócić przed dziesiątą. Trzecia w nocy, jego żona stoi w oknie i płacze. Kiedy wraca Jarek, krzyczy, popycha ją na ścianę. Magda upada. Nie, nic się nie stało, nie ma śladu, więc o czym mówić? Za to na drugi dzień są przeprosiny. Znów jest między nimi bliskość. Rodzi się syn. Planują wspólny biznes. Że czasem poleci w jej stronę talerz? Że ma rozcięcia i siniaki? Magda nie przyzna się przed rodzicami, że małżeństwo to porażka. Wyprowadzą się do jego matki. Coraz rzadziej rozmawiają. Magda pisze pracę magisterską, daje korepetycje z angielskiego, rosyjskiego. Zarabia, więcej niż Jarek na etacie. Marzy jej się dom. "Jak zamieszkamy na swoim, mąż się zmieni", myśli. Zostaje pilotką wycieczek zagranicznych. Przywozi dżinsy, które sprzedaje z zyskiem.

Na Lazurowym Wybrzeżu, na gondoli w Wenecji, pod fontanną di Trevi znów jest jak wtedy, gdy na obozie obiecywał jej szczęśliwe życie. Magda już prawie nie pamięta, że niedawno miała depresję. Leżała cały dzień w łóżku z kołdrą na głowie. Bała się wyjść z pokoju, bała się szumu wiatru, spadających liści. Jarek wracał z pracy i mówił: "Babskie fochy, fanaberie". Gdyby nie rodzice, nie trafiłaby do psychoterapeutki. Ona poradziła Magdzie ciążę. Sama przeczytała o wizualizacjach. Więc zrobiła kolaż: z gazety wycięła samolot, palmę, czerwone ferrari, a na górze wkleiła zdjęcie dziewczynki, blondynki. Kolaż dała mężowi na urodziny. Wściekł się. Nie był gotowy na drugie dziecko. Ale ona obrazek powiesiła nad ich łóżkiem. Gdy teraz na placu Hiszpańskim widzi, jak Jarek kupuje córce lody, nie pamięta, że kiedy powiedziała mu: "Jestem w ciąży", zapytał: "z kim?". Albo że do syna mówił: "milcz, smarkaczu". Albo tak ścisnął jego rękę, że zostawał siniak. Po powrocie z Włoch Jarek wraca do wódki. Magda do wspomnień. Odnajduje telefon Romana. On chce się spotkać. Jarek jest zazdrosny o miłość sprzed lat. Również o mężczyzn z biura.

Przeszukuje jej rzeczy. Magda nie prowadzi już wycieczek, pracuje w ubezpieczeniach, potem przerzuca się na finanse. Zostaje dyrektorem w firmie doradztwa finansowego. Czasem, gdy po awanturze przepłacze całą noc, wkłada ciemne okulary albo mówi w biurze, że ma zapalenie spojówek.

Selekcja negatywna

Kaśka, ta która śledziła Radka samochodem, mówi o sobie: - Nie ja wybieram niedojrzałych emocjonalnie mężczyzn. Raczej oni mnie. Działa negatywna selekcja. Jakiś detektor: "Uwaga, laska przy barze, pije drinka, łzy kapią jej do kieliszka, bo w kieszeni narzeczonego znalazła rachunek z kolacji dla dwojga. Jesteś jej ostatnią deską ratunku". Z Radkiem, dziennikarzem, było cudnie. Zabierał ją do Kazimierza, Nałęczowa. Jedli rogale, pili grzane wino na rynku, dawali drobne Cygankom, które wróżyły Kaśce z ręki. Jedna powiedziała: "brunet ci kłamie". Ale skąd Kaśka mogła wiedzieć, że chodzi o Radka? Pokazywał jej rodzinny Lublin. Tam szkołę podstawową i dom rodziców, w którym się wychował. Z zewnątrz. Zapamiętała ulicę, numer i czerwoną dachówkę. Wiedziała, gdzie jechać, gdy w sylwestra rano zadzwonił, że nie pójdą na maraton filmowy Almodovara, bo matka jest chora i musi zostać.

"Nie rozumiesz?", pytał. Nie rozumiała. O 23 była pod domem z czerwoną dachówką. Dwoje siedemdziesięciolatków siedziało przy sałatce jarzynowej i śledziach z cebulą: "Dziecko, nie wiedziałaś? On z żoną jest teraz i z synem". Noc przeleżała na ich sofie w dużym pokoju zwinięta w kłębek. "Nie martw się, jesteś piękna, młoda, szczęśliwego nowego roku", starszy pan punkt dwunasta zaczął sypać na nią konfetti. Już w domu Kaśka łyka trzy antydepresanty i dwie tabletki nasenne. Ma nadzieję, że się nie obudzi. Rano wstaje. Postanawia: zacznie się leczyć. Idzie na psychoterapię, zakłada dziennik. Ma w nim opisywać błędy, jakie robi na początku związku, który z góry jest skazany na niepowodzenie. W dzienniku przybywa negatywnych postaci. Jest Jędrek, chudy, z dużym nosem. On lubił góry i ona lubiła góry. Małomówny, ale jak już coś powie... "Chciałbym zaszyć się w chatce w górach. Pisać książki. Badać zjawisko yeti". Albo: "Mam depresję od urodzenia. Miłosny zawód na koncie. Moje serce to zimny głaz". Więc Kaśka kolejne miesiące spędza na rozbijaniu głazu. Słucha o Monice, która go zostawiła. O ojcu, który zmarł. O matce, która się na nim uwiesiła. "Przyjedź, mam tylko ciebie", dzwoni w nocy. Jedzie. Czuje, że to coś wyjątkowego, skoro on jej potrzebuje.

Słowacja. Kaśka uczy się jeździć na snowboardzie. Ponieważ on jeździ... Boi się. Łamie nogę w trzech miejscach. Krzyczy z bólu, ale zauważa plusy: Jędrek niesie ją na rękach do samochodu. Jędrek karmi łyżeczką, gdy czekają na prześwietlenie. Potem mówi: "Wracam do hotelu. Wszystko opłacone", choć okazuje się, że będzie miała operację. Przez tydzień jej nie odwiedza. Wysyła tylko sms-y. - Tłumaczyłam go, że wreszcie wyszedł z depresji. Chce pożyć. Cieszyłam się, że znów odzyskał radość. Myślałam: tak będzie lepiej dla nas. Kaśka wychodzi ze szpitala. Staje na nogę. Jędrek na obie. Dzięki Kaśce. Postanawia odzyskać Monikę. "To było do przewidzenia. Byliśmy sobie potrzebni na chwilę", słyszy zamiast wyjaśnień. - Byłam naiwna? - zastanawia się Kaśka. - Raczej zakochana. Albo tak mi się wydawało.

Kaśka wspomina ojca. Pilot. Nie było go w domu miesiącami. Po lekcjach czasem siadała przed blokiem i patrzyła w niebo. "Ciekawe czy to tata", zastanawiała się, gdy widziała samolot. - Kiedy przyjeżdżał, brałam go za rękę i szłam na podwórko. Chwaliłam się koleżankom. Był tata, było święto. I takie są moje związki. Jest facet, jest święto. Więc chucham i dmucham, zamiatam wątpliwości pod dywan. Nie umiem być sama. Łamią mi się wtedy paznokcie, wypadają włosy. Muszę kochać. Nawet beznadziejnie.

W życiu Kaśki ważny był jeszcze Damian. Dyrektor wydawniczy, właściciel trzech apartamentów. Śmieje się, że dzięki niemu ma eleganckie mieszkanie. Dostała od rodziców. Ale w środku były meble modne dziesięć lat temu. Wzięła 150 tysięcy kredytu na remont, żeby mu zaimponować. Bo on szukał dziewczyny, która nie leci na kasę. Bo patrzył na nią w "ten" sposób i robił wtedy "tę" minę, czuła się pożądana. Jak wpadał, przygotowywała kolację. On przynosił drogiego szampana. Kochali się na parapetach z marmuru na kredyt. Zrywali zasłony z atłasu i aksamitu. Potłukli wazon z kryształkami, odłamek zrobił ślad w parkiecie z egzotycznego drewna. Ale on po północy wychodził. Mówił: "Mam dużo roboty na rano". Szampana dopijała więc sama. I sama kładła się do łóżka w jedwabnej pościeli. Kiedy wysyłał sms: "Myślę o tobie cały dzień", łudziła się, że to coś głębszego. Aż do wakacji na Krecie. Pojechała z koleżankami na dwa tygodnie. Po powrocie dowiedziała się, że on się ożenił. Z koleżanką z pracy. Wpadka.

Wszystkiego trzeba spróbować

"Zuza, czekoladowy czy z malinami?", mama pyta, jaki tort zrobić córce na czternaste urodziny. Siada na kuchennym blacie i mówi: "Jeden i drugi". W życiu chce mieć wszystko, wszystkiego spróbować. Ale szybko się nudzi. Marzy o pianinie. Rodzice kupują starego steinwaya. Chce grać jak Oscar Peterson, więc porzuca pasję, gdy nauczycielka każe jej trenować wprawki. Uczy się angielskiego, francuskiego. Po wakacjach na Costa del Sol także hiszpańskiego. Żadnego języka nie pozna perfekcyjnie. Dużo czyta. Kilka książek na raz. Zaczyna, nie kończy. Studia: lingwistyka. Dotrwała do drugiego roku. Politologia: porzucona po trzech wykładach. Polonistyka: skończona, ale pracy magisterskiej nigdy nie napisze.

"Kocham cię", wyznaje po roku chodzenia kolega ze studiów. "Lubię cię", odpowiada Zuza. "Ale naprawdę i bardzo", pociesza. Kilka tygodni później, kawiarnia w Warszawie. On wpatrzony w nią, ona wzrok wbija w czubki butów. "Nie zasługuję na ciebie. Odchodzę", wygłasza kwestię zasłyszaną w amerykańskich romansach. Chłopak, jak w filmie, nałyka się tabletek. Zrobią mu płukanie żołądka. Przeżyje. Od tej pory, Zuza wie, że gdy po raz kolejny, będąc z jednym, zakocha się w drugim, odejść powinna finezyjniej. - Wszystkie związki na początku traktowałam poważnie - mówi Zuza. - Była chemia, feromony, ciekawość drugiego człowieka. Jak będzie pachniał? Czy na spacerze obejmie mnie za talię, czy chwyci za rękę? I niepewność: jesteśmy już razem? Wszystkich ich kochałam. Każdego tak samo mocno. Ale nie wiem, czy chodziło o nich, czy o emocjonalny haj. Brałam życie garściami. Nie chciałam niczego przegapić. Taka rola była wygodna.

Mężczyźni w życiu Zuzy pojawiają się jeden po drugim. Ani dnia nie jest sama. Kończy z Grześkiem, już czeka Przemek. Właśnie, Przemek. Jemu pierwszemu powiedziała: "kocham". Poznają się w korporacji, w której razem pracują. Nie nudzą się ze sobą. Sobota. "Zuza, pakuj się, jedziemy na Bornholm", krzyczy pod jej oknem. Jadą. Poniedziałek, druga w nocy. "Zuza, wstawaj, chodźmy na most popatrzeć na Warszawę". Zuza jest pewna. To ten facet. Jeżdżą do jego kolegi na Mazury. Robert jest lekarzem po rozwodzie. Zuza nie wie, czemu na te wyjazdy wkłada najkrótsze sukienki. Przemek chodzi spać wcześnie, a ona z Robertem dyskutuje o życiu. Kiedy zacznie jej wysyłać niedwuznaczne sms-y, będzie zatrzymywać samochód na poboczu, żeby mu odpisać. Potem pojedzie na Mazury, sama. - Co miał Robert, czego nie miał Przemek? Był jak nieodpakowane pudełko czekoladek. Dawał obietnicę wyjątkowości. Po pół roku biorą ślub. On kupuje apartament na kredyt. Rodzice się cieszą. Córka znalazła swoje miejsce. Ale pojawi się Marek, kolega z pracy, grafik. Wyjadą w delegację, wylądują w łóżku. Oboje zajęci, powiedzą sobie: "Musimy zapomnieć". Ale nie mogą. Po pół roku potajemnych spotkań są pewni. On rzuci żonę, ona męża. Taka miłość zdarza się tylko raz.

Wszystko przed nami

Magda żałuje, że nie została z Romanem, swoją pierwszą miłością. Kiedy po dwudziestu latach przyjechał prosić, by do niego wróciła, nie miała odwagi powiedzieć: tak. - Wybrałam to, co znane. Męża, który mnie nie szanował. Kochałam go, a on mówił, że kocha mnie i obiecuje poprawę. Po raz kolejny zdecydowała się na mission impossible. Tym razem postawiła warunki. Poszli na terapię, nic to nie dało. Za to syn zaczął ćpać. Nie wytrzymał napięcia w domu. - Jesteśmy po rozwodzie. Kupiłam Jarkowi mieszkanie na kredyt, żeby się wyprowadził. Z domu wyniosłam wszystko, co przypominało nasze życie: zastawę z chińskiej porcelany, stare meble, pamiątki. Przemalowałam ściany. Urządzam po swojemu. Jadę z przyjaciółką do Stanów. Przejedziemy jeepami ze wschodniego wybrzeża na zachodnie. Wreszcie mogę robić, co chcę. Jestem wolna! Chce mi się żyć, tańczyć i śpiewać. Teraz czuję, że wiosna w pełni.

***

Kasia uczy się być sama. Znajomi przedstawili jej Marka, fotografa. Kiedyś nie zwróciłaby na niego uwagi. Ale teraz zaczyna jej się podobać, że pierwszy wysyła sms-y, oddzwania, nie znika bez słowa, żeby szukać yeti. Tylko chodzą do kina. Ale kto wie... Kaśka śpi po lewej stronie łóżka, obok poduszka z jasnego atłasu. Wciąż ma nadzieję.

***

Zuza jest w trakcie sprawy rozwodowej z Robertem. Ze wspólnego domu zabrała ciuchy, kosmetyki i plakat z Casablanki, który powiesiła kiedyś w ich sypialni. Z Markiem jest w ciąży. Są razem już rok. Czuje, że znalazła związek na zawsze. - Długo myślałam, że życie to ślizganie się na łyżwach z czekoladą w jednej dłoni, winem w drugiej. Nadal chcę od życia wszystkiego co najlepsze. Ale poświęcałam zbyt wiele, więc dla tej miłości zrobię wiele. Skąd wiem, że to najważniejszy związek? Po raz pierwszy czuję, że chcę być z tym facetem, że nie uciekam przed samotnością. Lubię stabilizację, jaką mi daje. Lubię naszą codzienność. Niespodzianki w końcu stają się przewidywalne. Jestem w ciąży. Będziemy mieli córkę, jej szczęście jest najważniejsze. Dorosłam.

Natalia Kuc

Twój Styl
Dowiedz się więcej na temat: oczy | Roman | kredyt | włosy | miłość | rodzice | jarek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy