Reklama

W osobistym muzeum wspomnień

Jest takie miejsce w naszym domu, do którego mam dostęp tylko ja. Nikt więcej. Ot, niepozorne, kartonowe pudełko w żółto-zielone kwiatki, warte więcej niż wszystkie inne przedmioty codziennego użytku. Są w nim listy (pisane ręcznie!), kilka fotografii, pewna szyszka, jeden pierścionek, drewniany koń, sznurek szklanych koralików... Rzeczy same w sobie całkiem bez znaczenia. Dla mnie - magiczne klucze do drzwi najdroższych wspomnień.

Kim jestem, jeśli nie kwintesencją zdarzeń, w których miałam swój udział? Kim, jeśli nie sumą odbić w lustrach oczu tych, którzy na mnie patrzyli? To co było, nie znika bezpowrotnie. Zgodnie z zasadami fizyki, zmienia tylko swą postać. Stan stały przeobraża się w stan ciekły, a potem w stan (u)lotny... To, że chwila obecna ulegnie rozkładowi i w końcu przepadnie na zawsze jest dla mnie nie do wyobrażenia! Przecież moje "teraz" jest wynikiem tego, co zdarzyło się w przeszłości. Czas niczego mi nie zabiera, wręcz przeciwnie - daruje. Zbieram minione chwile jak ziarenka piasku, o każdą kolejną staję się bogatsza i z nich wszystkich "ja obecna" się składam. Dlatego pielęgnuję wspomnienia.

Reklama

"Nigdy nie ufaj mężczyznom w brązowych butach" - mawiała moja znajoma z Anglii. Kto wie, może biedula zakochała się kiedyś nieszczęśliwie w facecie co nosił obuwie w kolorze brązowym. Ja mam inną zasadę. Nie ufam facetom bez przeszłości. Ktoś, kto wydaje się nietknięty przez ząb czasu nie może grać uczciwie. I wcale nie mam na myśli wieku. Chodzi o doświadczenia. Ludzie pozornie bez skazy, bez plamy na życiorysie nie budzą mojej ciekawości. Intuicyjnie zachowuję wobec nich dystans lub od razu mijam szerokim łukiem. Osoba wkładająca wiele wysiłku w to, by udowodnić swoją czystość, z pewnością ma wiele brudnych spraw na koncie. Wolę mieć do czynienia z kimś, kto otwarcie przyznaje się do posiadania tajemnic, niż z tym, który twierdzi, że nie ma nic do ukrycia. Bo każdy z nas ma swoje mniejsze i większe sekrety. Niektórzy trzymają je zamknięte w pudełku w żółto-zielone kwiatki.

Moje sekrety są tylko moje i niechętnie o nich opowiadam. John z kolei ma swoje i wcale mi to nie przeszkadza. Bliskość dusz nie wymaga przecież wyrzekania się własnej odrębności. Żal mi kiedy widzę pary wyniszczające się nieustannie, lustrując nawzajem swoją przeszłość, domagając się wyjaśnień. Zjawisko chorobliwej zazdrości o byłych narzeczonych żony czy eksdziewczyny męża jest bardzo powszechne. Jakoś szczęśliwie ta przypadłość mnie nie dotyczy. Co więcej - mam nawet całkiem odwrotnie. Darzę pewną sympatią i swoistym szacunkiem wszystkie kobiety mojego mężczyzny, bo dzięki nim po części, jest dzisiaj tym kim jest. Podobny stosunek mam do własnych byłych ukochanych. I tych, z którymi rozstawałam się trawiona ogniem rozszalałej pasji, i tych od których odchodziłam skuta lodem obojętności, wspominam dziś ze wzruszeniem w okolicach serca. Ostatecznie każdy dotknął mnie sobą na trwałe. Pozostaje mi więc jedynie powiedzieć: dziękuję. (I wyrazić nadzieję, że nie macie panowie nic przeciwko temu, iż wszyscy wylądowaliście w tym samym kartonowym pudełku :-))

Pudełko zawiera nie tylko dowody utraconych miłości. Leżakują w nim różnorakie przedmioty będące świadkami minionych wydarzeń. Wczoraj moje osobiste muzeum wspomnień wzbogaciło się o kolejny eksponat. Mama przywiozła mi odnalezioną przypadkiem kasetę z nagraniem fragmentu "mówionego" dziennika, jaki prowadziłam licząc sobie lat niespełna 15. Z początku dziwnie mi było słuchać tamtej siebie, zwierzającej się do magnetofonu. To było tak, jakbym naruszyła czyjąś prywatność, wtargnęła na zakazany teren. Po chwili jednak poczucie dyskomfortu zniknęło i nagle cofnęłam się w czasie o całe 16 lat! Obrazy w głowie zaczęły ożywać, rozpoznałam zapach swojego pokoju, zobaczyłam twarze osób, które były mi wtedy bliskie... Po raz kolejny uderzył mnie fakt, że tamten moment, mimo że odszedł, ciągle jest we mnie. Nienaruszony. Wciąż żywy. Choć zaklęty w czasie przeszłym...

Pamięć jest jednym z najważniejszych elementów integralności naszego "ja". Bez niej bylibyśmy jak puste naczynie, albo nienapisana książka - ot, po prostu sterta białych kartek bez treści. To cud, że pamiętamy. I złe rzeczy, i te dobre. Warto oswajać duchy i dawnych wrogów, i byłych przyjaciół, urządzać im muzea - żeby wiedzieć skąd się przychodzi. W świecie co pędzi do przodu i nie ogląda się za siebie, w świecie w którym można kupić sobie nową twarz, albo stworzyć nową tożsamość (choćby wirtualną), coraz częściej zapominamy już kim naprawdę jesteśmy. Odpowiedzi kryje historia. Dlatego warto pamiętać.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: muzeum
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy