Reklama

Wielka dziecinada

Są ostatnią represjonowaną częścią ludzkości. Tak przynajmniej mówią o dzieciach dorośli, którzy zjedli zęby na obronie ich praw.

Są ostatnią represjonowaną częścią ludzkości. Tak przynajmniej mówią o dzieciach dorośli, którzy zjedli zęby na obronie ich praw.

Marianne Sigström miała pecha. Poważne problemy z kręgosłupem i płucami utrudniały jej opiekę nad epileptycznym synem. Szukając pomocy państwa, Sigström zwróciła się o wsparcie do mającej w Szwecji bardzo szerokie uprawnienia opieki społecznej. Urzędnicy uznali, że... pani Marianne jest nadopiekuńcza. Na mocy ich decyzji Daniel trafił do rodziny zastępczej. Najpierw pod skrzydła byłego narkomana na końcowym etapie leczenia odwykowego, a potem do domu samotnego młodego mężczyzny, który zgodził się opiekować chłopcem w zamian za pieniądze z opieki społecznej. Opiekun nie miał doświadczenia w opiece nad epileptycznym dzieckiem i po prostu zamykał je na całe dnie w domu. Protesty matki były ignorowane przez władze. W końcu chłopiec zmarł.

Reklama

Gdy przypadek kobiety i jej syna opisał szwedzki dziennik "Dagens Nyheter", wybuchł skandal. Sprawa trafiła do sądu, gdzie pani Sigström zarzuciła urzędnikom nadużycia, które doprowadziły do śmierci jej syna. Sąd stanął jednak po stronie wszechwładnego urzędu, a matkę obciążono kosztami procesu.

Trzy lata temu głośna była w Szwecji sprawa nastoletniej Agnety, która fałszywie oskarżyła ojca o molestowanie seksualne (w zemście za to, że ten oddał jej kocięta do uśpienia). Mężczyznę skazano na trzy lata więzienia. Mimo że dziewczynka odwołała później swoje zeznania, jej tata musiał odsiedzieć wyrok.

Takie przypadki na całym Zachodzie można mnożyć. W USA wiara urzędników, iż państwo wie lepiej, co jest dobre dla dziecka, doprowadziła do tego, że w ciągu dekady rodzicom odebrano ponad 230 tys. dzieci. Mają też coraz mniej praw do swoich pociech.

Rzeź niewiniątek

Świat poczynił ogromny postęp od czasów, gdy walką z maltretowaniem dzieci w wiktoriańskiej Anglii zajmowało się Towarzystwo Zapobiegania Cierpieniu Zwierząt. Idealistów, którzy najczęściej zabierali głos w imieniu własnym i swojego pokolenia, zastąpili zawodowi aktywiści walki o prawa dziecka. Ruch ten odniósł na Zachodzie wiele sukcesów w zwalczaniu wyzysku dzieci i w walce z molestowaniem i znęcaniem się nad nieletnimi. Potem jednak przekształcił się w środowisko świetnie opłacanych fachowców kreujących wizję nieustającej rzezi niewiniątek, wtłoczonych w okrutne normy religijne i obyczajowe, dające dorosłym całkowitą władzę nad losem, a nawet życiem nieletnich.

Posługując się przykładami oczywistych patologii, uznano rodzinę za główne miejsce represjonowania nieletnich. W Szwecji od lat 70. postępował demontaż więzi rodzinnych, co doprowadziło do sytuacji, w której dziś 60 proc. dzieci rodzi się tam w związkach pozamałżeńskich, a co piąte dziecko wychowywane jest przez samotnych rodziców. Role wychowawcze zaczęło przejmować państwo, ingerując coraz mocniej w życie rodzinne.

Zgodnie z wytycznymi oenzetowskiej Deklaracji Praw Dziecka dobro dziecka stawiane jest ponad prawami rodzicielskimi. Taka wykładnia prawa jest całkowicie zrozumiała np. w przypadku patologicznej rodziny z Łodzi, w której zatłuczone na śmierć dzieci pekluje się w ukrytych w szafie beczkach. Problem w tym, że państwo korzysta ze swojej wszechwładzy i w mniej oczywistych przypadkach, co przychodzi tym łatwiej, że tradycyjnie pojmowane prawa rodzicielskie zanikają wraz z tradycyjną rodziną.

Drapieżniki w kurniku

Pęd ku emancypacji uciśnionej dziatwy osiągnął swoje apogeum dzięki pracom Abrahama Maslowa, Alice Miller i Carla Rogersa, twórców powstałego w latach 70. ruchu zwanego antypedagogiką. Antypedagodzy twierdzili, że dorośli nie mają podstaw do rezerwowania sobie przywileju nadawania, a więc i odbierania praw nieletnim, bo pachnie to jawną niesprawiedliwością i podszytym dyskryminacją protekcjonizmem. Inspiracją dla antypedagogów była działalność amerykańskiego pedagoga Johna Holta, autora głośnej książki "Ucieczka od dzieciństwa", który jako pierwszy zakwestionował żelazną dyscyplinę szkolną, tłumiącą rozwój młodego pokolenia. - Dzieci nie powinno przymuszać się do nauki - ogłosił pod koniec lat 70. Holt dowodził, że nastawiona na indywidualność edukacja jest bardziej efektywna niż szkoła zaprojektowana wedle jednego sztywnego modelu, który ma pasować wszystkim. Idea oparta na praktycznych obserwacjach znalazła z powodzeniem zastosowanie we współczesnym szkolnictwie, gdzie normą są indywidualne programy nauczania dostosowane do potrzeb uczniów.

Karykatura w życie wcielona

Jednak zastosowanie pomysłów Holta jako oręża w walce o wyzwolenie uciśnionych nieletnich dało karykaturalne efekty. Promowane z powodzeniem w krajach skandynawskich bezstresowe wychowanie doprowadziło do absurdalnej sytuacji, w której za wszelką cenę unika się karcenia i upominania uczniów. W Szwecji dzieci nie muszą odpowiadać na powitanie nauczycieli, od przedszkola są z nimi na "ty". Maria Naesström pracująca w jednej ze sztokholmskich szkół jako nauczycielka angielskiego mówi, że w wielu klasach nie sposób pracować z powodu hałasu i agresji podczas lekcji. Często dochodzi do pobić nauczycieli.

Emancypacja ostatniej represjonowanej grupy społecznej współczesnego świata - jak nazywali nieletnich antypedagodzy - miała poważne, choć pewnie nie do końca przewidziane przez jej orędowników konsekwencje. Skoro każdy człowiek, a więc i dziecko, ma prawo do samostanowienia, to dlaczego nie dać mu swobody wyboru takiego modelu edukacji i rodziny, jaki najbardziej mu odpowiada. Od prawa do wolnego wyboru szkoły i rodziny był już tylko krok do swobody wyboru partnerów seksualnych. Szybko znaleźli się dorośli, gotowi emancypować dzieci również w tej kwestii.

Już pod koniec lat 70. wyrosła w Nowym Jorku organizacja NAMBLA promująca dobrowolne związki seksualne dzieci i dorosłych. Liczące w apogeum swojej działalności w latach 80. około trzy tysiące członków stowarzyszenie zajęło się intensywną promocją zniesienia wszelkich ograniczeń wiekowych w uprawianiu seksu z nieletnimi. Pomysł był tak szokujący, że nawet środowiska gejowskie ogłosiły bojkot NAMBLA, piętnując stowarzyszenie jako przykrywkę i punkt kontaktowy dla kryminalnego podziemia pedofilskiego. Wielu jej członków stanęło zresztą przed sądem.

W Massachusetts ciągle toczy się proces aktywistów NAMBLA, podejrzanych o udział w uprowadzeniu i zamordowaniu nastolatka Jeffreya Curleya. Pod koniec lat 90. idee głoszone przez organizacje pedofilskie znalazły oparcie wśród autorytetów Amerykańskiego Stowarzyszenia Psychologicznego. W 1998 roku Bruce Rind, Philip Tromovich i Robert Bauserman opublikowali wyniki badań, na podstawie których wysnuli wniosek, że związek między molestowaniem seksualnym w dzieciństwie a późniejszą kondycją psychiczną ofiar jest praktycznie żaden.

- Jesteśmy ostatnim istniejącym ruchem walki o prawa obywatelskie - głosi slogan amerykańskiej organizacji National Youth Association (NYRA). To jedna z tych organizacji, w których młodzież działa w interesie własnego pokolenia.

Świadomość prometejskiego posłannictwa nie opuszcza młodzieżowych aktywistów od początku istnienia ruchu mającego zaledwie kilka lat. - Po Murzynach, kobietach i gejach emancypacja dzieci wydaje się nieuchronna - deklarują. Ich celem jest walka z rzeczywistą i wyimaginowaną dyskryminacją nieletnich.

Po wielu dekadach mozolnej walki o to, by nie narażać dzieci na traktowanie jak dorosłych w pracy lub przed wymiarem sprawiedliwości, w krajach Zachodu pojawił się zwrot w dokładnie przeciwną stronę. Młodociani chcą być postrzegani jak dorośli. Zgodnie z naukami antypedagogiki domagają się zrównania praw młodocianych i na rynku pracy, i w systemie prawnym, np. przez zniesienie ograniczeń wiekowych w nabywaniu praw wyborczych.

- W czym jest lepszy ogarnięty demencją stuletni wyborca od siedemnastolatka, który za kilka miesięcy i tak będzie miał prawa do głosowania? - w ten sposób młodociani aktywiści prezentują tradycyjny bunt przeciwko gerontokracji.

Jedną z głównych organizacji oskarżanych o dyskryminację nieletnich jest MADD (Mothers Against Drunk Driving), zajmująca się zwalczaniem pijaństwa wśród młodocianych kierowców. Organizacja założona w 1980 roku przez Cindy Lightner, której córka zginęła pod kołami auta prowadzonego przez pijanego nastolatka, doprowadziła w połowie lat 80. do zmian w prawie federalnym i zakazania sprzedaży alkoholu osobom poniżej 21. roku życia. Krytycy tego pomysłu uważają, że nie należy zakazywać kupowania alkoholu ludziom, którzy na mocy tych samych praw federalnych mają prawo wyborcze, mogą iść do wojska i odpowiadać przed sądem jak dorosły człowiek.

A co z prawdziwymi problemami?

Europa czy Ameryka ze swoim rozbudowanym systemem prawnym i zakorzenionymi od lat instytucjami stojącymi na straży praw i bezpieczeństwa dzieci są znacznie wdzięczniejszym poletkiem do prowadzenia społecznych doświadczeń niż np. Kongo lub Uganda.

Tam, zamiast akademickich sporów o emancypację dzieci uciśnionych przez rodziców i szkołę, trzeba by zmierzyć się z realnymi problemami setek tysięcy nieletnich, siłą wcielonych do którejś z lokalnych rebelianckich armii. Należy też uważnie przyjrzeć się działalności zachodnich koncernów odzieżowych, zapędzających dzieci w Wietnamie lub w Chinach do źle opłacanej i zbyt ciężkiej dla nich pracy. Wypadało by też zapytać, jak to się dzieje, że ta sama ONZ, która tak szczyci się Deklaracją Praw Dziecka, dopuszcza, by jej pracownicy wykorzystywali seksualnie dzieci na obszarach objętych pomocą humanitarną...

Jakub Mielnik

Tekst pochodzi z tygodnika

Ozon
Dowiedz się więcej na temat: dorośli
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy