Reklama

Wielkanocny Poniedziałek

Dziewczęta chcące w Wielki Poniedziałek przywitać wiosnę wnosiły do wsi gaik - wierzchołek lub gałąź świerka. Chłopcy zaś jeździli między domostwami z drewnianym barankiem na kółkach, zwanym traczem.

Według tradycji, w dawnych wiekach tracz trzymał piłę i przy każdym obrocie kół wykonywał ruchy imitujące piłowanie drewna. W XIX wieku jeden z badaczy zapisał, że tracza stworzono na pamiątkę tego, że Jezus urodził się jako niewinny baranek i pomagał świętemu Józefowi, który był cieślą.

Chłopcy jeżdżący z barankiem składali życzenia mieszkańcom wioski i prosili o jajka, kiełbasę, kołacze lub masło.

Największa zabawa zaczynała się, kiedy we wsi rozlegał się krzyk: "Śmigust! Śmigust". Wtedy wszyscy łapali za naczynia z wodą. Korzystano przy tym najczęściej z cebrów lub konew. Dziewczęta nierzadko lądowały w jakimś zbiorniku wodnym lub w korycie przy studni. Czasami, kiedy pod ręką brakowało wody, oblewano się gnojówką.

Reklama

W okolicach Krakowa "lany poniedziałek" nazywany był śmigusem lub śmigustem. Gdzie indziej zwyczaj ten nazywany jest dyngusem.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy