​Ewa Zdunek: "Powołałam do życia bohaterkę, której jeszcze świat nie widział"

Wyobraźcie sobie kobietę-prawnika z wykształcenia, mediatora sądowego. A teraz dodajcie do swoich wyobrażeń książki, których główną bohaterką jest wróżka. Nie pasuje? W takim razie was zaskoczę. Ewa Zdunek pracuje jako mediator sądowy, a po godzinach pisze książki o wróżce Emilii. W księgarniach właśnie ukazała się "Wróżka mimo woli". Skąd zainteresowanie pracą wróżki? Dlaczego bohaterka jest właśnie wieszczką, a nie nauczycielką, pielęgniarką czy bibliotekarką? Jak pisze się pierwszą, a jak drugą i kolejną powieść? Z Ewą Zdunek rozmawia Magdalena Majcher.

wróżka
wróżkamateriały prasowe

Ewa Zdunek - z zawodu mediator sądowy, która pisze o... wróżce. Przyzna Pani, że to dość niecodzienne połączenie?

To prawda. Dzięki temu, być może, powołałam do życia bohaterkę, której jeszcze świat nie widział. Prawda jest taka, że obie te profesje posiadają wspólny mianownik, a jest nim kontakt z drugim człowiekiem, jego problemy i rozmowa na ich temat. Może się wydawać, że to dwa różne światy, ale to tylko pozory.

Zastanawiam się, jak to się stało, że główną bohaterką zarówno Pani debiutanckiej powieści, jak i dwóch pozostałych, jest wróżka? Skąd zainteresowanie tematem?

Odpowiedź na to pytanie jest banalna. Chciałam wymyśleć postać, której jeszcze nie było w literaturze, a przynajmniej nie została wyeksploatowana. Wróżki oczywiście znamy z bajek, z filmów o czarownicach i czarodziejach, z opowieści fantasy. Mamy świadomość, że istnieją osoby, które zawodowo rozkładają karty i stosunek do nich jest różny. Jedni wierzą, w to co one (i oni) mówią, inni się do tego nie przyznają. Świat tarota, wahadełek i run zwykle  kojarzy się z czymś niedostępnym, magicznym, nierzeczywistym. Wpadłam na pomysł, żeby to sprawdzić i przekonać się, jak wygląda praca zawodowej wróżki od kuchni.

A wiedza? Pani wydaje się doskonale znać realia, które opisuje...

Owszem, ponieważ na kilka miesięcy  stałam się wróżką Emilią. Przygotowałam się do tego zadania bardzo starannie. Pomogła mi znajomość kart tarota, z którymi miałam wcześniej do czynienia. Przeczytałam też kilka książek na ten temat. Jednak najbardziej przydało mi się doświadczenie mediacyjne. W pracy wróżki rozmowa to przecież podstawa. W czasie, kiedy pracowałam w linii ezoterycznej, przeprowadziłam ich kilka tysięcy. Być może wydaje się to niemożliwe, ale zatrudnione tam wróżki rozmawiają bez przerwy. To nie jest łatwa praca.

Na rynku właśnie ukazała się trzecia powieść Pani autorstwa, "Wróżka mimo woli". Czy czytelnicy śmiało mogą sięgnąć po książkę, nie znając poprzednich, czyli "Z pamiętnika samotnej wróżki" i "Z pamiętnika zajętej wróżki", czy też może konieczna jest ich znajomość?

Każda z książek napisana jest tak, żeby można było zrozumieć jej treść bez znajomości pozostałych. Jeśli jednak ktoś chciałby lepiej poznać główną bohaterkę i jej przyjaciół, powinien zacząć od pierwszej książki.

.
.materiały prasowe

Ciekawa jestem, która książka okazała się największym wyzwaniem? Czy to prawda, że najtrudniej jest, wbrew pozorom, napisać nie pierwszą, a drugą książkę?

W moim przypadku najtrudniejsza okazała się pierwsza. Powstawała na bieżąco, kiedy jeszcze pracowałam na linii ezoterycznej. Wciąż zmieniał się więc motyw przewodni, poszczególne wątki wymykały się z spod kontroli, a zakończenie, które poznali czytelnicy jest czwartym z kolei. Drugą i trzecią część pisało mi się łatwiej, ponieważ moi bohaterowie wyznaczyli pewien kurs i wystarczyło nim podążać. Tak myślę, że w pierwszej książce chciałam od razu wszystko napisać.

A może któraś z nich zajmuje szczególne miejsce w Pani sercu? Podobno matka wszystkie dzieci kocha, ale... Może ma swoich ulubieńców?

Kiedy napisałam pierwszą książkę i później zobaczyłam ją na półce w księgarni, to zrobiło mi się przykro, że stoi tam, taka samotna, beze mnie. Druga wydała mi się zabójczo śmieszna, a pisząc trzecią sama była ciekawa, jak to się wszystko skończy. Nie umiem wskazać żadnej z nich, jako wiodącej, łatwej byłoby mi powiedzieć, która okładka najbardziej przypadła mi do gustu...

Nie przestaje Pani zaskakiwać. W najnowszej powieści Emilia musi się nieco przekwalifikować do pracy w... zakładzie pogrzebowym.

Pogrzeby w literaturze  występują zwykle w połączeniu z czymś smutnym albo makabrycznym. Powstały oczywiście filmy komediowe, których akcja toczy się na zapleczu prosektorium lub zakładu pogrzebowego, ale za każdym razem motywem przewodnim była śmierć. Moja bohaterka to taka sobie przeciętna trzydziestolatka, która bardzo pragnie ułożyć sobie życie, ustabilizować je, uczynić zwyczajnym, trochę nudnym i przewidywalnym. Im bardziej o to zabiega, tym mniej jej wychodzi - jak to w życiu bywa. Dlatego też wątek zakładu pogrzebowego pokazałam z perspektywy osób żywych, jak każde inne miejsce pracy, z jego problemami i ciekawostkami. A że wyszło trochę makabrycznie? No cóż, ona w końcu jest wróżką z powołania i dwa światy zawsze będą o nią zabiegać.

Pisze Pani zawsze w pierwszej osobie. Tytułowa wróżka dzieli się w zapiskach swoimi spostrzeżeniami, doświadczeniami, obawami, marzeniami. To na pewno jest bardzo emocjonalne przeżycie dla pisarza, silny związek z bohaterem. Czy Emilia to w jakimś stopniu Pani, czy Pani to Emilia?

Bardzo chciałabym być Emilią. Z zazdrością przyglądam się jej poczynaniom, bo sama nie jestem aż tak odważna. Lecz jest w niej też trochę ze mnie, użyczyłam jej w końcu swoich doświadczeń. Formuła pamiętnika pozwala na luźne dzielenie się przemyśleniami z czytelnikiem, taką niezobowiązującą konwersację. Na tym najbardziej mi zależało, żeby każdy, kto zechce podejrzeć życie mojej bohaterki nie czuł się tym skrępowany. Dlatego cieszą mnie różne opinie na jej temat, przeważnie pozytywne, ale krytycznych też nie brakuje. Dzięki temu wiem, że moja bohaterka jest wystarczająco wiarygodna.

Jak Pani pracuje? Czy czeka Pani na kapryśną wenę, a może zawsze trzyma się planu, który sobie założyła, zanim przystąpiła do pracy nad daną powieścią?

Zawsze, ale to zawsze mam plan. Pięknie rozpisane wątki, zarysowane charaktery głównych bohaterów oraz cały zestaw dialogów, które wymyślam przy każdej okazji. Podczas pisania cały ten materiał mam przed oczami. I jak dotąd ani razu z niego nie skorzystałam. Może dzięki temu wciąż mam o czym pisać?

Wena to inna sprawa. Kapryśna przyjaciółka, która czasem porzuca mnie na długie tygodnie i wówczas nie potrafię sklecić jednego przyzwoitego zdania. Za to później nie pozwala mi oderwać się od klawiatury. Ale to jest cudowne. Wena otwiera mi drzwi do świata moich bohaterów. A ja uwielbiam ten świat. Często ogarniają mnie wątpliwości, czy stanęłam na wysokości zadania, że ktoś inny mógłby opisacć ich lepiej, tam się przecież tyle dzieje. Ale to są moi przyjaciele, najprawdziwsi z prawdziwych, o których po prostu coś tam napiszę.

Nie cierpię natomiast tego momentu, kiedy wiem, że stawiam właśnie ostatnią kropkę. Wtedy mówię do siebie głośno: "TA część skończona, chwilka przerwy i biorę się za następną!"

A bohaterowie? Czy żyją czasem własnym życiem? Mieszają w fabule? Czy jednak trzyma ich Pani mocno w ryzach?

Bohaterowie robią ogólnie, co chcą. Gdy rozpoczynam pisanie książki, mam pomysł na wątek każdego z nich, ale później okazuje się, że ich własne pomysły są dużo ciekawsze. Właściwie to każda postać jest odwzorowaniem jednej lub kilku prawdziwych osób. Zabawne jest to, że zazwyczaj rozpoznają się oni nie w tym bohaterze, co trzeba.

Wróćmy na chwilę do Pani zawodu, bo ta kwestia bardzo mnie intryguje. Jak już wspomniałyśmy, jest Pani prawnikiem, a konkretnie - mediatorem sądowym. Czy zamysł napisania książki towarzyszył Pani jeszcze wcześniej, zanim rozpoczęła Pani pracę  w zawodzie, a może pojawił się dużo później?

Nigdy nie planowałam tego, że będę pisać. Jestem raczej mistrzynią w tworzeniu na zawołanie krótkich, anegdotycznych form mówionych, natomiast napisanie powieści to poważna sprawa. Zostałam do tego namówiona przez Małgosię Kosturkiewicz i to dzięki niej Wróżka ujrzała światło dzienne. Natomiast czasem pojawiał się w naszych rozmowach wątek spraw mediacyjnych. One same w sobie są bardzo ciekawe, bo na podstawie każdego przypadku można byłoby napisać oddzielną książkę. Śmieję się więc, że Wróżka utorowała drogę Mediatorce, ponieważ nie potrafiłabym napisać najpierw powieści na temat mediacji a potem o wróżeniu. Pisanie spodobało mi się jednak, a skoro to, co piszę cieszy się takim  powodzeniem, to dlaczego nie miałabym tego kontynuować?

Czy zdarzyło się tak, że ktoś w pracy Panią rozpoznał jako TĘ Ewę Zdunek, autorkę cyklu książek o nieco zwariowanej wróżce?

Coraz częściej się zdarza i jest to bardzo przyjemne doświadczenie. Ostatnio usłyszałam od jednej z klientek, która przyszła do mnie na mediację, że skoro piszę TAKIE książki, to ona już mi ufa. Czytelnicy, a przede wszystkim czytelniczki polubiły Emilię, więc i na mnie patrzą z sympatią.

"Wróżka mimo woli" to zakończenie cyklu o Emilii. Będzie Pani tęsknić?

Obawiam się, że nie tylko będę tęsknić, ale nie wytrzymam i znów zerknę, co tam u niej słychać.

Co teraz? Wiem, że planuje Pani nowy projekt, ale czy zdradzi Pani czytelnikom coś więcej? Czy to będzie cykl, a może odrębna historia?

Jak już wspomniałam, moja Wrózia toruje drogę  nowej bohaterce, Mediatorce. To zupełnie inna postać, choć kilka cech mają wspólnych, na przykład poczucie humoru. Towarzyszyć jej będą: kominiarz Zbyszek i druga mediatorka, Elżbieta, zwana Betką. Pierwsza część cyklu przybliży czytelnikom pracę mediatorów, a ponieważ narratorką znów jest główna bohaterka, będzie można poznać jej myśli na temat poszczególnych klientów. W drugiej części Mediatorka odsłoni trochę tajemnic z prywatnego życia a wspierać wszystkich będzie absolutnie szalona sekretarka, Klementyna, którą - mam nadzieję - wszyscy polubią.

Dziękuję za rozmowę!

Książkę "Wróżka mimo woli" można kupić TUTAJ

materiały prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd na stronie?
Dołącz do nas