Mimmi Widbom, nieustraszony żeglarz w spódnicy

Ponad 6700 nazwanych wysepek i wysp oraz wiele, wiele więcej, których nikt jeszcze nie nazwał – a których jest podobno nawet 100 000 - na Morzu Bałtyckim, u wejścia do Zatoki Botnickiej, terytorium szwedzkojęzyczne a politycznie należące do Finlandii, choć z dużą autonomią i jedynym miastem – stolicą: po fińsku Maarianhamina, po szwedzku Mariehamn.

Mieszka tu trochę ponad 28 tysięcy osób, z czego blisko 40% właśnie w Mariehamn. Wyspy Alandzkie. Nazywane Perłą Bałtyku, piękne i  czyste, przyciągają turystów: w 2012 roku Alandy odwiedziło 2 100 000 osób. Ale nie o pięknych widokach na Alandach chcemy napisać, te po prostu trzeba zobaczyć samemu, ale o jednej z atrakcji stolicy a jeszcze dokładniej - o pewnej związanej z tą atrakcją damie. Choć ciekawe, czy owa dama sama siebie tak by określiła?

Atrakcją turystyczną Mariehamn jest Pommern, kiedyś największy handlowy żaglowiec a teraz dumna wizytówka portu, do dziś zachowana w pierwotnym kształcie, jako muzeum. Turyści podziwiają nie tylko ogromne przestrzenie, w których przewożono cenne ładunki z Ameryki Południowej czy Australii, kapitański salon, kuchnię czy kajuty marynarzy - widzą też zatrzymane na fotografiach kadry z żeglarskiego życia. Wśród nich zwraca uwagę jedno - raczej niewyraźne - zdjęcie kobiety.  

Właściwie trudno powiedzieć, skąd wziął się przesąd - zresztą jeden z licznych wśród żeglarzy przesądów - o tym, że kobiety obecne na pokładzie przynoszą pecha i statkowi, i załodze. Anglicy mówią o statkach "she" - "ona", utożsamiając je z płcią piękną. Może chodziło o obecność innej kobiety i zazdrość, którą powodowany statek, mógłby obrócić przeciwko sobie i załodze?  Niezależnie od powodów, sto lat temu kobiety rzadko spotykano  na morzach i oceanach, a już wśród załogi? Wśród załogi było to tym bardziej niespotykane.  

Na tym mało wyraźnym zdjęciu, jednym w wielu prezentujących historię żaglowca Pommern, jest kobieta,  żeglarka -   Wilhelmina Widbom. Pochodząca z południa Finlandii, Wilhelmina zwana Mimmi, w ciągu długiego życia - gdy zmarła miała 86 lat - była prawdziwym, zawodowym marynarzem i  członkiem załóg kilku żaglowców, które należały do Gustawa Eriksona, znanego armatora i pasjonata starych żaglowców (zauroczony Pommernem Erikson  zdecydował się na jego kupno w ciągu kilku dni i to samemu nie oglądając dokładnie żaglowca  - wówczas statek pływał pod grecką banderą, zakup sfinalizowali jego wysłannicy). Wraz z rozwojem techniki i pojawieniem się na statkach silników, któregoś dnia era prawdziwych żaglowców skończyła się, ale Mimmi pływała nadal.

Mimmi cieszyła się zaufaniem i szacunkiem nie tylko swojego pryncypała - armatora, o czym świadczy fakt, że była jednym z najdłużej zatrudnianych przez niego pracownikiem. Zdarzało się, że pływała jako najstarszy wiekiem członek załogi , pracowała jako steward oraz kucharz, zawsze była bardzo ceniona. Energiczna, odważna i bezkompromisowa, podobno potrafiła postawić się każdemu, łącznie z kapitanem. Legenda głosi, że kiedyś dotarły do niej plotki o niesmacznym obiedzie, który miała przygotować. Skarżącym się na posiłek był... właśnie sam kapitan.

Zirytowana Mimmi ponoć wypaliła, że jeśli mu nie smakuje, co ona, Mimmi  ugotowała, to proszę bardzo - niech pan kapitan sam sobie gotuje!
Nie wiadomo nic o reakcji kapitana ani o tym, czy posiłek rzeczywiście był tak podły. Prawdą jest natomiast, że Mimmi Widbom osiem razy opłynęła Przylądek Horn. Czy mogła zatem przestraszyć się kogoś niezadowolonego z jedzenia, choćby i samego kapitana, na statku wiadomo - pierwszego po Bogu?

.