Reklama

Babyboom - jak być mądrymi rodzicami

Analitycy z Centrum im. Adama Smitha oszacowali, że koszt utrzymania dziecka w Polsce (do osiągnięcia 20 roku życia) wynosi ok. 160 tys. zł. Oczywiście pod warunkiem, że bierzemy pod uwagę tylko podstawowe wydatki - na wyżywienie, ubranie, zdrowie i edukację, a dziecko uczęszcza do szkoły publicznej. Rzeczywisty koszt jest z pewnością dużo wyższy. Tym bardziej, że na rodziców czyhają pokusy, by rozpieszczać malucha i zapewnić mu jak najlepszy start w życiu. Dzieje się to już od chwili, gdy po raz pierwszy usłyszymy: "Będziecie rodzicami".

Kredyt na poród i wyprawkę

Współczesne przyszłe matki, przygotowują się do porodu jak do wyprawy w Himalaje. Czytają fachowe podręczniki, zaciągają partnerów do szkoły rodzenia, wyszukują w internecie informacje o najlepszych (i najmodniejszych) metodach narodzin. W wodzie, we własnym łóżku, w kucki. Ze znieczuleniem czy bez. Bezpłatnie czy za pół pensji, a może wręcz na kredyt? Im szersza oferta, tym wyższa cena! Ale co tam pieniądze, gdy w grę wchodzi komfort przyszłej matki i bezpieczeństwo dziecka. To luksus, po który każda z nas chce sięgnąć. Dlatego, co przezorniejsi, zaczynają na "ten wielki dzień" odkładać pieniądze już w momencie, gdy test ciążowy pokaże dwie kreski.

Potem przychodzi czas na kompletowanie wyprawki. W skromnej wersji korzystając z promocji, zakupów przez internet, trzeba na nią wydać (z łóżeczkiem, wózkiem, fotelikiem samochodowym) około 2-3 tysiące. Ale, gdyby kupować wszystkie te rzeczy nowe, markowe, to (jak obliczyły internautki na jednym z portali parentingowych) można wydać nawet 30 tysięcy!

Reklama

Czy warto inwestować w tak drogie rzeczy? Po pierwsze - niewiele osób na to stać. A po drugie dziecko będzie spało równie smacznie w łóżeczku po dzieciach sąsiadki jak i w "wypasionej" kołysce z wikliny. I po co mu sterty ciuszków? Noworodek potrzebuje zaledwie 4-5 par śpioszków i 2-3 kaftaniki.

Grzechotka dla superdziecka

Sklepowe półki aż uginają się od różności, które mają pomóc młodej mamie w opiece nad dzieckiem. Podgrzewcze, sterylizatory, laktatory... A przede wszystkim jednorazowe pieluszki - coś, za co należałoby przyznać pomysłodawcy Nobla.

- Jak radziłyście sobie bez pampersów? Bez słoiczków, przecierów, soczków... - z niedowierzaniem pytamy nasze mamy.

Uśmiechają się pod nosem. Radziły, i to całkiem nieźle. Podobnie, jak i bez innych cudownych wynalazków, które zachęcają reklamą: "Kup mnie! Jestem niezbędny tobie i twojemu maleństwu". Nasze mamy i babcie też pewnie dałyby się uwieść marketingowym zabiegom, tyle że za ich czasów nie było co reklamować, więc i reklam nie było. A to właśnie one sprawiają, że każda nas chce być supermamą.

Określone produkty mają nam pomóc w superwychowaniu. Superdziecku już nie wystarcza grzechotka ani miś do przytulania. Nie może raczkować na kocyku, potrzebuje do tego maty edukacyjnej. Zabawki mają go nie tyle cieszyć, co rozwijać jego wyobraźnię przestrzenną.

- A potem rodzice dziwią się, kiedy ich pociecha nie rozstaje się ze starą grzechotką od babci (którą bawiła się mama), a resztę wymyślnych zabawek rzuca w kąt - mówi z uśmiechem psycholog dziecięcy Monika Kamińska. - Dlaczego tak się dzieje? Bo... przesadzamy z kupowaniem! To prawda, że maluch uczy się przez zabawę. Ale znacznie ważniejszy niż liczne zabawki jest świat, który pomagają mu odkryć rodzice, bawiąc się z nim i dostarczając odpowiednich bodźców.

- Niestety, we współczesnym zabieganym świecie dorośli są tak zapracowani, że nie mają czasu na beztroską zabawę. A poczucie winy zabijają prezentami. Wracamy z pracy z kupioną w pośpiechu lalą dla córeczki albo kolejnym autem dla synka. Reklamowane zabawki usprawiedliwiają nasze poczucie winy sloganami typu "niezastąpione, idealne, niezbędne, rozwijające...".

Czujemy, że dajemy dziecku to o czym marzy, a więc czego potrzebuje. Tymczasem jemu brakuje jednego - nas!

Nie ma to jak dobry lans!

Skoro mamy dziecko, cały świat powinien wiedzieć, jak mocno je kochamy. W tym celu... modnie je ubieramy. Co z tego, że mężowi przydałaby się nowa para dżinsów, a tobie torebka... Na dziecku przecież oszczędzać nie będę - tłumaczysz sobie. Czy na pewno masz rację? Zrób rachunek sumienia.

Ile ostatnio nowych rzeczy kupiłaś swojemu dziecku, choć szuflady w jego szafie już i tak zamykają się z trudem? Zresztą ciuszkami dla smyka pewnie i tak obdarowuje cię cała rodzina, więc... udałoby ci się zaoszczędzić na własne przyjemności, gdybyś tylko się postarała. Bo zasada "małe dziecko, małe wydatki" w przypadku ubrań dla maluchów się nie sprawdza. Kosztują fortunę! Dlaczego? Bo producenci dobrze wiedzą, że na śliczne różowe śpioszki nie poskąpimy grosza.

- Młode mamy zapominają o sobie. Tymczasem zdanie "szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko" wcale nie jest utartym sloganem - podkreśla psycholog Monika Kamińska. - W pogoni za tym, by nasz maluch miał wszystko, co najlepsze, potrzeby rodziców odchodzą w kąt. Takie postępowanie zaczyna rodzić frustrację, smutek, a nawet depresję. Dziecko szybko odczytuje sygnały, jakie nieświadomie mu wysyłamy. I wtedy, choć ma w domu wszystko, zaczyna być smutne. A rodzice zastanawiają się, w czym tkwi problem. Zamiast doszukiwać się go we własnych emocjonalnych rozterkach, biegną do sklepu po kolejną zabawkę. I tak kręci się błędne koło...

Stop! Tak być nie musi! Współczesny świat wychodzi naprzeciw nie tylko szczęściu dzieci, ale i rodziców. Oraz ich portfelom. Moda na używane wózki czy zabawki stała się wręcz trendem! Nowoczesna mama (a taką przecież chcesz być!) nie wstydzi się przyznać: jestem oszczędna i roztropna. Bez wahania bierze wózek dla dziecka "po koleżance" albo po kimś z rodziny. Powstaje masa second-handów i komisów ze sprzętem dla dzieci, używane przedmioty znajdziemy też na allegro.

Dziecko wysokiej jakości

Dzieci - już od chwili, gdy przekroczą próg przedszkola (oferta jest bogata: są przedszkola ekologiczne, wegetariańskie, plastyczne, językowe) - mają grafiki zajęć wypełnione nie mniej niż dorośli.

- Dla przyszłości mojego dziecka zrobię wszystko, kosztem własnych wyrzeczeń. Będzie inteligentne, błyskotliwe - mówi supermama. I szuka kolejnych zajęć dla swojego dziecka: angielski, tańce...

- W socjologii to, co robią współcześni rodzice, ma swoją fachową nazwę. To "produkcja dziecka wysokiej jakości" - mówi socjolog Kamil Półtorak. - Dlatego osoby zamożniejsze posyłają dzieci do prywatnych przedszkoli, społecznych szkół itd., nie wspominając o zajęciach dodatkowych oraz wydatkach na gadżety. Dzieci już od 6. roku życia zaczynają być konsumentami, co wykorzystuje rynek.

Często rodzice chcą zapewnić dzieciom to, czego sami nie mieli w dzieciństwie. I to jest pułapka!

- Nasze niespełnione ambicje przenosimy na dzieci. Nieświadomie to my pierwsi startujemy w wyścigu o idealną przyszłość pociech, na który potem narzekamy - tłumaczy psycholog i trenerka biznesu Agata Giermakowska-Węgiełek.

Dziecko to nie jest długoterminowa inwestycja. Nie można go sprowadzać do kategorii ekonomicznych, inwestując w pociechę wszystko, co mamy. Mamy dziecko, które powinniśmy kochać i dbać o to, aby było zdrowe i szczęśliwe. Pozwólmy mu marzyć. To sprawi, że w przyszłości będzie starało się marzenia realizować. Nie zabierajmy mu marzeń, podając wszystko na tacy.

Bezcenne doświadczenia

Jeśli nawet chcemy wychować dziecko po swojemu, to... próżne nadzieje. Z pomocą przychodzą (lub utrudniają) to rodzicom media, internet (szczególnie fora internetowe dla mam), fachowe poradniki, pod którymi uginają się półki w księgarniach oraz programy telewizyjne typu "Superniania".

Specjaliści tłumaczą nam, gdzie popełniamy błędy wychowawcze, jak możemy się z nimi uporać, co zrobić, aby nasze dziecko było jeszcze mądrzejsze i zdolniejsze. Na nasze własne błędy nie ma już miejsca.

Pójście z kilkulatkiem do psychoterapeuty czy psychologa przestało być już koniecznością zasugerowaną przez panią wychowawczynię w przedszkolu lub szkole - stało się nieodłącznym elementem wychowania. Same przedszkola, także państwowe, organizują warsztaty psychologiczne dla rodziców, gdzie znowu można dowiedzieć się jak supermama wychowuje superdziecko.

- Często przychodzą do mnie rodzice, którzy proszą, abym pomogła ich 7-letniemu dziecku odkryć, jaki drzemie w nim talent - mówi psycholog dziecięcy, Monika Kamińska. - Chwytam się za głowę! Cierpliwie tłumaczę, aby poświęcili własnemu dziecku więcej czasu, zaczęli je obserwować, rozmawiać. A na pewno ten talent odkryją. Na terapię z obcą osobą przyjdzie jeszcze czas.

- "Ale przecież w USA to norma. Takie spotkania uzmysławiają dziecku, co będzie robić w przyszłości. Dają mu świetny start" - dorośli nie dają za wygraną. Chciałabym w w takich sytuacjach im, a nie dziecku, zasugerować terapię. Bo to oni jej potrzebują.

O tym, że w dziecku trzeba rozwijać zainteresowania i zdolności - wszyscy wiemy. Ale zapominamy, że gra w piłkę nożną z tatą czy malowanie obrazków z mamą jest nie tylko świetną formą spędzania czasu, ale także rozwijaniem w dziecku pasji.

Zdrowy rozsądek - to hasło, o którym zapominają rodzice, a o którym od czasu do czasu przypominają im dziadkowie. Słysząc rady rodziców, puszczamy je mimo uszu. Są staroświeccy! Bo jak mogą uważać, że nasze dzieci mają za dużo wszystkiego. Zabawek, ubrań, jedzenia, obowiązków. Przecież tak się staramy...

- Dla dobra własnych dzieci starajmy się odrobinę mniej - uśmiecha się Monika Kamińska. - Wychowujmy dzieci mądrze. Czytajmy im bajki na dobranoc, bawmy się z nimi w "koci koci łapci", na wakacje zamiast drogiego hotelu wybierzmy domek na Mazurach. Bo nieważna jest ilość atrakcji, tylko ich jakość. Mały człowiek, gdy dorośnie, nie będzie pamiętał, że miał fantastyczne zabawki. Ale nie zapomni, jak tata pokazał mu, jak rozpalić ognisko, a mama nauczyła kołysanki na dobranoc. Te doświadczenia będą dla niego bezcenne.

Beata Rayzacher

Świat kobiety
Dowiedz się więcej na temat: przedszkola | świat | dorośli | psycholog | zabawki | rodzice | dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy