Reklama

Intymność przy porodzie

Studenci obecni podczas porodu, badanie, które odbywa się przy otwartych drzwiach czy wykrzykiwanie naszych intymnych sekretów przez cały korytarz - to, niestety, codzienność wielu polskich szpitali. - Kiedy szłam rodzić, myślałam przede wszystkim o zdrowiu synka, o bólu, który mnie czeka, o tym, czy będę mogła dostać znieczulenie - opowiada Renata, mama trzymiesięcznego Kubusia.

- Nie przypuszczałam, że gorsza od dolegliwości fizycznych będzie walka o poszanowanie moich praw. O to, żeby na porodówce nie kłębił się tłum studentów i dziewczyn ze szkoły pielęgniarskiej, żeby nie badano mnie na łóżku w sali, w której leżą cztery inne pacjentki i u dwóch z nich są właśnie mężowie. Mam wrażenie, że poszanowanie czyjejś intymności to na oddziałach położniczych tylko puste słowa! - dodaje Renata. Podobne odczucia ma wiele młodych mam.

Reklama

Zanim więc spakujesz torbę do szpitala, zapoznaj się ze swoimi prawami.

Co pan robi i dlaczego?

- Na sali porodowej czułam się jak przedmiot. Nikt nie mówił mi, co się dzieje, nie pytano mnie o zdanie - wspomina Teresa, mama czteromiesięcznej Natalki. - W szkole rodzenia wiele nasłuchałam się o współpracy z położną, o wybieraniu odpowiedniej pozycji, robiłam ćwiczenia, które miały ochronić krocze przed nacięciem. Jednak po porodzie dowiedziałam się, że nacięto mi je rutynowo, bo "tak się robi" i że powinnam być za to wdzięczna, ponieważ "inaczej bym przez miesiąc usiąść nie mogła". Lekarze i położne w tym przypadku niewątpliwie złamali prawo!

Art 16. Ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta mówi bowiem jasno, że lekarz powinien cię poinformować o tym, co robi i dlaczego - ty zaś możesz się nie zgodzić na jakieś działania.

Z opinii młodych rodziców, które spływają do Fundacji Rodzić Po Ludzku wynika, że prawo do informacji wciąż jest w polskich szpitalach łamane. - Nawet rutynowe zabiegi, takie jak przebicie pęcherza płodowego, podanie oksytocyny czy nacięcie krocza powinny być poprzedzone dokładną informacją i zapytaniem kobiety o zgodę na ich przeprowadzenie - wyjaśnia Anna Otffinowska, prezes fundacji. - Wykonanie tych zabiegów bez zgody pacjentki w sytuacji, w której nie ma bezpośredniego zagrożenia jej życia, jest niczym innym jak naruszeniem przepisów prawa. Kobieta ma prawo do wyrażenia sprzeciwu, ustnego lub na piśmie, i odmowy poddania się interwencji - dodaje Otffinowska. Twoja zgoda jest ważna tylko wtedy, gdy lekarz lub położna wyjaśnią ci najpierw dokładnie, co i dlaczego chcą zrobić. Jeśli powiedzą tylko: "Muszę przebić pęcherz, zgadza się pani?", a ty w nerwach powiesz: "Tak", mimo że nikt nie wyjaśnił ci, dlaczego jest to konieczne, masz prawo poskarżyć się na tego lekarza Rzecznikowi Praw Pacjenta lub sądowi.

Każdy wstydzi się inaczej

Najwięcej niepokojów u kobiet, które idą do szpitala, budzi jednak prawo do intymności. A właściwie jego nagminne łamanie. Choćby poprzez wykrzykiwanie przez lekarza na cały korytarz: "A, to ta ciąża po in vitro", albo pytanie na sali pełnej ludzi: "Czy miała pani kiedyś aborcję?".

- Konstytucja RP gwarantuje w art. 30. przyrodzoną i niezbywalną godność człowieka, która stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Poszanowanie oraz ochrona godności jest obowiązkiem władz publicznych - mówi Michał Grabowski, prawnik. Ponadto konstytucja zapewnia każdemu prawo do ochrony prawnej życia prywatnego oraz do decydowania o swoim życiu osobistym. Krótko mówiąc: lekarz, który każe ci odpowiadać na intymne pytania wśród ludzi, de facto łamie polską konstytucję! Dlatego domagając się intymniejszych warunków rozmowy lub badania, możesz powołać się na nią lub też na

art. 20. Ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta, który mówi, że: pacjent ma prawo do poszanowania intymności i godności w czasie udzielania mu świadczeń zdrowotnych.

No tak, tylko co to tak naprawdę oznacza? - Poszanowanie czyjejś intymności definiujemy po prostu jako szacunek dla indywidualnego poczucia wstydu pacjenta - mówi Michał Grabowski. Każdy ma prawo do wstydu według swojej własnej oceny.

Nieważne, że inna pacjentka bez skrępowania pozwala się badać przy otwartych drzwiach, w sali pełnej ludzi. Jeśli ciebie to krępuje, masz prawo powiedzieć: "Nie" i poprosić choćby o postawienie parawanu. Bo wstyd jest sprawą indywidualną i każdy z nas inaczej go odczuwa.

Nieszczęśni studenci

Szczególne emocje wśród przyszłych mam budzi obecność studentów na oddziałach położniczych. Mogą czy nie mogą tam przebywać? Możemy czy też nie odmówić rodzenia w ich obecności? - Nikt nie pytał mnie o zgodę - mówi Iza, mama półrocznego Antosia. - Ale ja nie protestowałam. Student czy stażysta to przyszły lekarz, gdzieś musi nabierać doświadczenia.

Chyba lepiej, aby był przy moim porodzie, niż żeby kiedyś zrobił krzywdę pacjentce tylko dlatego, że nie miał gdzie odbyć praktyki! - dodaje Iza. Odpowiedź na pytanie, czy student ma prawo być przy porodzie, czy też nie, zależy od tego, do jakiego szpitala trafisz.

Co prawda art. 22 Ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta oraz art. 36 Ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty stwierdza, że uczestnictwo, a także obecność innych osób, oprócz udzielających świadczenia medycznego i im pomagających wymaga zgody pacjenta - jest jednak wyjątek. W art. 36. Ustawy o zawodach lekarza i lekarza dentysty zapisano bowiem, że w klinikach i szpitalach akademii medycznych, medycznych jednostkach badawczo-rozwojowych i innych jednostkach uprawnionych do kształcenia studentów nauk medycznych dozwolona podczas takich świadczeń jest obecność osób uczących się zawodów medycznych. I nikt nie musi pytać, czy zgadzasz się na to, żeby patrzyli jak rodzisz albo jak lekarz akurat przeprowadza badanie.

Nie oznacza to jednak, że studenci mogą na tobie eksperymentować!

W art. 36 tak ważnym dla pacjentów, zapisano wyraźnie, że: w przypadku demonstracji o charakterze wyłącznie dydaktycznym, konieczne jest uzyskanie zgody pacjenta. Oznacza to, że lekarz może cię badać w obecności studentów, a ty - jeśli jest to szpital kliniczny - nie masz prawa zaprotestować. Jeśli jednak chciałby, żeby zbadało cię kolejno trzech studentów, albo miałby ochotę pokazać im, jak pobrać krew lub założyć aparat KTG, mimo że wcale nie potrzebujesz w danej chwili takiego badania, twoja zgoda jest niezbędna.

Bo w takiej sytuacji nie chodzi tylko o obserwację pracy, którą lekarz i tak by wykonał, lecz o wykorzystanie ciebie jako "obiektu" do nauki.

Nieoczekiwany sojusznik

Bywa jednak i tak, że to właśnie studenci, których większość rodzących unika jak ognia, okazują się ich największymi sojusznikami. - W szpitalu odbywało się akurat pięć porodów - wspomina Iwona, mama dwumiesięcznej Krysi. - Lekarze biegali w tę i z powrotem, a położna pojawiła się u mnie jedynie dwa razy, dosłownie na chwilę. Mąż chciał mi pomóc, ale nie wiedział jak.

Czułam się samotna i przerażona, nie wiedziałam, czy wszystko idzie zgodnie z planem. I wtedy przy moim łóżku pojawiła się studentka położnictwa. Spędziła ze mną trwającą prawie siedem godzin pierwszą fazę porodu.

Po prostu była obok, rozmawiała ze mną, masowała mi plecy, trzymała mnie za rękę, zapewniała, że rozwarcie jest coraz większe. Nie wiem, jak bym przetrwała, gdyby nie ona. Naprawdę mi pomogła, była takim Aniołem Stróżem. Do dziś jestem jej wdzięczna. I pomyśleć, że idąc do szpitala najbardziej bałam się właśnie obecności studentów przy porodzie! - podsumowuje Krysia. Jak widać, doświadczenia mam bywają bardzo różne.

Co nie zmienia faktu, że warto znać swoje prawa. Bo wiedza na ten temat daje kobiecie siłę, by domagała się godnego traktowania i nie wspominała kiedyś porodu jako traumatycznego przeżycia.

Mam dziecko
Dowiedz się więcej na temat: szpital | poród | intymność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy