Reklama

Kiedy moje dziecko się zakocha

Żeby była dobra, mądra, piękna i umiała gotować. Żeby był opiekuńczy, uczciwy i pracowity. Czy według kochającej matki możliwa jest idealna synowa? Czy ojcowie są w stanie uwierzyć w zięcia doskonałego?

Przyszła synowa powinna przede wszystkim kochać mojego syna. I jego mamusię. Dobrze by było, żeby mamusia też ją pokochała - uśmiecha się Gołda Tencer, aktorka, piosenkarka i reżyserka związana z Teatrem Żydowskim, prezes fundacji Shalom. - Dawno temu, gdy mojego syna nie było jeszcze na świecie, moi znajomi żartowali: "Oj, Gołda, ciebie za teściową to nie chcielibyśmy mieć". Przyznaję, jestem zaborcza. Troszczę się, martwię, przejmuję. Do dzisiaj, choć Dawid jest przecież dorosły, powtarzam mu: "Musisz mieć włączoną komórkę, bo inaczej zwariuję ze strachu". Ale nigdy nie byłam zazdrosna o jego miłości.

Reklama

Kilka lat temu Dawid Szurmiej, syn Tencer, brał udział w benefisie mamy, na którym powiedział: "Czym różni się żydowska mama od terrorystki? Z terrorystką przynajmniej można negocjować". - U nas jest kult "jidisze mamełe" (żydowska mama - przyp. red.). Czy ja taka jestem? - zastanawia się Tencer. - Jak każda matka zawsze chciałam dla swojego dziecka wszystkiego, co najlepsze. Ale to on dokonuje wyborów: zawodowych i osobistych. A ja te wybory muszę szanować. Można sobie w głowie planować: "Wybranka mojego dziecka musi być piękna i mądra. Powinna dobrze gotować, dbać o dom, urodzić dużo dzieci itd.". Tylko co z tego? Później życie i tak weryfikuje nasze wyobrażenie. Kochająca matka nigdy nie stanie na drodze do szczęścia swego dziecka, nawet gdyby miała jakieś zastrzeżenia co do jego wyborów.

Obie kochamy tego samego faceta

Zanim pojawiła się w naszym domu pierwsza dziewczyna, przyrzekłam sobie, że każda sympatia mojego syna będzie mi się podobać - mówi Grażyna Barszczewska, aktorka, mama trzydziestoletniego Jarosława Szmidta, operatora. - Moi rodzice zawsze dobrze przyjmowali chłopców, których im przedstawiałam. Nigdy, nawet jeśli były jakieś powody, nie pokazywali dezaprobaty. Mieli do mnie zaufanie, dlatego ja też im ufałam. Podobnie było ze mną i Jarkiem. Znałam jego fascynacje, wiedziałam, z kim się umawia, bo on nigdy tego przede mną nie ukrywał, ale też ani nie pytał o radę, ani nie prosił o pozwolenie.

Pierwszy raz syn Grażyny Barszczewskiej zakochał się w liceum. Dziewczyna mieszkała w Krakowie. Kiedyś wieczorem oznajmił: "Muszę do niej pojechać. Chcę ją zobaczyć". Aktorka przyznaje, że wtedy trochę się przestraszyła. Próbowała przemówić synowi do rozsądku: "Nie rób tego. Będziesz w Krakowie na piątą rano. Co to da? Przecież się nie zamieniła się w żabkę. Masz telefon, dzwoń". "Nie o to chodzi", powtarzał z uporem.

Zrozumiała, że nic nie wskóra. Dlatego zgodziła się: "Dobrze, jedź, ale jak będziesz na miejscu, daj znać, chcę wiedzieć, że wszystko w porządku". Taką miała z synem umowę. Nie kontrolowała go, nie sprawdzała. Ale chciała wiedzieć, że jest bezpieczny. Gdy Jarek był w klasie maturalnej, pojawiła się Magda. Po jej pierwszej wizycie z wypiekami zapytał matkę: "No jak?".

- Pierwsze wrażenie było sympatyczne, więc zgodnie z prawdą powiedziałam: "Fajna" - wspomina Barszczewska.

Kiedy matka jest spokojna

Szybko wyczuła, że tym razem to będzie coś poważnego. Jarek od razu zaczął mówić o Magdzie "moja dziewczyna". Widać było, że bardzo mu na niej zależy, spędzali ze sobą mnóstwo czasu. - Przyznam szczerze, że przyszedł moment, gdy nawet mnie to zaniepokoiło - mówi Barszczewska. - Zauważyłam, że zaczęli się izolować od otoczenia. Skupili się wyłącznie na sobie, przestali dostrzegać innych. To nigdy dobrze nie rokuje. A ja zdążyłam już polubić Magdę. Przekonałam się, że to wartościowy człowiek.

Wszyscy wokół mówili, że związek Magdy i Jarka nie przetrwa, zaczną studiować w innych miastach, poznawać nowych ludzi i do ślubu nie dojdzie. Na szczęście się mylili. Jarek skończył wydział operatorski w łódzkiej filmówce, Magda polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Poszli do pracy, zamieszkali razem. - Nie wtrącałam się w ich życie, tylko raz zapytałam: "Jarek, jesteście ze sobą osiem lat, nie namawiam cię do niczego, ale pamiętaj, że twoje 28 lat to nie jest to samo co 28 lat Magdy. Porozmawiajcie, jakie są wasze oczekiwania".

Na swoje dzieci też nie wolno patrzeć bezkrytycznie, żeby nie stało się tak, że one kogoś krzywdzą, a my tego nie zauważamy. Rok temu zostali małżeństwem. Barszczewska odetchnęła. Bo kiedy syn zwiąże się z dobrą dziewczyną, matka jest spokojna.

Przed ślubem syna aktorka umówiła się z narzeczoną Jarka na poważną rozmowę.

- Zdarzały się sytuacje, kiedy Magda czuła się przeze mnie dotknięta - przyznaje. - Kiedyś powiedziałam coś w rodzaju: "Jesteś ładną dziewczyną, a ubierasz się jak szara myszka". Nie chciałam jej zranić, ale tak wyszło. Dla mnie to była przestroga. Mogę pouczać swojego syna, ale nie jego partnerkę. Przeprosiłam ją. Myślę, że to dobrze nam zrobiło. Obiecałyśmy sobie, że jeśli kiedykolwiek pojawią się jakieś problemy, to będziemy o nich mówić, a nie zamiatać pod stół. Zależy mi, żeby być z nią w jak najlepszych relacjach. Przecież obie kochamy tego samego faceta.

Barszczewska wcześnie poznała rodziców Magdy.

- Co prawda, nie bierzemy ślubu z teściami swojego dziecka, ale dobrze jest, jeśli potrafimy znaleźć wspólny język. To, co wyniosło się z domu, jest ważne. Potem w życiu wychodzą różne nawyki, przyzwyczajenia, które trudno zmienić. Dobrze wiedzieć, że nasze dziecko czuje się dobrze w tamtej rodzinie. Ja dużo pracuję, także w weekendy, więc cieszę się, że Jarek bywa na niedzielnych obiadach u rodziców Magdy.

Dobra synowa kocha zwierzęta

21-letniego Radzimira Dębskiego, syna piosenkarki Anny Jurksztowicz i kompozytora Krzesimira Dębskiego, ominęła trudna faza związku, gdy przedstawia się swojego partnera rodzicom, a potem kiedy rodzice poznają się nawzajem. Jego dziewczyną jest Zosia Zborowska, córka aktorskiego małżeństwa Marii Winiarskiej i Wiktora Zborowskiego. Dębscy i Zborowscy znają się od lat.

- Zosia jest inteligentna i wesoła - mówi Anna Jurksztowicz. - Tak jak ja ma abstrakcyjne poczucie humoru i bardzo kocha zwierzęta. Wierzę, że dla mojego syna też będzie dobra - dodaje z uśmiechem.

Radzimir studiuje w warszawskiej Akademii Muzycznej, ma w swoim dorobku własne kompozycje. - Zawód, jaki sobie wybrał, ten sam, który uprawia jego ojciec, a wcześniej uprawiał dziadek, nie jest prosty - podkreśla Jurksztowicz. - Dlatego wymaga od partnera wyrozumiałości, często poświęcenia. A jeżeli jeszcze na dodatek obie osoby w związku uprawiają artystyczny zawód (Zosia także poszła w ślady rodziców i jest na trzecim roku Akademii Teatralnej), to może im być trudno pogodzić własne ambicje z byciem razem. Uważam jednak, że zarówno Radzimir, jak i Zosia świetnie sobie z tym poradzą, ponieważ model rodziny, w którym wszyscy jej członkowie to artyści, jest im doskonale znany.

Emocje to za mało

Anna Jurksztowicz mówi, że czasem wydaje jej się, że społeczeństwa, w których aranżuje się małżeństwa, mają sporo racji, bo jednak starsi dużo więcej wiedzą o życiu. Same emocje to za mało. Dobrze, gdy ludzie w związku są na podobnym poziomie intelektualnym, emocjonalnym, materialnym. - Dzisiaj cieszę się, że mama reagowała na różne moje zauroczenia z rezerwą. Myślę, że gdyby niektóre moje znajomości przekształciły się w coś poważnego, to kiepsko bym na tym wyszła.

Dlatego Jurksztowicz dla swojej córki Marysi, 25-letniej prawniczki, siostry Radzimira, najchętniej sama wybrałaby partnera. Starszego lub młodszego, ale z doświadczeniem, ukształtowanego, z pasją.

- Fajnie, gdyby był oczytany, dowcipny, bystry i... wysoki. Ale doskonale wiem, że córka i tak zrobi, co zechce. Dlatego liczę się z tym, że będzie to niski, grubawy intelektualista albo jeszcze gorzej artysta, który będzie do mnie mówił "mamma". Jeśli jednak on właśnie uszczęśliwi Marysię, to proszę bardzo. Przyjmiemy go do rodziny.

Brazylijski amant z wąsami

- O swataniu w tradycji żydowskiej mogę tylko opowiedzieć to, co wyczytałam w książkach Singera, bo już od dawna nikt nikomu ani żony, ani męża nie wybiera - uśmiecha się Gołda Tencer. - Podobno kiedyś było tak: jeśli miało się córkę, to gdy ona zaczynała dorastać, jej rodzina zabierała się za poszukiwania odpowiedniego narzeczonego. Zapraszano chłopców do domu i kiedy w końcu któryś z nich został zaakceptowany jako potencjalny kandydat na zięcia, przez kilka kolejnych lat - gdy on jeszcze studiował - goszczono go i karmiono. Ale już za czasów mojej młodości praktycznie nic z tych obyczajów nie zostało.

Gołdę Tencer tylko raz próbowano wyswatać. Miała niespełna 20 lat, po raz pierwszy pojechała do Izraela, żeby odwiedzić babcię w Tel Awiwie. - Bardzo cieszyła się na mój przyjazd, czekała na mnie, wraz z nią cała ulica, wszystkie sąsiadki. Gdy w końcu się pojawiłam, zaczęło się: jedna znajoma miała wnuka, druga, trzecia. Umawiania, spotkania, telefony. Ale nic z tego nie wyszło. Później wujek z Brazylii przysłał zdjęcie jakiegoś amanta z wąsami i napisał, że to byłby dobry kandydat na męża. Pan miał odpowiednie pochodzenie. I to by było na tyle. A męża znalazłam sobie sama.

Pochodzenie jest ważne

Pod koniec lat 60. Gołda Tencer została przyjęta do zespołu Teatru Żydowskiego, zamieszkała w garderobie. Sąsiednią zajmował nowo mianowany dyrektor Szymon Szurmiej. On miał ponad 40 lat, za sobą przeszłość, żony, dzieci, ale wybuchła między nimi miłość, która wciąż trwa. Z tej namiętności pojawił się na świecie Dawid, który ma dzisiaj 23 lata.

- Najważniejsze zawsze było i jest uczucie - mówi Tencer. - Chociaż mój tata chciał, żebym wyszła za mąż za Żyda. Chyba przede wszystkim dlatego, żeby nikt mi w gniewie pochodzenia nie wypominał, bo względy religijne miały mniejsze znaczenie. Kiedyś spotykałam się z chłopakiem, który nie miał ani kropli żydowskiej krwi. Raz przyszedł do domu, padł na kolana przed ojcem i prosił o moją rękę. Skonsternowany tata nie wiedział, co robić. Wreszcie przyszedł mu do głowy jeden ostateczny argument: "Panie Wojtek, ale my emigrujemy do Izraela". A przecież ojciec nigdy nie chciał wyjeżdżać z Polski.

Dzisiaj pochodzenie nie ma żadnego znaczenia. - Ja do synagogi chodzę kilka razy w roku, Dawid podobnie. Na Boże Narodzenie u nas zawsze jest choinka, na Wigilię idziemy do przyjaciół. Kiedy z kolei ja przygotowuję żydowski Nowy Rok, zapraszam ich do siebie. Nie mam z tym problemu, przyznam, że nawet się nad tym nie zastanawiam. Ale nie wyobrażam sobie, żeby moja przyszła synowa nie akceptowała naszego żydostwa, odrzucała je, negowała. Taka osoba nie ma wstępu do mojego domu.

Dawid Szurmiej ukończył wydział reżyserii filmowej w Londynie, teraz mieszka i pracuje w Warszawie. - On jest cudny. Wszechstronnie uzdolniony. Pisze, reżyseruje, robi mnóstwo fajnych rzeczy. My wszyscy jesteśmy obciążeni jakimś genem artystycznym. Jak się wchodzi do rodziny, to trzeba znaleźć w tej rodzinie miejsce dla siebie. Myślę więc, że dobrze byłoby, gdyby jego przyszła żona też miała podobne pasje, była twórcza, trochę taka kolorowa. Poza tym ja nie mam żadnych oczekiwań. Może poza jednym. Nie lubię ludzi oschłych, zamkniętych, zawziętych.

Gołdzie Tencer wydaje się, że doskonale pamięta wszystkie sympatie syna. Przynajmniej te, o których mówił i które przyprowadzał do domu. Szczególnie jedna była ważna. Dawid miał wtedy 17 lat, ona - 15. Mieszkała w zupełnie innej części Warszawy, czyli dzieliło ich jakieś 50 km. - Dla mnie była to piękna, romantyczna miłość dwojga młodych ludzi - uśmiecha się Tencer.

- Mój syn jest z charakteru podobny do swojego ojca: po prostu kocha kobiety. Tamta dziewczyna była pół-Greczynką. Moją pierwszą miłością też był Grek. Czasem się zastanawiam, czy to był czysty przypadek. Jeśli zaś chodzi o tamtą dziewczynę, to ja i jej mama jeździłyśmy z nimi na wakacje w roli przyzwoitek. Choć tak naprawdę to jesteśmy dość luzacką rodziną. Dawno, już nawet nie pamiętam, kiedy to było, poszłam do Dawida, żeby porozmawiać o edukacji seksualnej. Wybuchnął śmiechem, ja też i na tym się skończyło. A dzisiaj często mi powtarza: "Mamo, ja już dorosłem. Tylko ty jeszcze tego nie zauważyłaś".

Więcej się nie wtrącamy

Krzysztof Hołowczyc, znany rajdowiec i eurodeputowany, wspomina moment, w którym oświadczył swoim rodzicom, że żeni się z Daną. Miał wtedy zaledwie 21 lat, więc rozumie, że rodzice próbowali go powstrzymać. Na szczęście nie posłuchał. I okazało się, że miał rację. Z Danutą są udanym małżeństwem od 25 lat, mają trzy córki: 23-letnią Karolinę, 14-letnią Alicję i sześciomiesięczną Antoninę.

- Rodzice też są omylni - mówi Hołowczyc. - Jasne, że nie byłoby mi do śmiechu, gdyby Karolina przyprowadziła faceta w moim wieku, żonatego, dzieciatego, który przywitałby mnie: "Cześć, Hołek, zostańmy kolegami". Ale gdyby do tego doszło? Czy mógłbym w ogóle coś zrobić? Zakochany człowiek to delikatna materia, odwoływanie się do jego rozsądku jest skazane na niepowodzenie. Jak przekonać: "Dziecko, kochasz niewłaściwego człowieka"? Miałbym pretensje przede wszystkim do siebie, widocznie źle je wychowałem.

Grażyna Barszczewska jest przekonana, że stawianie sprawy na ostrzu noża nigdy nie kończy się dobrze. Im bardziej rodzice naciskają i mówią "nie", tym bardziej młody człowiek próbuje udowodnić, że się mylą. - Zamiast zabraniać, lepiej jest zasugerować coś mimochodem. Pamiętam, że Jarek był zafascynowany pewną młodą kobietą, a ja miałam zastrzeżenia, bo uważałam, że ona o niczym nie myśli poza swoją urodą i ciuchami. Ale przecież nie mogłam tego powiedzieć wprost! Zapytałam, to było trochę wredne: "Jest piękna, świetna, fantastyczna. Ale czym się interesuje?". Tylko tyle. Więcej się nie wtrącałam. Nie wiem, czy moja uwaga miała moc, może zasiałam w nim jakieś wątpliwości? W każdym razie ten związek wkrótce się rozpadł.

Barszczewska przyznaje, że ta opowieść brzmi jak anegdota, ale zna wiele bardzo smutnych historii, kiedy rodzice tracili kontakt z dziećmi na wiele lat, dlatego że nie potrafili zaakceptować ich partnerów.

Potem szli do jej pokoju

Kiedyś Karolina Hołowczyc powiedziała do swojego ojca: "Niczego przed tobą nie ukryję. Kiedy pierwszy raz zapaliłam papierosa, ty od razu to wyczułeś, kiedy wypiłam kieliszek wina - też". - Gdy była mała, praktycznie nie było mnie w domu, ciągle wyjeżdżałem na rajdy - mówi Hołowczyc. - Wtedy liczyła się tylko mama. Córka zaczęła mnie doceniać, gdy dorastała. To był trudny okres. Buntowała się: "Co wy wiecie?! Wy się na niczym nie znacie! Na prowincji mieszkacie!". Żona miała chwilami dość, wtedy ja się sprawdzałem. Karolina zauważyła, że ojciec umie słuchać, jest cierpliwy i wyrozumiały.

Córka nie pytała ojca, czy może spotykać się z jakimś chłopcem, ale z drugiej strony Hołowczyc wie, że zależało jej na jego akceptacji. Karolina zawsze przyprowadzała swoich chłopaków do domu, przedstawiała ich. Te spotkania były zwyczajne. "Dzień dobry, cześć", potem Karolina z chłopakiem szli do jej pokoju. Hołowczyc nie egzaminował młodych ludzi, nie przeszywał wzrokiem. Jednak zawsze starał się delikatnie dowiedzieć, z kim córka się spotyka.

Rozumie, że jego osoba może onieśmielać. Szybkie samochody, międzynarodowe rajdy, mnóstwo sukcesów. To robi wrażenie na młodych mężczyznach.

Ten właściwy sam się znajdzie

Kilka lat temu Karolina zaprosiła na niedzielne śniadanie swoją ówczesną sympatię. Przyszedł wysoki chłopak, snowboardzista. Usiadł ze wszystkimi przy stole. - Próbowałem stworzyć przyjazną atmosferę, zagadywałem go, częstowałem. On odpowiadał półsłówkami. Im bardziej próbowałem go ośmielić, tym mocniej on był zdenerwowany. Kiedy wyszedł, spytałem córki: "Może on coś bierze, że aż tak trzęsą mu się ręce?".

Do tej pory nie miał powodów do niepokoju. Mają z Karoliną świetny kontakt. Dużo rozmawiają, także o uczuciach, mężczyznach. Takie tematy Hołowczyc zaczyna już poruszać z dorastającą Alicją.

Karolina niedługo wybiera się na studia do Londynu. Tam czeka na nią chłopak, matematyk. Czy okaże się tym jedynym na całe życie? - Życie uczuciowe Karoliny bywało intensywne. Najpierw jeden chłopak, potem drugi, wreszcie znów powrót do poprzedniego. Wybiera silne osobowości, sama też ma charakterek - mówi Krzysztof Hołowczyc. I uspokaja córkę, że ten właściwy sam się znajdzie. Kiedy się pojawi, serce zacznie bić szybciej. Ważne, żeby się kochali. Reszta ułoży się sama.

Iza Komendałowicz

Tekst pochodzi z magazynu

PANI
Dowiedz się więcej na temat: chłopak | córki | ojciec | dziewczyna | matka | aktorka | jarek | rodzice | dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy