Reklama

Przydałoby się wam dziecko!

Nasi rodzice, dziadkowie, pradziadkowie przyzwyczajeni byli do tego, że zaraz po ślubie młodzi małżonkowie rozpoczynają starania o dziecko. Najpierw ślub potem dziecko. Ale współcześnie często nie przywiązuje się już tak rygorystycznie wagi do posiadania potomstwa dopiero po ślubie, bo nieraz najpierw planuje się założenie rodziny, a potem dopiero unormowanie spraw formalnych. Panuje nawet unowocześnienie dawnego schematu - ślub potem dziecko. Na czym ono polega? A dokładnie na tym, że po ślubie młodzi ani myślą o założeniu rodziny. Nie w głowie im przebieranie pieluch, codzienne kąpanie, spacery i zabawy z dzieckiem. Zajmowanie się kimś innym, niż tylko sobą, jest dla dopiero co poślubionych ludzi zbyt trudnym tematem. Dlatego dziecko ląduje w odległych planach.

Reklama

Za młodzi

Niekiedy świeżo poślubieni małżonkowie tłumaczą swoje odkładanie konkretnych działań w celu założenia rodziny bardzo banalnym powodem. Wystarczy tylko powiedzieć: Jesteśmy jeszcze za młodzi, mamy czas - i temat ich ewentualnego potomstwa szybko zostaje ucięty. W sumie, jak im nie przyznać racji. Ślub, ważne wydarzenie w ich nowym życiu, jest i tak dość sporym obciążeniem i nie lada przeżyciem. Przecież dopiero co uporali się wreszcie ze wszystkimi formalnościami, jakich załatwienie przy takiej okazji jest nieuniknione, dopiero co zakończyła się huczna zabawa weselna, a oni już mają myśleć o dziecku? Sami jeszcze niedawno byli dziećmi, teraz - u progu prawdziwej dorosłości - nie chcą się z nią tak naprawdę zderzać. Wiedzą już, jak ona naprawdę smakuje, poznali już trochę jej gorzki smak. A rozpoczęcie wspólnej drogi jest dla nich sygnałem, że mają przed sobą jeszcze wiele wspólnych chwil. Póki co, wolą się oddać zabawie i nie brać sobie na głowę dodatkowych obowiązków. Ot, taka młodzieńcza jeszcze beztroska.

Wolne po ślubie

Młodzi czy starzy, dobrze wiedzą, że pakowanie się w pieluchy zaraz po ślubie nie da im możliwości nacieszenia się sobą w wymiarze, jakiego oczekują, jaki sobie wyobrażali przed ślubem. Młodzi małżonkowie, mający czas na zajmowanie się tylko sobą nawzajem, na zapewnianie sobie drobnych i większych przyjemności, na zadowalanie swoich zmysłów. Takiemu podejściu sprzyjają wyjazdy na wczasy, podróż poślubna, żeby tradycji stało się zadość. Dlatego po ślubie nie planują założenia rodziny, tylko planują sobie wolne. Jak długo ma ono trwać? To już bardzo trudne pytanie, które nieraz może zostać bez odpowiedzi.

Za dużo pracy

Jedni chcą się jeszcze bawić, drudzy boją się obciążenia nowymi, nieznanymi obowiązkami. Ale są też tacy, którzy znajdują sobie lukę do wypełnienia w razie ewentualnej pustki związanej z brakiem potomstwa. najlepiej pozwala ją zapełnić praca. Poza tym idealnym wytłumaczeniem - nie tylko siebie, najbliższej rodziny czy ciekawskich znajomych - jest to, że zarabiać trzeba. Bez pieniędzy nie ma życia. Życia wygodnego, pełnego dobrobytu. Oddanie się w wir pracy ma też inne podłoże. Trzeba odrobić starty po wydatkach związanych z uroczystością zaślubin, trzeba spłacić ewentualny kredyt, który finansował imprezę. I wreszcie najpierw trzeba zapewnić sobie i przyszłemu dziecku wszystko to, czego będzie potrzebować. Czyli koniecznie należy zadbać o zabezpieczenie finansowe, mieszkanie lub dom jednorodzinny, a może trzeba zainwestować w jakieś nieruchomości? Z myślą o zwykłym dorobieniu się zatracają się w zdobywaniu pieniędzy. Im więcej ich mają, tym więcej ich mieć chcą. I tak czas mija im na myśleniu tylko i wyłącznie o zerach, a te szczęścia nie dadzą.

Jeszcze nie teraz?

Ale przychodzi taki moment, że ani tłumaczenie się wiekiem, ani brakiem pieniędzy nie przynosi żadnych skutków. Nie jest przekonujące. Bo choć jeszcze próbują wmawiać swoim bliskim i znajomym, że ciągle nie przyszedł czas na dziecko, to sami już powili zaczynają wątpić w to wytłumaczenie. Ale dla chcącego nic trudnego, zawsze można przecież o coś zahaczyć. A jeśli nie wiek i pieniądze to przecież można jeszcze próbować wmawiać sobie i innym, że jeszcze nie czują instynktu, tego czegoś, co mówi im, że chcą mieć dziecko. Już. Teraz. Zaraz. Nie dorośli do bycia rodzicami? Zabawne, bo takie tłumaczenia najczęściej pojawiają się u par z kilkuletnim stażem związku, w dobrej sytuacji finansowej i wcale już nie w kwiecie wieku. Ile można czekać na pojawienie się instynktu macierzyńskiego? Jak się okazuje, czasem trzeba dobić do czterdziestki lub pięćdziesiątki, żeby wiedzieć, że bardzo chce się dziecka. Tylko zazwyczaj w wielu przypadkach jest już o wiele za późno na taką decyzję. Czas nie jest łaskawy...

To nasza sprawa

Tłumaczenia się wyczerpują, a ciągle daje się słyszeć, jakby w tle, "kiedy będziecie mieć dzieci", "przydałoby się wam dziecko" - niedoszli dziadkowie tęsknią za stanem, który może im nie zostać dany. Dlatego dopominają się o swoje. Zaczynają się pojawiać podejrzenia w troskliwym, acz irytującym tonie, sugerujące poważne problemy zdrowotne. Może to one są przyczyną ciągłego braku dziecka? A przecież małżonkowie doskonale wiedzą, że względem zdrowia wszystko jest ok. Decyzja o dziecku należy tylko i wyłącznie do nich. Tylko kiedy ją w końcu podejmą? A może boją się zrujnowania tego panującego w ich codziennym życiu ładu i spokoju. Może boją się osłabienia więzi, jaka ich łączy ze sobą. Dziecko to przecież ktoś nowy do kochania. Miłością trzeba się podzielić. A oni nie chcą czy boją się poddać pragnieniom ukrytym we wnętrzu, tak głęboko, że nawet sami boją się do nich przed sobą przyznać. Najlepiej na odczepkę rzucić pytającym "To nasza sprawa!".

Tęsknota

Ale o ile udaje im się udawać lub sprawić, że rodzina i przyjaciele dadzą spokój i nie będą się interesować ich poszerzeniem rodziny, a raczej jej założeniem. O tyle siebie trudno jest oszukać na dłuższą metę. Mogą czynić próby, wmawiać sobie brak różnych możliwości i setki innych beznadziejnych powodów. Ale przychodzi taki dzień, w którym nagle uświadamiają sobie, że ich życie nie jest takie, jakie być powinno. Że brakuje mu wiele, aby mogło uchodzić za szczęśliwe, aby oni sami mogli powiedzieć sobie otwarcie patrząc w lustro - jestem szczęśliwa, jestem szczęśliwy i nie chcę zmieniać niczego, chcę by było tak, jak jest. Nie jest to możliwe. Uświadamiają sobie, że na świecie żyją miliony ludzi, którzy nie są takimi farciarzami, jak oni i nie mogą posiadać własnego biologicznego potomstwa. Uświadamiają sobie, że czas mija i w końcu dobiją do brzegu, z którego za kolejnym razem nie wyruszą już w żadną podróż. Co po nich zostanie? Trochę zer na koncie, które i tak nie będą wiedzieć, komu przekazać. Dorobek ich życia mniejszy lub większy. Tylko tyle po sobie zostawią? Przecież tak naprawdę to i tak prawie nic nie jest warte. Życia ludzkiego nie da się kupić. W głębi serca pulsuje w nich i rośnie tęsknota za dzieckiem. Potomstwem, które mogłoby tyle zmienić na dobre w nich szarym życiorysie. Wniosłoby w ich codzienność, radość i nadzieję.

Nie warto?

Współcześnie żyje się trudniej niż kiedyś. Ostra rywalizacja w miejskiej dżungli w niczym nie przypomina godnych szacunku zasad postępowania. Codzienność przynosi walkę o zwykłe jutro. Trudno więc ganić młode małżeństwa o ciągłe odkładanie planowania rodziny tłumaczeniem, że najpierw muszą pomyśleć o dostatku. Można nawet machnąć ręką na nawyki młodzieńcze i chęć wyszalenia się razem, bez dodatkowych trosk czy kłopotów. Jednak odkładanie decyzji o dziecku na boczny tor nie daje tak naprawdę nic dobrego. Bo skoro ludzie decydują się na małżeństwo, muszą sobie zdawać sprawę, że jest ono podstawą, zalążkiem powstania rodziny. A rodzina kształtuje się, rozwija i umacnia swoje wzajemne więzi, przechodząc nie tylko te radosne i wzniosłe chwile. Przede wszystkim przeżywając razem upadki i przykre niespodzianki darowane przez nieprzychylny los. Owszem pojawienie się dziecka wiąże się z diametralną zmianą dotychczasowego życia, choć niektórzy próbują się przed nią bronić, szybko poddają się, bo wiedzą, że nie wygrają.

Dziecko zmienia wszystko

Pojawia się mnóstwo obowiązków, trudno przetrwać chwile zmęczenia, które zamykają oczy. Trudno jest nauczyć się odpowiadać za czyjeś życie, nauczyć się odpowiedzialności za swoje potomstwo. Trudno się przyzwyczaić do wszystkich zmian, do wielu ograniczeń. Ale jeśli rodzice wytrwają wszystkie trudy rodzicielstwa, dobrze wiedzą jak ciężko jest pomyśleć o sobie, o swojej rodzinie, jako o samodzielnej jednostce, bo przecie z dotychczasowe my, czyli 1+ 1, to już nie to samo. 2+1, 2+2, 2+3 ? to jesteśmy my, to jest nasza rodzina. Razem możemy wszystko.

MWMedia
Dowiedz się więcej na temat: ślub | rodzice | dziadkowie | dziecko
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy