Reklama

„Nie przydeptuj małych skrzydeł”

Żeby móc jeździć samochodem, trzeba zdać egzamin na prawo jazdy. Żeby iść na studia, trzeba mieć maturę. Żeby zdobyć pracę, o jakiej się marzy, często należy przejść długą drogę edukacji.

Za to by zostać rodzicem właściwie nie trzeba nic. Mało tego. Bywa, że dziecko dorosłym się "przytrafia" nieplanowane, albo nawet i niechciane. Rodzicem się jest, gdy na świat przychodzi człowiek i tyle. Część matek i ojców stara się obowiązki rodzicielskie wypełnić jak najlepiej, nawet przed pojawieniem się potomka. W tym celu chodzą do szkoły rodzenia. Nie neguję wartości zdobytej tam wiedzy, bo poród to przeżycie i wyjątkowe, i ekstremalne. Często od jego przebiegu zależy zdrowie i życie dziecka. Wiem jednak, że pokazywanie na plastikowej lalce, jak ubiera się noworodka, albo jak się go kąpie, ma się nijak do ubierania i kąpania małego, żywego człowieka.

Reklama

Mała wielka księga

Moim marzeniem jest, żeby rodzice noworodka wraz wyjściem ze szpitala dostawali jedną, małą książeczkę i nie chodzi mi o książeczkę zdrowia dziecka. Jest naprawdę wielkości kieszonkowej, ma nieco ponad 60 stron. Jeśli jednak dorośli przeczytają ją i zastanowią się nad sensem treści - jestem przekonana - zaczną stosować zawarte w niej sugestie. I chcąc nie chcąc będą dobrymi rodzicami.

Książeczka Katarzyny Wnęk-Joniec pt. "Nie przydeptuj małych skrzydeł" jest kompendium wiedzy rodzicielskiej w pigułce. Mądra, wzruszająca, napisana prostym językiem, dostarcza na temat psychologii dziecka więcej informacji, niż niejeden 400-stronicowy poradnik. Napisana została z perspektywy dziecka, które mówi wprost, jakie zachowania rodziców go ranią, kiedy jest mu źle i dlaczego zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Koleje rozdziały pokazują, w jaki sposób powinien zachować się dorosły, żeby dziecko wspierać, a nie tłamsić. Niektóre tytuły mówią wprost: "Nie porównuj mnie z innymi", "Kochaj mnie - i mów mi o tym", "Pomóż mi się złościć", "Naucz mnie prosić" czy "Pozwól mi płakać".

Mądrze wspierać

Przyznaję, że książeczkę Katarzyny Wnęk-Joniec mam w trzech egzemplarzach. Pierwszą zakupiłam pięć lat temu, odłożyłam na półkę i zniknęła. Drugą pożyczyłam koleżance - a że nie wiem, kiedy odda, kupiłam na wszelki wypadek trzecią. Za każdym razem gdy znajduję ją wśród innych książek, czytam ją w całości, przecież to zajmuje tylko chwilę. I za każdym razem zastanawiam się, czy dałoby się zrobić tak, żeby każda mama i każdy tata dostali ten miniporadnik wychodząc z noworodkiem ze szpitala. Ile mniej problemów wychowawczych by mieli i o ile łatwiej radziliby sobie stawiając pierwsze kroki w rodzicielstwie.

Autorka w krótkich słowach zamiast wstępu pisze: "Małe dziecko, by dobrze się rozwijało i wzrastało w poczuciu bezpieczeństwa, potrzebuje wsparcia i opieki ze strony dorosłych. Potrzebuje naszej mądrości, by móc rozwinąć skrzydła. Nie - by podnosić głowę, nie - by chodzić, ale by - latać...".

Jedyną rzeczą, do jakiej mogę się przyczepić recenzując książkę, jest brak odpowiedniej redakcji - chodzi o znaki interpunkcyjne i nadużywanie wielokropków. Ale nawet ten drobny zgrzyt nie jest w stanie zepsuć treści poradnika. W końcu kto z nas nie chce, żeby jego dziecko miało skrzydła?  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy