Reklama

Bohaterskie czterolatki

Kiedy polskie dzieci dostawały prezenty od Świętego Mikołaja, czteroletnie bliźniaczki szły same, boso przez las, szukając pomocy dla taty. Brzmi to trochę jak scena z horroru, ale ta historia zdarzyła się naprawdę.

Wypadek  

Amerykanki Rosaline i Aurora, wraz z tatą, 47-letnim Coreyem Simmonsem, jechały samochodem do domu. Nagle pojazd, z niewyjaśnionych dotąd powodów, zjechał z drogi do lasu i wpadł do 30-metrowego wąwozu. Kierowca zginął na miejscu. Nie miał zapiętych pasów bezpieczeństwa. Powodem jego śmierci był poważny uraz głowy. Dziewczynki przeżyły. Same wypięły się z fotelików, wyszły przez rozbite okno wraku sedana i ruszyły po pomoc dla taty. Kiedy napotkały ludzi powtarzały: "mój tatuś, mój tatuś".     

Reklama

Małe bohaterki  

Bliźniaczki pokonały strach przed ciemnością i lasem, dwoma elementami budzącymi największą trwogę u dzieci. Choć uchodziły za rozgarnięte i niezależne, nikt nie podejrzewał, ze wykażą się takim bohaterstwem. Ich fizyczne obrażenia nie są wielkie, jedna ma guza, a druga zadrapania na ręce, ale psychicznie jeszcze długo będą musiały dochodzić do siebie. Rodzina i przyjaciele robią co mogą, by przywrócić im poczucie spokoju i bezpieczeństwa. Z pewnością, najtrudniej będzie się im pogodzić ze stratą ukochanego tatusia.  

Tata  

Dziewczynki miały bardzo mocną więź z ojcem, który był nieocenionym towarzyszem ich zabaw. Najbardziej lubili wspólnie słuchać muzyki country i skakać na trampolinie. W dniu wypadku mężczyzna miał dzień wolny. Spędził go na drobnych pracach remontowych w domu rodziny, a potem pojechał po córki do żłobka. Po drodze zatrzymali się by kupić ulubione przekąski. To były ich ostatnie chwile spędzone razem.  

Pomoc 

Można mówić o wyjątkowym szczęściu, bo jest to niezamieszkała okolica i szansa, że ktoś  będzie tamtędy przejeżdżał, była znikoma. Rodzina chciałaby serdecznie podziękować kobiecie w białym samochodzie, która zabrała dziewczynki z drogi do swojego auta by się ogrzały i powiadomiła służby ratunkowe. Niestety, jej dane osobowe nie są znane nikomu, nawet policji.  

Ta niezwykła historia jest dowodem na dwie rzeczy. Potęgę miłości dziecka do rodzica i potęgę pasów bezpieczeństwa, które wszyscy powinniśmy zapinać w czasie jazdy, jeśli nadal chcemy oglądać swoich bliskich.  


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy