Reklama

Chcemy być jak bliscy przyjaciele

​Nie jestem prezesem, który siedzi za biurkiem i robi przelewy. Jestem bardzo blisko naszych rodzin i cieszę się, że mogę dać im poczucie bezpieczeństwa - mówi Sylwia Zarzycka, prezes Fundacji Między Niebem a Ziemią.

Adam Wieczorek, Interia: Skąd wziął się pomysł na fundację?

Sylwia Zarzycka: Jeszcze w czasie studiów czy podczas aplikacji miałam ciągoty społecznikowskie. Zawsze wiedziałam, że chcę się czymś takim zajmować. Nigdy nie przypuszczałam jednak, że założę swoją fundację. Siedem lat temu, podczas wakacji na Pomorzu, poznałam mamę bardzo ciężko chorej Ali. Dziewczynka nie mówi, nie chodzi, nie siedzi, nie utrzymuje samodzielnie główki - słowem jest ciężko chora. Najpierw poznałam tę historię, a potem kilkukrotnie spotkałam się z jej mamą. Któregoś dnia postanowiłam poznać samą dziewczynkę. Mieszkała z mamą w dość trudnych warunkach, na jedenastym piętrze starego bloku. Winda dojeżdżała tylko do dziesiątego piętra, więc dziecko trzeba było znosić po schodach. Radziły sobie jak tylko mogły, ale nie było im łatwo. Zakłuło mnie coś w sercu. One potrzebowały wtedy wózka rehabilitacyjnego. Skrzyknęłam znajomych i go kupiliśmy. Potem pojawiły się kolejne zbiórki, m.in. na remont mieszkania, które otrzymała od władz Sopotu. 

Reklama

- To wszystko spowodowało, że odkryłam w sobie dar do namawiania ludzi do pomagania. Uznałam, że trzeba przekuć to w profesjonalną działalność. Dlatego stworzyłam fundację, która pomaga nieuleczalnie chorym dzieciom i ich rodzinom. Pomagając Elizie i Ali uświadomiłam sobie, że jak choruje dziecko, to wraz z nim choruje cała rodzina. 100 proc. uwagi skupia się na dziecku i rodzice potrzebują pomocy, bo nie wytrzymują presji psychicznej. Podobnie rzecz się ma ze zdrowym rodzeństwem, które siłą rzeczy otrzymuje mniej uwagi od rodziców. Stąd wziął się pomysł i w maju 2011 roku zarejestrowana została Fundacja Między Niebem a Ziemią.

Czyli od siedmiu lat działacie nieprzerwanie?

- Tak. Przyznam, że początkowo miałam tylko cel, ale jeszcze nie wiedziałam skąd i jak pozyskiwać środki na pomoc. Nigdy wcześniej tego nie robiłam. Stwierdziłam, że jako radca prawny, zacznę od mojego środowiska - prawników. Stworzyliśmy akcję "Kobiety prawa". Udało mi się namówić dwanaście pań z dużych, międzynarodowych kancelarii do pozowania do kalendarza. Zorganizowaliśmy też trzy aukcje, we Wrocławiu, Krakowie i Warszawie. Od tego się zaczęło, ale efekty były zachęcające. Zebraliśmy poważne kwoty, co było dużym osiągnięciem, jak na fundację, która rozpoczęła działalność ledwie pół roku wcześniej. Przyznam, że wyniki tej zbiórki kompletnie nas zaskoczyły. Udało nam się wtedy zgromadzić ponad 300 tysięcy. Ucieszyłam się, że tylu ludzi chce pomagać i zdecydowałam o kontynuacji działalności. Od siedmiu lat co roku wymyślam autorską akcję charytatywną, która kończy się  czterema aukcjami pod koniec roku. Odbywają się one w Gdańsku, Warszawie, Krakowie i Wrocławiu. Jest to główny sposób pozyskiwania pieniędzy przez fundację.

Czy wie pani, co się cieszyło największą popularnością podczas tegorocznych aukcji, np. w Krakowie?

- Za 25 tysięcy złotych został sprzedany obraz Maggie Piu, krakowskiej artystki. Za 10 tysięcy złotych sprzedało się wino, które przekazał pan Janusz Szaniawski. Sam się nie spodziewał, że osiągnie taki wynik. Aukcje, jak co roku przynosiły wiele zwrotów akcji i wiele przedmiotów cieszyło się popularnością.

W tym roku aukcje skupiały się na ojcach nieuleczalnie chorych dzieci. Dlaczego wybrała pani ten temat? 

- Przez siedem lat działalności fundacji powtarzałam, że 80 proc. rodzin, którym pomagamy, to samotne mamy z ciężko chorymi dziećmi. Tak rzeczywiście było. Jednak, gdy zaczęliśmy się rozwijać i pod nasze skrzydła trafiały kolejne rodziny - dziś jest ich około 50 na terenie całej Polski - musieliśmy zrewidować te liczby. Okazało się, że 38 proc. stanowią samotne mamy, zaś 62 proc. to pełne rodziny. Siłą rzeczy zaczęłam się interesować rolą mężczyzn. W naszej tegorocznej publikacji znajdują się m.in. sylwetki dwóch ojców, którzy porzucili kariery, aby móc zajmować się dziećmi praktycznie 24 godziny na dobę. Są też rodziny, gdzie ojcowie dzielą obowiązki razem z matkami. Panuje stereotyp, że jak się rodzi chore dziecko, to mężczyźni nie wytrzymują tego psychicznie i uciekają, bo przerasta ich odpowiedzialność. Okazuje się, że nie do końca tak jest. Jest bardzo wiele różnych sytuacji i nie należy generalizować. Postanowiłam poznać tych ojców i ich historie. To są wspaniali mężczyźni i ojcowie. Mogliby być dla wielu wzorem i przykładem. Właśnie dlatego w tym roku wymyśliłam trudniejszą akcję. Chciałam, żeby był to męski rok i stworzyłam książkę pokazującą mężczyzn opiekujących się ciężko chorymi dziećmi.

- Stało się to z dwóch powodów. Po pierwsze, często w kontekście chorych dzieci mówi się tylko o matkach, zapominając o ojcach. Stąd pomysł, żeby ich pokazać. Po drugie, jest to doskonały przykład dla innych, którzy mogą się bać choroby czy odpowiedzialności. Jeśli ktoś przeczyta te rozmowy, to zrozumie, jak zmienia się życie i że choroba dziecka często więcej daje niż zabiera. Książka niesie duży ładunek pozytywnej energii. 

Czy fundacja pomaga tylko rodzinom, czy wspieracie też hospicja?

- Sporadycznie wspieramy hospicja. Oczywiście w gronie naszych podopiecznych mamy dzieciaki, które są też pod opieką hospicjów. Jesteśmy czasem swego rodzaju wsparciem dla hospicjum, pomagając poszczególnym rodzinom. 

Jakie są główne potrzeby takich rodzin?

- Potrzebna jest przede wszystkim rehabilitacja. Jeżeli dzieci mogą jeździć na turnusy rehabilitacyjne, to staramy się je finansować, bo nie są to wyjazdy tanie. W przypadku dzieci leżących, potrzebna jest rehabilitacja domowa. Potrzebny jest też wszelkiego rodzaju sprzęt rehabilitacyjny, który jest kosmicznie wręcz drogi. Robione na wymiar, specjalistyczne wózki kosztują ponad 20 tysięcy. W połączeniu z innymi wydatkami przekraczają możliwości finansowe rodzin. Kupujemy specjalne łóżka rehabilitacyjne, pionizatory czy schodołaz. Pokrywamy koszty leków i operacji.

- Bardzo często potrzebna jest także pomoc w postaci opiekunki. Pod naszą opieką jest m.in. samotna babcia, która od 19 lat opiekuje się swoim, porzuconym przez jej córkę, wnukiem. Potrzebny jest jej ktoś do pomocy. Dla samotnych opiekunów, zatrudniamy opiekunki, które pomagają przetrwać każdy dzień. Często mają doświadczenie w rehabilitacji, więc dodatkowo mogą pomóc. Organizujemy też pomoc psychologiczną dla rodziców, bo zdarza się, że nie wytrzymują tego stałego napięcia. Pomagamy również zdrowemu rodzeństwu. Jednak w naszych rozmowach z rodzinami, często słyszymy, że przede wszystkim dajemy im poczucie bezpieczeństwa. Nie jestem prezesem, który siedzi za biurkiem i robi przelewy. Jestem bardzo blisko naszych rodzin. Znam większość z nich. Staram się być z nimi w bliskim kontakcie. Wiedzą, że nie są sami i zawsze mogą liczyć na pomoc. Nawet jeśli nie jest potrzebna w danym momencie, to jest świadomość, że w razie potrzeby ona będzie. Jest to jedna z rzeczy, które lubię w fundacji. Ten brak anonimowości. Nie jesteśmy fundacją-korporacją, gdzie sytuacja jest sformalizowana. My wiemy czego potrzebują rodzice i dzieci. Znamy ich i staramy się być dla nich bliscy, jak przyjaciele. To jest bardzo ważne.

Mówiła pani, że obejmujecie opieką około 50 rodzin.

- Mówimy tu o rodzinach, którymi zajmujemy się stale, bo podstawą naszej działalności jest stała, kompleksowa pomoc. Oczywiście robimy wyjątki. Jeśli nie możemy przyjąć jakiejś rodziny pod nasze skrzydła, bo siłą rzeczy mamy ograniczony budżet, realizujemy jednorazowe działania - wyślemy dziecko na turnus rehabilitacyjny, zakupimy potrzebny sprzęt itp. Takiej jednorazowej pomocy również udzielamy bardzo często.

Kto głównie wspiera działania fundacji?

- Nasze aukcje dedykowane są do środowiska prawników i biznesmenów. Wynika to zapewne z tego, że sama pochodzę z tego środowiska. W każdym mieście mam już grupę zaprzyjaźnionych osób, które pomagają w organizacji aukcji. Zapraszamy prawników i biznesmenów. Licytujemy ciekawe rzeczy, które otrzymujemy z różnych źródeł. Zbieramy je około pół roku wcześniej i staramy się, aby każda aukcja była interesująca.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy