Reklama

Co za szczęście! Co za pech!

Dorośli wiecznie narzekają. Nie ma dziedziny życia, która nie zostałaby przez nich negatywnie skomentowana.

Zarobki? Wiecznie za małe. Mąż? Częściej go nie ma, niż jest. Żona? Zrzędzi, jak zwykle. Sąsiad - wredny. Dzieci - nie słuchają. Buty - nowe, a już się rozpadły. Film - no jak można było taką obsadę dobrać? Książka - tak dobrze się zapowiadała i proszę - autorowi zabrakło pomysłu.

Małe oczy widzą dużo 

Nie ma bardziej uważnego obserwatora niż dziecko. Studentom psychologii na jednym z pierwszych zajęć pokazuje się film, na którym widać jak noworodek próbuje naśladować dorosłego, który pokazuje mu język. Maleństwo otwiera buzię i robi to, co osoba, która trzyma go na rękach. Rodzice niemowląt nie raz wybuchają śmiechem, gdy widzą, jak ich pociecha jeszcze nie potrafiąca mówić, bierze zabawkę-telefon, przykłada do ucha i woła "alo". Robi tak, bo naśladuje swoich opiekunów.

Reklama

Małe oczka przenikliwie nas obserwują - dzień w dzień, cały czas bez przerwy, od momentu przebudzenia do zaśnięcia. Dzieci patrzą na nas i słuchają, co mówimy. Dlaczego więc nagle konstatujemy ze zdziwieniem, że nasz trzyletni synek jest ciągle sfrustrowany, a córka nieszczęśliwa z powodu nieudanej zabawy, choć jeszcze bawić się nie zaczęła?

Szczęście i pech w jednym


Z pomocą przychodzi książka Thomasa Hallinga z ilustracjami Evy Eriksson "Co za szczęście! Co za pech". Można ją czytać na dwa sposoby i to bynajmniej nie jest przenośnia. Główna bohaterka - Amanda wychodzi z domu i spotykają ją same nieszczęścia. Tak, to był fatalny dzień, bo umknęło jej mnóstwo rzeczy, które mogłaby zrobić. Dochodzimy do środka książki, którą odwracamy do góry nogami i zaczynamy czytać od nowa.

Początki zdań wyglądają tak samo, jak w pierwszej, ale kończą się inaczej. Dziewczynce wszystko się udaje, a dzięki temu, że dokonała takich a nie innych wyborów uniknęła przykrych niespodzianek.

W szklance jest w sam raz

O tym, że optymistom żyje się lepiej nikogo nie trzeba przekonywać. Dlaczego więc postępujemy tak, żeby naszym dzieciom wiodło się gorzej? Niejednokrotnie deklarujemy światu, że chcemy mieć szczęśliwe dzieci. Ale deklaracje na nic się zdadzą, jeżeli niemal codziennie dajemy im zły przykład.

Chcesz mieć radosne dziecko? Uśmiechaj się, ciesz życiem, z życzliwością odnoś się do innych. Pracuj na swoje szczęście, a twój syn czy córka na pewno wezmą z ciebie przykład. Można widzieć szklankę do połowy pustą, albo do połowy pełną. To nasze spojrzenie na świat warunkuje czy jesteśmy optymistami, czy wręcz przeciwnie. I czy będą nimi nasze dzieci.  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy