Reklama

Dobre wychowanie

Zdarza mi się ukradkiem zerkać na inne rodziny w restauracji. Nierzadko rodzice rozmawiają tylko ze sobą, a dzieci wpatrzone są w ekrany małych, mobilnych urządzeń. A przecież ciągle słyszę, jak mało mamy czasu na spędzanie go z dzieckiem.

Gdy podróżuję ze swoją rodziną, staram się poznać nowe miejsca, nie tylko chodząc po muzeach, czy podziwiając przyrodę danego regionu, ale także poznać je od kuchni. To nie przenośnia - jemy to, z czego słynie dana okolica. Ulokowaliśmy nasze bagaże w ulubionej "Chatce szwajcarskiej" i zeszliśmy na dół, do restauracji, by wreszcie zjeść jakiś ciepły posiłek.

Miły kelner podał wszystkim karty, złożyliśmy zamówienie i zaczęliśmy opowiadać sobie wrażenia z pierwszej części podróży. W pewnym momencie przy stoliku obok usiadła trzyosobowa rodzina: mama, tata i około dwuletni synek. Rodzice wsadzili malucha do specjalnego krzesełka, a przed nosem postawili mu tablet, na którym puścili bajkę "Tomek i przyjaciele".

Reklama

Tata dziecka od czasu do czasu zasłaniał małemu ekran łyżką, na co chłopczyk reagował rzecz jasna irytacją i krzykami. Moja rodzina zamilkła, już nawet nie z powodu krzyków, ale dźwięków dobiegających z tabletu. Nie chciało mi się wierzyć, że ktoś, w miejscu jakby nie było publicznym, może tak bardzo nie zwracać uwagi na innych, nie pomyśleć nawet, że hałasująca ciuchcia nie pozwala innym gościom lokalu skupić się na rozmowie.

Być razem?

To był nasz pierwszy wspólny posiłek z państwem X. Niestety, nie ostatni. Za każdym razem sytuacja wyglądała podobnie. Tylko bajki były różne. A przecież we wspólnym ucztowaniu nie chodzi tylko o to, żeby się najeść. Jest to jedna z okazji do rozmowy, do opowiedzenia sobie nawzajem, co się u nas wydarzyło - w pracy, w szkole, w przedszkolu. Jak mamy liczyć na to, że dziecko podzieli się z nami swoimi przeżyciami, jeśli na wstępnie zabieramy mu taką możliwość, wręczając gadżet, który jest jak guma do żucia dla emocji.

Dzieciom wstęp wzbroniony

"Z powodu wynikających z braku wychowania niemiłych epizodów obecność dzieci poniżej 5 lat, a także wózków i fotelików nie jest mile widziana w tym lokalu" - można przeczytać na drzwiach jednej z rzymskich restauracji. Jej właściciel wywołał tym obwieszczeniem ogólnonarodową dyskusję. Tłumaczył, że chodzi mu przede wszystkim o to, że ma zastrzeżenia do rodziców, którzy nie potrafią zapanować nad swoimi pociechami i jako przykład podawał sytuację, w której o mały włos na malucha nie zleciało wiaderko z lodem.

Dziecko ma swoje predyspozycje i zdolności, zapisane w genach. Równie ważne - jeśli nie ważniejsze - jest jednak wychowanie, a o to muszą już zadbać rodzice. I bynajmniej nie chodzi mi o to, że mamy dziecku mówić, co ma robić (choć oczywiście pewne rzeczy powinniśmy mu tłumaczyć). Mamy przede wszystkim pokazać mu, jak należy się zachować. Bo niestety coraz częściej zdarza się, że o "dzień dobry", "proszę", "dziękuję", "do widzenia" zapominają dorośli. A przecież tacy duzi powinni to wiedzieć.

Dziecko nie będzie potrafiło zachowywać się odpowiednio, jeśli my mu tego nie pokażemy, obojętnie, czy jest to kościół, restauracja, czy sklep. Bo nie wystarczy urodzić, żeby poczuć się dobrym rodzicem. Jak we wszystkim - na sukces trzeba sobie zasłużyć. Na wychowawczy też.

I mała sugestia dla dziewczyn - jeżeli kiedykolwiek chłopak zaprosi was na kolację i po kilku minutach wyjmie smartfon, komórkę czy inne urządzenie, i zacznie zerkać na ekran, nie róbcie mu awantury. Zróbcie ją jego rodzicom.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy