Reklama

Dorosłe dziecko nie wyfruwa z gniazda? Dodaj mu skrzydeł!

Młodym ludziom coraz trudniej podjąć decyzję o rozpoczęciu samodzielnego życia na własny rachunek. Współpracujący z nami psycholog odpowiada na wasze pytania.

Naszym ekspertem jest Magdalena Piasecka, psycholog i psychoterapeutka w Poradni Zdrowia Psychicznego w Warszawie. Prywatnie mama Natalii (10 l.) i Ani (8 l.).

"Syn ma 25 lat, nie uczy się, nie pracuje i wciąż mieszka z nami. Kilka razy rzucał studia, bo mu się nie podobały. Często zmieniał pracę, bo „nie będą go wykorzystywać za marne pieniądze”. Teraz nie pracuje i nie studiuje, tylko całe dnie spędza przed komputerem. Mówi, że szuka ofert przez internet, w prasie, ale nie widzę, żeby mu zależało. Przecież nie wyrzucę go z domu. Jak z nim rozmawiać? Co mam robić?" Karolina z Brodnicy.

Reklama

Syn pragnie odnieść sukces, ale nie jest przygotowany na porażkę. Szybko się zniechęca, nie jest wytrwały w swoich decyzjach i tak naprawdę brakuje mu pewności siebie. Ten brak umiejętności podjęcia decyzji i niewiadoma „co dalej ze mną będzie?” powoduje frustrację, izolację, może nawet depresję.

Warto, żebyście z mężem jasno powiedzieli mu, co was niepokoi: „Martwię się, że całe dnie spędzasz przed komputerem i nie szukasz aktywnie pracy”. Mów o swoich oczekiwaniach: „Chcielibyśmy, żebyś skończył szkołę i się usamodzielnił, znalazł pracę. Będziemy spokojniejsi, widząc, że sobie radzisz i jesteś niezależny”.

Zapewnijcie go o swoim wsparciu „Nie musisz od razu dużo zarabiać. Do większych pieniędzy dochodzi się powoli. Ważne jest doświadczenie. Chcemy ci pomóc i pomożemy dopóki możemy”.

"Mój syn wynajmował kawalerkę, pracował, dobrze zarabiał, ale w jego firmie redukowali etaty i on także został zwolniony. Od tamtej pory nie może niczego znaleźć. Wrócił do nas i próbuje podnieść się finansowo. Ale trwa to już ponad rok i mam wrażenie, że mu się nie spieszy. Wciąż mówi, że „młodzi ludzie” w tym kraju nie mają perspektyw. Mam wrażenie, że bardzo go przybiła ta sytuacja. Jak mogę mu pomóc?" Jadwiga z Grudziądza.

To był dla niego na pewno duży cios. Problem jednak tkwi w tym, że ta sytuacja tak bardzo podcięła mu skrzydła, że szukanie pracy przychodzi mu z trudem. Jest młodym człowiekiem, pełnym sił i możliwości, ale nie potrafi tego wykorzystać. Pamiętajmy, że każde niepowodzenie to nowe doświadczenie. Jeśli w ten sposób podejdziemy do życiowych zakrętów, będzie nam łatwiej wyjść na prostą.

Warto pomóc synowi zastanowić się nad tym, co dalej. Zmusić go do zadania sobie kilku pytań: „Co mogę zrobić w tej sytuacji? Kto może mi pomóc? Jakich kwalifikacji mi brakuje? Gdzie mogę je zdobyć?”. Dopóki mieszka z wami i pomagacie mu finansowo, może w siebie zainwestować.

Warto jednak podkreślić w rozmowie, że jest to sytuacja tymczasowa i liczycie na to, że znów rozwinie skrzydła. Nie unikajcie rozmowy o rozczarowaniach, ale nie koncentrujcie się na pesymistycznych uogólnieniach, takich jak: „Młodym ludziom jest źle w tym kraju”, „Młodzi nie mają szans”. Takie myślenie powoduje bierność, bo „skoro tak jest, to ja na pewno tego nie zmienię”.

Warto podkreślać, jak wiele zależy od nas samych i naszej pracy oraz pozytywnego nastawienia do życia. Z każdej porażki trzeba wyciągnąć wnioski, otworzyć nowe drzwi, znaleźć zupełnie nową drogę. Warto wspierać w tym swojego syna.

"Mam wrażenie, że moja córka ciągle nie chce dorosnąć. Ma prawie 30 lat i wciąż się uczy: najpierw studia podyplomowe, potem kursy, specjalizacje. Nie chce iść do pracy, założyć rodziny, mówi, że chce najpierw mieć dobre wykształcenie, bo to da jej szansę na dobrą pracę. Cieszę się, że się rozwija, ale ostatnio mam nieodparte wrażenie, że ucieka przed prawdziwym życiem. Czy powinnam z nią o tym porozmawiać? I jak to zrobić?" Monika z Częstochowy.

Prawdopodobnie córka obawia się nowych etapów w życiu, z którymi niedługo przyjdzie jej się zmierzyć. Rola studentki, naukowca jest jej doskonale znana. Ale bycie matką, żoną, pracownikiem może budzić w niej nieuzasadniony lęk. Nie wie, co ją czeka, czy się sprawdzi, czy osiągnie sukces w każdej z tych ról, a tego oczekuje.

Sukces jest prawdopodobnie dla niej bardzo ważny i chce go sobie zapewnić jak najlepszym wykształceniem. To jednak złudne poczucie kontroli: „Zacznę myśleć o przyszłości, ale najpierw muszę mieć solidną wiedzę. Będę wtedy miała lepszą pracę, będę lepszą mamą i żoną”. Niestety im bardziej odsuwamy od siebie te kolejne etapy w życiu, tym trudniej nam potem w nie wkroczyć. Na pewno warto porozmawiać z córką i jej to uświadomić.

Prawdopodobnie gdzieś w głębi duszy boi się odejść z domu rodzinnego i być samodzielna. Powinni państwo wesprzeć ją w tej decyzji. Zapytajcie, czego się obawia, czego potrzebuje oraz czego oczekuje od was rodziców. Zapewnijcie, że jej pomożecie, ale przecież nie zrobicie niczego za nią.

Sama musi podjąć decyzję o wyprowadzce, nowym życiu i samodzielności. My, rodzice możemy tylko towarzyszyć swojemu dziecku na życiowej drodze.

Mój syn niedługo kończy 29 lat. Mąż chce, żeby się wyprowadził, ale ja myślę, że dopóki nie założy rodziny, nie musi tego robić. Po co ma wynajmować kawalerkę i tracić pieniądze, gdy może zbierać na własne mieszkanie? Z mężem wciąż się o to kłócimy. On uważa, że za bardzo mu matkuję, a on jest już dorosły. Poświęciłam karierę dla wychowania dzieci, one zawsze były dla mnie najważniejsze. Teraz też chcę jak najlepiej. Ludmiła z Gdańska.

W tej sytuacji warto zapytać syna, czego on sam pragnie. Można mieć wrażenie, że jego decyzje często podyktowane są chęcią zadowolenia rodziców. Gdy poświęcamy się dla dzieci całkowicie, to ich dorastanie jest dla nas ogromnym ciosem. Gdy się wyprowadzają, powstaje pustka, którą ciężko nam czymkolwiek zapełnić. Nie mamy własnego życia, pracy, nie wiemy, co nas cieszy poza wychowywaniem dzieci.

To ważne, żeby w pewnym momencie przenieść środek ciężkości naszego zainteresowania z dzieci na siebie. One najbardziej potrzebują nas, gdy są małe. Ale już z czasem powinniśmy się wycofywać i budować w nich poczucie własnej wartości, wspierając w samodzielnym podejmowaniu decyzji. Jeśli syn się wyprowadzi, nie manipulujmy jego uczuciami mówiąc: „Będę za tobą płakała, będę tęskniła, co ja teraz zrobię”.

Porozmawiajmy z nim, jak sobie wyobraża swoje dorosłe życie, kiedy chce się wyprowadzić, jaki ma na siebie pomysł, czy będzie dokładał się do rachunków, jeśli jeszcze zostanie. Przecież jest już dorosły. Wysłuchajmy go, nie oceniajmy, nie przekonujmy do własnych racji. Czasami warto pozwolić dzieciom na błędy. Na nich najlepiej się uczą.

Syn dobrze zarabia, ma dziewczynę, a mimo to nie chce się wyprowadzić. Powiedział, że zrobi to dopiero, gdy się ustatkuje, ale na to jeszcze ma dużo czasu. Na razie nie zamierza się żenić. Dom traktuje jak hotel, a nas z mężem jak służących. Co prawda dokłada się do rachunków, ale powinien też sam o siebie dbać. Przecież go nie wyrzucę, w końcu to mój syn? Maria z Bytomia.

Warto jak najszybciej postawić synowi granice. Filozofia „płacę i wymagam” nikomu nie służy, a w relacjach z bliskimi nie działa i sam powinien się o tym przekonać. Jego postawa roszczeniowa może ujawniać się nie tylko w kontaktach z rodzicami, ale także w związkach z kobietami, pracownikami, kontrahentami.

Trzeba jasno powiedzieć: „Chcemy, żebyś się wyprowadził. Czas, żebyś się usamodzielnił”. O takich młodych ludziach mówi się „bananowa młodzież”. Dobrze zarabiają i korzystają ze swoich dochodów, ale nie biorą odpowiedzialności za swoje życie i za relacje z bliskimi. Ważna jest zabawa, chwila obecna, tu i teraz. Często takie osoby zatrzymują się w rolach, na przykład „zawalają rok”, by pozostać na zawsze studentem, na zawsze być młodym.

Czas otworzyć synowi oczy. Warto zrobić to delikatnie, ale stanowczo: „Zawsze jesteś mile widziany w naszym domu, ale czas iść na swoje”.

"Nasz syn zawsze był trochę nieśmiały. Jest jedynakiem i od małego zawsze był naszym oczkiem w głowie. Dziś ma 29 lat, skończył prywatne studia i pracuje w firmie, którą kieruje mąż. Kupiliśmy mu mieszkanie niedaleko nas, bo stwierdziliśmy, że powinien się usamodzielnić. Ale on mówi, że chcemy się go pozbyć i nie zamierza się wyprowadzać. Chyba za bardzo chowaliśmy go pod kloszem. Boję się teraz, że nie poradzi sobie w dorosłym życiu. A może to niepotrzebne obawy?" Zofia z Karpacza.

Mówi się, że zaniedbanie jest tak samo szkodliwe dla dziecka, jak wychowanie pod kloszem. Nadopiekuńczość, wyręczanie, usuwanie im wszelkich przeszkód spod nóg rodzi w naszych dzieciach poczucie braku kompetencji. Być może syn nie chce się wyprowadzić, ponieważ nie czuje się na siłach.

Wyprowadzka wiąże się z samodzielnym podejmowaniem decyzji, a on nigdy nie musiał tego robić. Wszystko było z góry ustalone. Warto nie ułatwiać mu wszystkiego na siłę, pozwolić, by sam mógł coś osiągnąć, chociażby w firmie, którą kieruje mąż. Można na syna przenieść część obowiązków, przydzielić określony obszar działalności: marketing, kontakty z klientami, za które tylko on będzie odpowiedzialny.

Trzeba doceniać jego dobre decyzje, pomysły, innowacje. Pozwólmy mu się wykazać. Kolejnym krokiem być może będzie wyprowadzka.

"Ja i mąż jesteśmy lekarzami. Mieliśmy nadzieję, że nasz syn też będzie lekarzem. Niestety on nie za bardzo garnął się do nauki. Pomimo wielu korepetycji nie dostał się na studia. Studiował historię, teraz socjologię, ale co to za przyszłość? Kim on będzie? Ani prestiżu, ani pieniędzy. Nie widzę u niego planu na życie, nie wyprowadza się, pracuje gdzieś w domu kultury, nie ma ambicji. Co z nim zrobić?" Grażyna z Poznania.

Nie zawsze nasze ambicje pokrywają się z tym, czego pragną dzieci i musimy to zaakceptować. Okazywanie rozczarowania jego zachowaniem, postawą, wyborem drogi życiowej, postrzegane jest przez syna jak odtrącenie. W tej sytuacji albo zamyka się w sobie albo z premedytacją wybiera zupełnie inny kierunek niż chcieliby rodzice.

Nauczmy się akceptować nasze dzieci takimi, jakie są. Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem, a syn nigdy nie będzie wierną kopią was samych. Często taka presja na karierę odnosi odwrotny skutek. Dziecko się nie uczy, nie usamodzielnia. Ma poczucie, że cokolwiek zrobi, i tak będzie rozczarowaniem dla swoich rodziców. Syn pracuje w domu kultury, być może to daje mu satysfakcję.

Warto porozmawiać z nim o przyszłości i planach, o tym, w jaki sposób zamierza się uniezależnić. Nie stawiajmy warunków, nie oceniajmy, powiedzmy swoje zdanie i wysłuchajmy go.

"Mam pewne obawy dotyczące przyszłości córki. Gdy zdawała na studia, nie pozwoliliśmy jej wyjechać do innego miasta. Baliśmy się, że sobie nie poradzi. Tyle niebezpieczeństw czyha na młode dziewczyny. Gdy skończyła studia z wyróżnieniem, dostała propozycję pracy w stolicy. Odmówiła, bo powiedziała, że w rodzinnym mieście jej lepiej. Dziś nadal mieszka z nami, boję się, że podcięliśmy jej skrzydła." Krystyna z Mińska Mazowieckiego.

Jeśli rodzice mówią na głos, że świat jest niebezpieczny, dziecko przejmuje od nich ich własne lęki. Taka percepcja otoczenia jest mu wdrukowana i utrwalana od dzieciństwa. Nie ryzykujemy, nie robimy niczego nieprzewidywalnego, działamy zachowawczo, idziemy z tłumem.

Jeśli widzimy swój błąd, warto się do niego przyznać. Powiedz: „To chyba nie była dobra decyzja, gdy nie pozwoliliśmy ci wyjechać. Teraz to wiemy. Ale wierzę, że można jeszcze wszystko zmienić”. Zapewnij ją, że poradzicie sobie z mężem, gdy wyjedzie. Zrezygnujcie z pesymistycznego myślenia.

Nie mówicie, że się nie uda. Macie mądrą i odpowiedzialną córkę, uwierzcie w nią. Jak sama ma uwierzyć w siebie, gdy nie ma wsparcia w rodzicach? Będzie się wszystkiego bała.

Wysłuchała: Aneta Olkowska


Świat kobiety
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy