Reklama

Historie pacjentów

Wojewódzki Szpital Dziecięcy w Bydgoszczy to jedna z najnowocześniejszych placówek w Polsce i jednocześnie jedyny ośrodek wszczepiający implanty słuchowe wyłącznie dzieciom. Przeczytaj historie pacjentów, którzy mogli liczyć na specjalistyczną pomoc.

Historia Szymka

Szymek to radosny chłopiec, dla którego świat dźwięków odgrywa niezwykle istotną rolę. Jedną z jego pasji jest muzyka. Zawsze interesowały go otaczające dźwięki, które starał się naśladować. Od niedawna rozpoczął naukę gry na swoim ukochanym instrumencie, jakim jest pianino. Jednak nie zawsze tak było. Szymon, jako półtoraroczne dziecko przebył zapalnie opon mózgowo-rdzeniowych. Po powrocie ze szpitala rodzice zauważyli, że chłopiec przestaje reagować na dźwięki. Szybko zapisali go na podstawowe badania słuchu w Bydgoskim Ośrodku Diagnozy i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży z Wadą Słuchu.

Reklama

Na podstawie wstępnych wyników zalecono chłopcu konsultacje w Wojewódzkim Szpitalu Dziecięcym w Bydgoszczy u doktora n. med. Józefa Mierzwińskiego, specjalisty w dziedzinie wszczepień implantów słuchowych. Po przeprowadzeniu specjalistycznych badań postawiono diagnozę, która dla rodziców Szymona zabrzmiała jak wyrok. U Szymona stwierdzono całkowity głęboki niedosłuch czuciowo-nerwowy. Jedyną nadzieją na normalne życie dla chłopca było wszczepienie dwóch implantów ślimakowych.

Operacja jednak musiała odbyć się w bardzo krótkim czasie, ponieważ w przypadku zapalenia opon mózgowych ślimaki znajdujące się w uchu wewnętrznym i odpowiadające za słyszenie zarastają szybko, co uniemożliwia założenie implantu słuchowego. Implantacja w Polsce jest w pełni refundowana przez NFZ. Jednak ze względu na ograniczone środki finansowe w tym jak i wielu innych przypadkach pojawił się problem z otrzymaniem dwóch implantów jednocześnie. Z pomocą rodzicom, a przede wszystkim małemu Szymkowi przyszedł dr Mierzwiński, który walczy o normalne życie dla swoich małych pacjentów. Po negocjacjach doktora z NFZ udało się otrzymać dwa implanty, które z sukcesem zostały chłopcu wszczepione.

- Każdego dnia dziękuję za to, że trafiliśmy w odpowiednim czasie do właściwego miejsca, jakim jest Wojewódzki Szpital Dziecięcy w Bydgoszczy - mówi mama Szymka. Z każdym dniem przybywa mi dziecka. Jest wesoły, chętny do zabawy. Szybko opanowuje nowe umiejętności. I chociaż wiemy, że przed nami jeszcze długa i ciężka rehabilitacja to jesteśmy wdzięczni, że na naszej drodze pojawił się tak zaangażowany lekarz jak dr Mierzwiński. To on wiedział jak nam pomóc i z całych sił zawalczył o normalne życie dla mojego syna - dodaje. 

Historia Zuzi

Zuzia urodziła się z 10 punktami w skali Apgar. W szpitalu nikt nie zorientował się, że dziewczynka nie słyszy. Przez pół roku rodzice dziecka zwracali się z prośbą do lekarzy pierwszego kontaktu o skierowanie na badanie słuchu. Za każdym razem powtarzano im jednak, że ich córka rozwija się prawidłowo i nie ma wskazań do badania słuchu. W końcu rodzice dopięli swego i mała została przebadana w Specjalistycznym Ośrodku Diagnozy i Rehabilitacji  Dzieci i Młodzieży z Wadą Słuchu w Bydgoszczy. Po wstępnych badaniach stwierdzono, że  dziewczynka ma problem ze słuchem. W konsekwencji skierowano ją do Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy na badanie BERA. Tam dr Drela potwierdziła, że Zuzia ma obustronny głęboki niedosłuch na poziomie 100-110 dB. Przedstawiła mamie dziewczynki metody leczenia i opowiedziała jej o implantach ślimakowych.

Zanim Zuzia została zakwalifikowana do wszczepienia implantu musiała przejść szereg badań. Od czasu diagnozy do momentu wszczepienia pierwszego implantu dziewczynka nosiła aparaty słuchowe. 

W 2012 roku kiedy Zuzia miała 13 miesięcy została zaimplantowana na prawe ucho. Operację przeprowadził dr Mierzwiński. Już po paru miesiącach codziennego noszenia implantu dziewczynka reagowała na różne dźwięki. Następnie zaczęła wokalizować, pojawiły się pierwsze słowa, później zdania. Jednak w pewnych momentach występowały pewne utrudnienia. W hałasie np. tramwaju trzeba było zwracać się do dziecka od strony zaimplantowanej. Zuzia miała również problemy ze zlokalizowaniem źródła dźwięku. W 2014 roku dziewczynka dostała drugi implant. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Stała się bardziej uważna, bez względu na hałas może swobodnie rozmawiać. Dzięki implantom komunikuje się bez przeszkód, rozwija się prawidłowo, uczęszcza do publicznego przedszkola. Słyszy śpiewanie ptaków, szum liści, tykanie zegara, rozmawia przez telefon. Jest ciekawym świata pięciolatkiem, który co chwilę pyta "Dlaczego...?".

- Implant ślimakowy to taki cud techniki, który połączony z rehabilitacją daje niesamowite efekty - podkreśla matka dziewczynki.

Zuzia urodziła się z obustronnym niedosłuchem czuciowo-nerwowym, który wykryto podczas badań przesiewowych zaraz po jej urodzeniu. Ostatecznie dziewczynka została zdiagnozowana, gdy miała niespełna 3 miesiące. Na jej chorobę mógł mieć wpływ czynnik genetyczny, ale w tym kierunku nie przeprowadzono jeszcze badań. Rehabilitację dziewczynka zaczęła bardzo wcześnie. Jak miała 4 miesiące zaczęła nosić aparaty słuchowe. Gdy miała 7 miesięcy zakwalifikowano ją do zabiegu implantacji. Pierwszy implant wszczepiono jej w 16 miesiącu życia, drugi - rok później.  

Po pewnym czasie od podłączenia pierwszego procesora mowy rodzice zaobserwowali, że dziewczynka reaguje na dźwięki i że z ciekawością obserwuje to, co dookoła jej się dzieje. Dziewczynka bezustannie ćwiczyła słuch i wymowę. Nosiła aparat i implant. Z czasem jednak przestała wychwytywać dźwięki w samym aparacie, który poza stymulacją nerwu nie dawał żadnego pożytku. To był dla rodziców impuls, żeby starać się o zawalczenie o drugi implant.  

Rodzice Zuzi przyznają, że ich pociecha tak naprawdę nie zna zjawiska głuchoty. Gdyby z jakiegoś powodu procesor mowy, dzięki któremu prawidłowo funkcjonuje i rozwija się nagle zepsuł się, dziewczynka nie umiałaby się odnaleźć w świecie ciszy. Nosząc aparaty słuchowe wspomagała się czytaniem z ust. Dziś  obustronnie zaimplantowana, praktycznie całkowicie zatraciła tę umiejętność.

- Z perspektywy czasu widzę, że drugi implant, to była naprawdę dobra decyzja. Poprawiła się lokalizacja jak i rozumienie mowy w hałasie - mówi matka Zuzi.   Zuzia jest czteroletnim przedszkolakiem. Uczy się wierszyków, piosenek, bierze udział w przedstawieniach. Lubi śpiewać i tańczyć. Jest bardzo aktywnym dzieckiem, angażuje się we wszystkie zajęcia domowe, chodzi na basen, harcuje na placu zabaw, lubi bawić się w piaskownicy, jeździ na rowerze. Zna prawie wszystkie litery alfabetu i samodzielnie czyta.

- Widzę ile radości daje jej słuchanie. Dużo czytamy bajek, a rano gdy zakładamy procesory Zuzia zaczyna szeptać, nasłuchiwać szczekania psa. Słyszy ćwierkanie ptaków za oknem. Jestem przekonana, że wielu z tych dźwięków, które przecież są wspaniałe, mogłaby nigdy nie usłyszeć - podkreśla matka czterolatki. Dzięki implantom życie Zuzi wygląda tak jak życie jej rówieśników.

- Do dziś jestem pod wrażeniem niesamowitej współpracy pomiędzy lekarzami z Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego a Ośrodkiem Diagnozy i Rehabilitacji Dzieci i Młodzieży z Wadą Słuchu w Bydgoszczy. Szybka diagnostyka, wspaniała opieka w Ośrodku Rehabilitacji, szybkie rozpoczęcie rehabilitacji z Panią Katarzyną Leppert, Pani Dr Maria Drela, dzięki której ekspresowo wypożyczono nam aparaty, i pod której okiem jesteśmy do dziś dnia. I oczywiście wspaniały Dr Józef Mierzwiński, dzięki któremu dziś możemy w pełni cieszyć się dźwiękami. Osoby te odegrały kluczową rolę na naszej drodze do słyszenia, i którym jestem bardzo za wszystko wdzięczna. Początki nigdy nie są proste, ale dziś możemy ze spokojem patrzeć w przyszłość naszej córci i wiemy, że sobie poradzi - dodaje matka. 

Historia Wiktorii

Wiktoria jest pogodną dziewczynką, cieszy się z życia i rozwija się na równi z rówieśnikami. Niedosłuch nie był u dziewczynki uwarunkowany genetycznie. Wszystkie początkowe badania były prawidłowe. Jednak tuż przed drugimi urodzinami matka dziewczynki zaczęła podejrzewać, że Wiktoria może mieć problemy ze słuchem. Lekarz pediatra skierował małą na badanie w poradni przy ulicy Bernardyńskiej w Bydgoszczy.

Niestety lekarze potwierdzili przypuszczenia matki. Stwierdzono u Wiktorii głęboki ubytek słuchu. W maju 2011 roku dziewczynka otrzymała od dr Dreli aparaty słuchowe, a następnie została poddana specjalistycznym badaniom w Wojewódzkim Szpitalu Dziecięcym w Bydgoszczy. Aparaty nie przynosiły oczekiwanego rezultatu, dlatego dziewczynka została zakwalifikowana do implantu. Dla Wiktorii liczył się każdy dzień, aby w przyszłości mogła normalnie się rozwijać.  

Ku zmartwieniu rodziców dziewczynki okazało się, że w tamtym czasie został ostatni implant z puli implantów przydzielonych szpitalowi na rok 2011. Był on jednak przeznaczony dla starszego  chłopca, który już wcześniej rozwinął mowę. Z pomocą przyszedł dr Józef Mierzwiński, który poprosił rodziców chłopca, aby poczekali jeszcze chwilę na implant dla swojego syna. Dzięki pomocy doktora na koniec października Wiktoria miała wszczepiony implant. Po operacji rozpoczęła się intensywna rehabilitacja. Przy pomocy logopedów dziewczynka zaczęła robić ogromne postępy w rozwoju percepcji słuchowej i mowy. Poszła do przedszkola, gdzie świetnie sobie radziła.  

- Obserwując rozwój naszej córki, zaczęliśmy się starać o drugi implant. Sama Wiktoria powtarzała, że jej marzeniem byłoby słyszeć na oba uszka. Zapisaliśmy się na kwalifikację i w kwietniu 2015 roku odbyła się kolejna operacja - mówi matka Wiktorii. 

Implanty pozwalają Wiktorii na normalny rozwój i funkcjonowanie w społeczeństwie. Dzięki nim pięknie mówi, potrafi słuchać, skupić się na lekcji. Jest pogodną, rezolutną dziewczynką chętnie nawiązującą kontakty z rówieśnikami. Płynnie czyta, śpiewa, uczy się z powodzeniem języka angielskiego. Prawidłowo wystukuje rytm i uwielbia muzykę, a taniec to jej pasja. Chętnie też stawia czoła nowym wyzwaniom: bierze udział w konkursach logopedycznych, recytatorskich czy plastycznych.  

- Mamy ogromne szczęście, że żyjemy w czasach rozwiniętej medycyny, która dała nam dobrodziejstwo jakim są implanty ślimakowe. A przede wszystkim dlatego, że spotkaliśmy na swej drodze lekarzy i specjalistów z powołaniem, pasją i niesamowitą empatią - podkreśla matka Wiktorii.  

INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy