Reklama

Jak odpowiadać na pytania dziecka?

„Dlaczego jest dzień?”, „Co to jest kolor?”... Gdy maluch wchodzi w wiek pytań, trzeba zachować stoicki spokój i odpowiadać, pokazując, że nic cię nie zaskoczy!

Ten niełatwy dla rodziców czas zaczyna się, gdy dziecko kończy dwa lata i coraz swobodniej formułuje zdania. Każdy dzień to dla niego odkrywanie Ameryki. Nic więc dziwnego, że najpierw pyta: „co to?”, a zaraz potem: „dlaczego?”, „po co?”. Jedne pytania wbijają mamę i tatę w dumę, bo pokazują, jak pięknie maluch się rozwija, inne potrafią zaskoczyć, zawstydzić, nawet przestraszyć. Badania pokazują, że blisko połowa rodziców boi się pytań swoich dzieci...

Jest pytanie, musi być odpowiedź!

– Jeżeli nie ignorujemy pytań dziecka i zaspokajamy jego ciekawość, dajemy mu jasny przekaz: jesteś dla mnie ważny – mówi Małgorzata Rymaszewska, psycholog z warszawskiego gabinetu Rodzice i Dzieci. – Ma to ogromne znaczenie dla budowania relacji rodzic-dziecko.

Reklama

Nie jest dobrą odpowiedzią stwierdzenie: „Jesteś za mały”, „Przecież tego nie zrozumiesz” albo wyśmiewanie malucha. Gdy prosi nas o wyjaśnienie, to znaczy, że ma problem, który należy rozwiązać tu i teraz. Jeżeli zapyta: „Dlaczego słońce świeci?”, nie trzeba od razu tłumaczyć mu zjawisk zachodzących w kosmosie. Można powiedzieć: „Słońce świeci, aby było ciepło”.

Kiedyś pewnie wróci po dalsze wyjaśnienia, ale trzylatkowi to wystarczy. – Na każde pytanie można znaleźć odpowiedź na właściwym poziomie – zapewnia Małgorzata Rymaszewska.

Oczywiście, może się zdarzyć, że maluch nie zrozumie, że zobaczymy szeroko otwarte oczy, ale chodzi o to, aby pokazać, że zawsze może do nas przyjść, gdy czegoś nie wie.

Mamy za to prawo powiedzieć, że to nie jest dobra pora na rozmowy, bo jesteśmy zajęci czy zmęczeni. Ale w takim przypadku obiecajmy, że wrócimy do tematu i... koniecznie tak zróbmy, najszybciej jak można.

Jeśli zdarzy się nam zapomnieć, na drugi zapiszmy, że musimy dokończyć rozmowę o latawcach. Jeśli zapominanie stanie się praktyką, dziecko przestanie pytać.

Dobre wyjaśnienia inspirują

Starajmy się jednak nie wyznaczać dziecku czasu na pytania.

– Najważniejsze są te, które pojawiają się spontanicznie. Np. gdy wracamy z przedszkola do domu i coś wzbudzi jego ciekawość – mówi Małgorzata Rymaszewska. – Odpowiadając, dzielimy się z dzieckiem swoją wiedzą o świecie. Dla niego wszystko jest nowością i każde wyjaśnienie przyjmuje naturalnie.

Sposób, w jaki go udzielamy, może dziecko popychać do dalszych „badań”, ale też skutecznie zastopować jego ciekawość. Jeśli w czasie spaceru na łące zapyta: „Co to?”, może usłyszeć dwa rodzaje odpowiedzi. Pierwsza: „To kwiatek. Nazywa się rumianek. Ma białe płatki i żółty środek. Ale spójrz, obok jest inny kwiatek. Nazywamy go dzwoneczek!”. A druga: „Kwiatek! No, chodź już!”. – To odpowiedź, która zniechęca – mówi Małgorzata Rymaszewska.

– Jeśli dziecko głównie takie słyszy, może stracić ochotę do zadawania pytań. A przecież najbardziej błahe może być pretekstem do ciekawej rozmowy.

Ono docieka, my obserwujemy

To także najlepsza okazja, by podejrzeć, jak dziecko radzi sobie z informacjami, które uzyskało, w którą stronę idą jego myśli. Możemy pomóc mu je ogarnąć, ale nie próbujmy narzucać kierunku myślenia, bo dzieci nie lubią takiego podejścia.

– Znam dziecko, które umiało odróżniać kolory, a gdy ktoś pytał je: „Jaki to kolor?”, dawało nieprawidłową odpowiedź – ostrzega Małgorzata Rymaszewska. – Dzieci nie lubią być traktowane niepoważnie, szybko też wyłapują próby manipulacji.

Dlatego, jeśli chcemy wdać się w twórczy dialog, zachęcam do zadawania otwartych pytań typu: „A jak ty myślisz?”. Nie sugerując określonego kierunku.

Przyznajmy się, że nie wiemy

Co zrobić, gdy usłyszymy: „Dlaczego samochód tak warczy?” i nie będziemy mieć dobrego pomysłu na odpowiedź? Nie odsyłajmy dziecka z kwitkiem, mówiąc: „Nie zawracaj głowy!”.

– Można powiedzieć: „Idź, zapytaj taty, on lepiej ci to wytłumaczy. Ale jak już się dowiesz, przyjdź i powiedz mi, bo sama jestem bardzo ciekawa!” – radzi Małgorzata Rymaszewska.

– Dzięki temu maluch poczuje się dodatkowo dowartościowany. Bo będzie mógł nauczyć czegoś mamę. Jednak dozujmy to rozwiązanie ostrożnie, bo może uznać w końcu, że mamy nie warto pytać, bo na niczym się nie zna.

Zawsze dobra jest taka propozycja: „Hm, nie wiem, ale może wspólnie spróbujmy to sprawdzić. Może z tej książeczki się dowiemy?”.

Dziecko zyska podwójnie, bo pokażemy, że traktujemy je poważnie, a z drugiej strony nauczy się, jak zdobywać wiedzę. Nie bójmy się, że stracimy w jego oczach autorytet.

Jeśli na odczepnego powiemy głupstwo, wyda się to wcześniej czy później – dziecko zweryfikuje uzyskaną wiedzę w przedszkolu czy na placu zabaw. Wtedy na pewno spadniemy z piedestału – rodzic nie wie i na dodatek oszukuje!

Poza tym, taka sytuacja może mieć przełożenie na późniejsze postawy dziecka. Ono też będzie się bało podobnych sytuacji. – Pokażmy, że można powiedzieć: „Nie wiem” i że ważniejsza jest umiejętność znalezienia rozwiązania – mówi Małgorzata Rymaszewska. – Z oszustwa nie ma bowiem korzyści dla żadnej ze stron, poza spokojem w danym momencie.

Jak nie wzbudzić niepokoju?

Odpowiedzi na niektóre pytania mogą zburzyć spokój kilkulatka. Na przykład, gdy dowie się, że każdy, także on czy mama, kiedyś umrze.

Odniesie się do wyjaśnienia ze zrozumieniem, jeśli będzie się czuł w danej chwili bezpieczny i kochany. A takie uczucie zyska, jeżeli także na pytania tego typu postaramy się odpowiadać bez lęku i uników.

Iwona Milewska


Olivia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy