Reklama

Każdy ma swojego idola

Czy rodzice powinni ingerować w zainteresowania dzieci? Nie. Dorośli i tak decydują o zbyt wielu rzeczach dotyczących małych ludzi.

W zasadzie o wszystkim: począwszy od wyboru żłobka bądź przedszkola, do jakiego maluch będzie uczęszczał, po - zdarza się i to nierzadko - kierunek studiów czy zawód. W pędzie programowania przyszłości dla swoich pociech rodzice zapominają, że podejmowanie własnych decyzji buduje poczucie wartości u każdego z nas.

Jeśli więc córka, czy syn, będą chcieli interesować się gotowaniem, lataniem, śpiewaniem czy budowaniem szałasu z patyków - pozwólmy im na to. To pierwszy krok w drodze do samodzielności. Gdy będą chcieli znaleźć swoich idoli w bajkach, filmach, bądź na scenie - zgódźmy się, nawet jeśli te postaci będą się nam wydawać co najmniej podejrzane.

Reklama

Moim pierwszym idolem był Bruce Lee. Lubię chwalić się tym, jak w wesołym miasteczku upolowałam na strzelnicy wszystkie jego zdjęcia. Trafiałam w szklaną rurkę, na której osadzony był drucik z czarno-białym albo podkolorowanym zdjęciem Bruce’a. Do dzisiaj nie wiem, jak to mi się udawało. Ale myślę, że jeżeli czegoś chce się najbardziej na świecie, i ma się lat 10, to to się po prostu dzieje.

Po mistrzu wschodnich sztuk walki w moim życiu zaczęły pojawiać się gwiazdy muzyki. Limahl, George Michael, Morten Harket z A-ha, Madonna, a pewnie i jakaś Sandra. Im byłam starsza, tym bardziej moje zainteresowania skręcać zaczęły w kierunku mocniejszych brzmień. W V klasie szkoły podstawowej odkryłam Led Zeppelin i zaczęłam uważać, że płyta II jest najlepszą rzeczą, jaką mogłam w życiu usłyszeć. Znałam na pamięć każdą nutę wydobywającą się z gitary Jimmy'ego Page'a. Byłam przekonana, że nic więcej ponadto w muzyce się wydarzyć nie może.

Pod rodzicielskimi skrzydłami

Zaczęłam czytać "Na Przełaj" i wycinać sobie z gazety kolorowe obrazki robiąc z nich kolaż, który rozrastał się na drzwiach mojego pokoju. Potem odkryłam Eddiego - maskotkę Iron Maiden, Pokupowałam kasety Ironów, bo mi się maskotka spodobała i zaczęłam ich słuchać. Przeczytałam jednak, że bardziej ekstremalną muzykę gra zespół Slayer, pobiegłam więc po ich płyty sprawdzić, czy to prawda. Co na to moi rodzice? Jeżeli miałbym napisać prawdę, musiałabym powiedzieć - nic.

Sami muzykę traktowali bardziej rozrywkowo - nie jak ja w ówczesnym czasie - ambicjonalnie. Mama nuciła sobie pod nosem, że jakie życie taka śmierć, a tata wolał ścieżkę dźwiękową z "Ojca chrzestnego", gardłowy zaśpiew Demisa Roussosa, czy taneczne The Rubettes. W to czego słucham nie ingerowali - podobnie jak nie przeszkadzały im plakaty, które wieszam na ścianie.

Mój pokój był moim królestwem. I to ja rządziłam w nim niepodzielnie. Choć wiedziałam, że słuchają innej muzyki, nigdy nie krytykowali tej, którą wybierałam. Poza tym, nie da się ukryć, sponsorowali ją. Im byłam starsza, tym częściej okazywało się, że "za jedną siną dalą - druga dal". Muzyki jest wciąż więcej i tego pragnienia ugasić się po prostu nie da.

Moje całkiem już dojrzałe zainteresowanie dźwiękami zogniskowało się w osobie Davida Bowiego. Byłam absolutnie zafascynowana człowiekiem, który swoją twórczością mógłby obdarzyć kilkunastu artystów i każdy z nich zyskałby sławę.

Pamiętam, jak lata temu Bowie miał wystąpić w Polsce. To były wakacje, czas w którym zazwyczaj nie przelewa się finansowo. Mama wiedziała, że chcę jechać na ten koncert i obiecała mi, że wysupła coś z rodzinnych oszczędności, że na pewno pojadę. Niestety, zainteresowanie było małe.

Bilety się nie sprzedały. Imprezę odwołano. A ja nie miałam takiej determinacji, by jechać gdzieś w daleki świat, poza granice naszego kraju, by obejrzeć mojego idola. W 2004 roku Bowie na swoim koncercie w Pradze dostał zawału serca. Wtedy wycofał się z życia koncertowego.

Miliony fanów na całym świecie było zawiedzionych, że już nigdy nie zobaczą swojego idola na żywo. Czy żałuję, że go nie wiedziałam? Nie. Jeden z jego najbliższych przyjaciół tak skomentował decyzję o zrezygnowaniu Bowiego ze scenicznej kariery: "Jeśli znalazłbyś się w szpitalu po ataku serca - wolałbyś katować się dalej na trasie, czy może spędzać więcej czasu ze swoją pięcioletnią córką?"*.

Wiem, że Bowie dobrze wybrał. W końcu to mój idol.


*Cytat pochodzi z książki Paula Trynki "David Bowie. Starman. Człowiek, który spadł na Ziemię".  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wychowanie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy