Reklama

Kłamstwo ma dorosłe nogi

Całe dzieciństwo okłamujemy dzieci, a potem się dziwimy, że one okłamują nas. Ironia losu, czy bezmyślność?

Przy fontannie siedzi babcia z wnuczkiem. Wyjmuje z torby jogurt czekoladowy, plastikową łyżeczkę i zaczyna karmić malca. "No jedz, pyszny lodzik! Jeszcze łyżeczkę!" - mówi starsza pani. Po czym dodaje: "Nie chcesz? To ja zawołam kotka i on ci zje tego lodzika".

Prawdę mówiąc na miejscu chłopczyka nie wzięłabym do buzi ani pół łyżeczki, żeby tylko zobaczyć, jak kotek przyjdzie i zabierze się za lodzika, który tak naprawdę jest jogurtem.

Trwało to może z pięć minut, ale nim maluch skończył deser, babcia wspomniała jeszcze coś o deszczu, który spadnie jak maluszek nie przekąsi swojej porcji.

Reklama

Nie chciałam być zbyt nachalna i sprawdzać, czy trzy wypowiedziane kłamstwa wystarczyły, by dziecko zjadło.

Moja mama ma raka 

Ala jest smukłą blondynką, zajmującą wysokie stanowisko w ważnej firmie. Wygląda znakomicie - wygląd w końcu to swoista wizytówka człowieka.

Ostatnimi czasy zauważyła, że kiedy odbiera swego synka Frania z przedszkola, panie opiekunki patrzą na nią ze współczuciem. Nie przejęła się tym zbytnio, dopóki jedna z wychowawczyń nie podeszła do niej i nie powiedziała, że jeśli kiedykolwiek Franiu będzie potrzebował pomocy, to psycholog jest do dyspozycji.

Ta wiadomość zaniepokoiła Alę na tyle, by dzień później umówić się z opiekunką grupy przedszkolnej na spotkanie. "Jeśli możemy pani jakoś pomóc..." zaczęła wychowawczyni. "Dowiedzieliśmy się od Frania, że pani ma raka, tak mi przykro" - mówiła ze smutkiem przedszkolanka.

Ala zamarła. Nie dość, że raka nie miała, to w dodatku do głowy by jej nie przyszło, że ktoś z jej aparycją mógłby zostać posądzony o tak wyniszczającą chorobę. Okazało się, że kiedyś na forum grupy Franek oznajmił, że jego mama ciągle chodzi do lekarza, bo ma raka.

Alicja spłonęła rumieńcem, przypominając sobie kilka ostatnich tygodni. Nie chciała, by synek płakał, jak wychodziła na zakupy, do fryzjera czy kosmetyczki, więc za każdym razem mówiła mu, że idzie do lekarza. Maluch wiedział, że wizyta u doktora to rzecz święta, więc wypuszczał ją z domu bez łez. Tyle, że z wychodzenia mamy wysnuł logiczne wnioski.

O istnieniu raka dowiedział się od koleżanki, której babcia od dawna zmagała się z chorobą. Częste wyjścia mamy i historia opowiedziana przez dziewczynkę splotły się w jedną całość. Tak oto Franio połączył dwa fakty i samodzielnie zdiagnozował matkę.

Kłamiemy na potęgę 

"Będzie bolało?" - pyta dwulatek idący na szczepienie. "Nic, a nic" - słyszy odpowiedź. Kiedy już dostaje zastrzyk, okazuje się, że rodzic kłamał. Bolało. Czy uwierzy następnym razem? Jak długo będzie uczył się, że dorosły kłamie?

Dzieci mają prawo do prawdy. Nie chodzi o to, by je straszyć, tylko tłumaczyć stosownie do wieku rzeczywistość.

Każdy z nas w dzieciństwie pewnie nie raz został okłamany. Może przez rodziców, dziadków, wujostwo, sąsiadów czy znajomych. Warto przypomnieć sobie, co czuliśmy, gdy prawda wyszła na jaw. Czy podobne emocje chcemy fundować własnym dzieciom? Trudno mi w to uwierzyć.

Na zaufanie naszych dzieci pracujemy odkąd są małe. Jeżeli będziemy wobec nich szczerzy, to one będą takie wobec nas. A kiedy w wieku lat nastu staną przed nami i powiedzą, że idą w nocy oglądać przez teleskop gwiazdy, nie będziemy musieli sprawdzać czy tak faktycznie jest. Zaufanie buduje zaufanie. W końcu kłamstwo ma krótkie nogi, a prawda zawsze wyjdzie na jaw.  


Monika Szubrycht

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kłamstwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy