Reklama

Kto się lubi, ten się czubi?

Nauczyłam się, że ilekroć przeczytam jakiś artykuł w prasie na temat idealnego małżeństwa, zawsze zgodnego, które nigdy się nie kłóci, za jakiś czas muszę uważnie śledzić rubryki towarzyskie, które ogłaszają rozwód tego „wzorcowego” związku.

"Kto się lubi, ten się czubi"

Przysłowie to znakomicie sprawdza się, jeśli chodzi o relacje. Życie jest tak skomplikowane, a ludzie tak różni, że wcześniej, czy później do konfliktu w każdym żywym związku dojść musi. Pytanie tylko, ile jest takich konfliktów, jak często się pojawiają, jak długo trwają i jakie formy przybierają? Może się zdarzyć, że małżeństwo staje się areną wielu kłótni i konfliktów, które będą się pogłębiać. Nie rozwiązując ich konstruktywnie, będą ranić nawzajem swoje uczucia i ich relacja zacznie się psuć. S. R. Covey w książce "7 nawyków szczęśliwej rodziny" pisze, co wówczas się stanie: "Miłość przejdzie w przystosowanie się, później w tolerowanie drugiej osoby, a w końcu zmieni się we wrogość. Gdy ich stosunki przybiorą formę ciągłych konfliktów, otoczenie może twierdzić, że najlepiej, gdyby się rozwiedli". Swego rodzaju "równia pochyła". 

Reklama

Inaczej reagujące rodziny

Dlaczego tak się dzieje? Czy pamiętacie cytat: "Jeżeli głębiej zastanowisz się nad problemami małżeńskimi, zauważysz, że niemal zawsze wynikają one ze sprzecznych oczekiwań, co do ról partnerów, a dodatkowo są pogłębiane przez odmienne strategie rozwiązywania problemów". Co to dokładnie znaczy? Najlepiej zobaczcie na przykładach. Wyobraźmy sobie dwa małżeństwa: 

Pierwsze: dajmy na to Krzysztof i Zofia. Mąż wyrósł w rodzinie, gdzie zawsze mógł liczyć na pociechę i wsparcie. Gdy przychodził ze szkoły i mówił, że przegrał w zawodach, jego mama wspierała go, mówiąc coś w stylu: "Krzysiu, tak mi przykro. To dla Ciebie duże rozczarowanie, ale jesteśmy dumni z wysiłku, jaki włożyłeś w treningi. Kochamy Cię". Gdy uzyskiwał najlepsze świadectwo w klasie, także mógł liczyć na docenienie, uznanie i pochwałę. Niezależnie - sukces, czy porażka Krzyś mógł liczyć na miłość i bezwarunkową troskę. 

W rodzinie Zosi nie było zwyczaju wzajemnego wspierania się. Rodzice raczej nie interesowali się jej sprawami, nie okazywali uczuć, a ich stosunek do niej zależał od jej postępowania. Gdyby przegrała w zawodach, usłyszałaby pewnie wyrzuty, że powinna więcej trenować, jak niedościgłym wzorem jest w tym względzie jej siostra i jaki kłopot sprawia mamie, która musi o tej porażce zakomunikować ojcu. Gdyby otrzymała najlepsze świadectwo w klasie, wszyscy oczywiście ucieszyliby się.

Krzyś i Zosia poznają się, zakochują, zostają małżeństwem i zaczynają zachowywać się zgodnie z modelami, jakie przynieśli ze swoich domów: jedno umie kochać bezwarunkowo, a drugie warunkowo. Po kilku miesiącach wspólnego życia pojawiają się kłopoty i Krzyś zarzuca Zosi, że ona już go nie kocha. Zosia zaprzecza, myśląc w duchu, przecież: gotuję, sprzątam, zarabiam, czy to nie świadczy, że go kocham? Wyobrażacie sobie, jakie konflikty narosną, jeśli nie ustalą wspólnej definicji "miłości". A całkiem możliwe, że wynieśli z domów inne sposoby rozwiązywania konfliktów. Krzyś nie umie dyskutować o sprawach trudnych, bo wszyscy tak się zawsze wspierali i tak pozytywnie podchodzili do wszystkich kwestii, że udawali, iż problemy nie istnieją. W domu Zosi różnice zdań załatwiano za pomocą "walki" (wrzasków, płaczu, zrzucania winy i wzajemnych oskarżeń) lub "ucieczki" (odchodzenia, trzaskania drzwiami, wychodzenia z domu). Jak tych dwoje ludzi ma się porozumieć i rozwiązać nawet najmniejszy konflikt?

Sprzeczne oczekiwania małżonków

Drugie małżeństwo: Krystyna i Jan. Jan uważa, że kobieta powinna zajmować się głównie domem, dziećmi i budżetem domowym, jeśli pracuje zawodowo to niedużo, aby nie kolidowało to z prowadzeniem gospodarstwa. Taka była jego matka. Z kolei Krysia uważa, że kobieta powinna robić karierę zawodową a domową kasą powinien zajmować się mąż, bo gdy dorastała, to jej ojciec się tym zajmował. Wydawać się może, że nie jest to gigantyczny problem, ale gdy spróbują go rozwiązać i ujawnią swoje strategie, sytuacja może się zaostrzyć. Jan jest typem "pasywno-agresywnym", powoli gotuje się w środku, nic nie mówi, ale irytacja w nim wzrasta. Krysia jest "aktywnie agresywna". Chce od razu wypowiedzieć to, co ją gnębi, rozpracować to, wykłócić się. Każde z nich oskarża drugie. Spór urasta do niebotycznych rozmiarów, a odmienne strategie radzenia sobie z kłopotami pogarszają każdy problem i wyolbrzymiają różnice.

Czy zmiana jest możliwa?

Spójrzmy teraz na nasze własne związki, małżeństwa, czy nasze konflikty i problemy nie wynikają głównie ze sprzecznych oczekiwań co do pełnionych ról i kolidujących ze sobą scenariuszy rozwiązywania problemów? Jak myślisz, jakie oczekiwania ma twój mąż, czy żona (może potrzebuje na każdym kroku pochwały i docenienia? Oczekuje żony - strażniczki ogniska domowego)? Co wyniósł z domu? A jak lubi rozwiązywać konflikty, czy może lubi zamknąć się sam w pokoju i nie odzywać ("ucieczka") a ty lubisz "walkę", wykrzyczeć swoje racje? Pierwszy krok to wszystko sobie uświadomić, aby móc zastopować "równię pochyłą", o której mówił Covey: przystosowanie - tolerowanie - wrogość - rozwód, by mogła zacząć wracać miłość, choć czasami to bardzo długa droga.

* Imiona i okoliczności zostały zmienione tak, aby uniemożliwić identyfikację realnych osób.

Dla Interia.pl: autorki bloga PsychologiaPrzyKawie.pl


Psychologia przy kawie
Dowiedz się więcej na temat: rozwód | związek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy