Reklama

Ma prawo do błędów

Podobno uczymy się na błędach. I chociaż przyjemniej jest uczyć się na cudzych, to są i takie, które warto popełnić w dzieciństwie samodzielnie.

Dobre dzieciństwo nie oznacza idylli, w której nasze dziecko jest najładniejsze, najzdolniejsze, odnosi wyłącznie sukcesy i podejmuje zawsze dobre decyzje. Wręcz przeciwnie - potknięcia i porażki bywają czasem ważniejsze.

Dlaczego? Bo uczą dzieci strategii radzenia sobie. Poznawania własnych ograniczeń. Odpowiedzialności za swoje decyzje. Oto cztery błędy, na które dobrze jest pozwolić swojemu dziecku, aby wyrosło na silnego i szczęśliwego dorosłego.

Fatalne zauroczenie

... czyli co dobrego może dać zły przyjaciel. Prawie każda z nas miała kiedyś przyjaciółkę, która "zdradziła" - po wakacjach nagle zaczęła się przyjaźnić z nową dziewczynką z klasy. A nas przestała zauważać. Albo okazywało się, że obgadywała nas za plecami. Czasem przywłaszczała sobie lub zniszczyła naszą ulubioną spinkę albo flamastry, bo przecież "najlepsze przyjaciółki sobie wszystko pożyczają".

Reklama

Bolało? Z pewnością. Tym bardziej że wydawało się, że nikt nas nie rozumie - nawet mama, która w kółko powtarzała tylko: "A mówiłam ci, żebyś się z nią nie bawiła" albo radziła: "To poszukaj innej, lepszej koleżanki". Nie pojmując, że dla nas wtedy nikt nie był lepszy! Nikt nie miał fajniejszych pomysłów, płyt czy zainteresowań!

Dziecięce przyjaźnie to prawdziwy poligon doświadczalny. Uczymy się praktycznie od zera wszystkiego na temat relacji i komunikacji z drugą osobą. Czego na przykład? Trafnej oceny ludzi i ostrożności w obdarzaniu innych bezwarunkowym zaufaniem.

Tego, że ludzie czasem mówią jedno, a robią drugie. Uczą też, że gdy jesteśmy porzucani, to... świat się nie kończy! Kolejną cenną lekcją są granice.

Nikt z nas nie nauczy się ich stawiać, jeśli nie będzie miał w życiu kogoś, kto będzie nasze granice forsował. I dobrze jest trenować przez dwunastoletnim kumplem z klasy, który wciąż pożycza od nas pieniądze, ale jakoś zapomina oddawać. Aby dwadzieścia lat później móc sobie poradzić w starciu z przemocowym partnerem czy szefem.

Twoja rola: Nie zabraniaj znajomości. Za to staraj się bez oceniającego tonu pokazywać dziecku fakty: "To dziwne, że zawsze ty kupujesz wam bilety do kina", "W tym roku także nie pamiętała o twoich urodzinach? Mnie byłoby przykro", "Często zdarza się, że umawiacie się gdzieś i on nie przychodzi? Ile razy ty tak postąpiłeś? Jaka była wtedy jego reakcja?". Z czasem twoje dziecko zobaczy to, co jest do zobaczenia.

Jak sobie pościelesz

... czyli o obowiązkach i konsekwencjach. Obowiązki mamy od najmłodszych lat. Najpierw trzeba było tylko myć rączki przed obiadem i sprzątać z mamą zabawki. Potem doszło wynoszenie śmieci, wrzucanie brudnych skarpetek do kosza na bieliznę, no i to żmudne mycie zębów. Niemniej prawdziwa szkoła obowiązkowości zaczyna się z reguły w... szkole.

Odrabianie lekcji i przygotowywanie się na zajęcia to zdaniem rodziców jedyny prawdziwy obowiązek dziecka. I w większości domów nie wygląda on tak, jak by chcieli. Rodzic już od obiadu dopytuje, naciska, kontroluje i planuje. "Co masz zadane", "Czy już odrobiłeś", "Kiedy odrobisz" etc. A dziecko robi, co może, by sprawę odwlec, najchętniej na zawsze.

Im bardziej rodzic naciska, tym częściej okazuje się, że bez ponaglenia dziecko do lekcji nie usiądzie. Dlaczego? Bo nadmierne zaangażowanie rodziców oznacza dla dziecka oddanie odpowiedzialności.

Skoro mama mi wciąż przypomina o zadaniu, to ja nie muszę o tym pamiętać. Warto przerwać to błędne koło i dać dziecku lekcję odpowiedzialności. Nawet za cenę kilku jedynek. Dlatego pozwól mu kilka razy pójść do szkoły, wiedząc, że nie odrobił zadania. Nic tak nie zmienia stosunku do obowiązków jak odczuwalne na własnej skórze efekty beztroski.

Jeśli za każdą jedynkę czy uwagę będzie miał w domu szlaban na internet, to po kilku ostentacyjnych buntach i trzaskaniach drzwiami okaże się, że da się jednak o lekcjach pamiętać i je odrabiać. Twoja rola: Ustal zasady ("Ja zanadto nie dopytuję, ty sam się rządzisz"), ale i konsekwencje za każdą złą ocenę czy uwagę. I jeśli zajdzie potrzeba, stosuj je bez wyjątków! Zadbaj o to, by dziecko wiedziało, że jeśli będzie miało z czymkolwiek problem - może się do ciebie zwrócić o pomoc.

Nagradzaj każdy przejaw odpowiedzialności. Warto od najwcześniejszych lat szkolnych wprowadzić zasadę dotyczącą pory odrabiania lekcji, np. zawsze po obiedzie.

Glany na upał

... czyli oswojony bunt nastolatka. Wygląd to jeden z ulubionych środków wyrazu dorastających dzieci. Co takiego wyrażają nasze pociechy koszulkami ciągnącymi się aż do kolan albo niepokojąco obcisłymi spodniami? To zależy. Zdaniem dzieci, wyrażają jedynie słuszną prawdę na temat właściwego stylu. Zdaniem rodziców, brak krytycyzmu i zdrowego rozsądku.

Zdaniem psychologów, swój indywidualizm, budowanie tożsamości oraz zaspokajają potrzebę akceptacji i przynależności do grupy rówieśników. Dlatego za każdym razem, gdy obserwujesz swojego syna jak od czterdziestu minut próbuje ułożyć na głowie kunsztowną konstrukcję ze swojej dziwacznie długiej grzywki, nie żartuj z mody na ekskluzywnego menela.

Przypomnij sobie swoje zdjęcia z późnej podstawówki. Pamiętasz swoją grzywkę? Supermodnie tapirowaną co rano i usztywnianą taką ilością lakieru, że domownicy musieli wietrzyć po tobie łazienkę. Nie było wówczas siły, która przekonałaby cię do innej fryzury, prawda? Nie inaczej jest z dzieckiem.

Dużo zdrowiej dla całej rodziny będzie, jeśli młody raz czy dwa wygłupi się swoim strojem, niż miałby się zawsze podporządkowywać maminym wytycznym. Dlaczego? Potrzeby opisane przez psychologów nie znikną. Nie mogąc wyrazić swojej niezależności czy buntu ubiorem, dziecko zaspokoi je w inny, dużo bardziej ryzykowny, sposób.

Twoja rola: Przede wszystkim przestań myśleć, że wygląd twojego dziecka świadczy o tobie. Bo wygląd twojego nastoletniego dziecka świadczy już tylko o nim samym. I to jest właśnie ta lekcja, którą na własnej skórze ma przyswoić.

Nie jestem idealny

... czyli o zyskach z porażek. W oczach rodziców ich dzieci są idealne. Prawie. A w rzeczywistości? Są takie same jak inne dzieci. Czyli świetne w jednym i całkiem dobre w czymś innym. I zupełnie przeciętne albo wręcz kiepskie w kilku pozostałych dziedzinach. Im wcześniej poznają swoje mocne, ale i słabe strony, tym lepiej. 

Bo dobrze jest znać swoje ograniczenia, aby móc uczyć się radzenia sobie z porażkami. I nie oczekiwać od siebie doskonałości. Ważne jest natomiast, jak twoje dziecko będzie te ograniczenia poznawało. Najgorszy scenariusz to taki, w którym mówisz córce coś w stylu: "Zapisałaś się do chóru? Przecież tobie słoń na ucho nadepnął!". To nie od ciebie ma usłyszeć, że z czymś gorzej sobie radzi.

Twoje zadanie polega raczej na wskazywaniu i podkreślaniu innych mocnych stron w sytuacji, gdy dziecko samo się przekona, że chociaż jest świetnym sprinterem, to fatalnym piłkarzem. I fascynacja Robertem Lewandowskim niewiele tu zmienia.

Dlatego nie przeszkadzaj dziecku, gdy chce spróbować czegoś, do czego ewidentnie nie ma talentu czy predyspozycji. Tym bardziej że czasem chodzi tylko o zabawę, nie osiągnięcia. Albo o najładniejszą dziewczynę w klasie. A że tańczy salsę, to i twój nastoletni drągal zapałał miłością do tańca...

Twoja rola: Gdy pojawi się porażka czy zniechęcenie, powtarzaj, że to normalne. Nie można być świetnym we wszystkim. Podkreślaj przy tym mocne strony i talenty dziecka. Razem z nim zastanówcie się, jak można je wykorzystać w interesującej dziecko dziedzinie.


Tekst: Anna Harabin




Dziecięce zawiedzione przyjaźnie uczą nas trafnej oceny ludzi w przyszłym, dorosłym życiu i stawiania granic.

Olivia
Dowiedz się więcej na temat: nastolatek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy