Reklama

Matczyna złość

Nie trzeba uderzyć, żeby kogoś zabolało. Szczególnie, kiedy mamy nad tym kimś władzę. A powinniśmy sprawować nad nim pieczę.

Nie ma co się oszukiwać - urlop jest czasem stresogennym, zwłaszcza, gdy spędzamy go z dziećmi.

Kiedy dochodzi do tego sytuacja związana z realnym zagrożeniem, jakim jest koronawirus, możemy mieć do czynienia z mieszanką wybuchową.

Maluchy chcą wszystkiego spróbować. Dosłownie, organoleptycznie. Nie przejmują się tym, że właśnie oblizały dłoń, którą wcześniej trzymały na klamce dotykanej przez klientów stacji benzynowej, nie mają świadomości, co może się zdarzyć. Są po prostu dziećmi. Tak powinno być.

Wracając z własnych tegorocznych wakacji byłam świadkiem, jak jedna rodzina w ciągu kwadransa potrafiła sprawić, by klientów tankujących, korzystających z toalety, bądź robiących pobieżne zakupy dosłownie rozbolała głowa. Wszystko za sprawą zdenerwowanej mamy, która tak bardzo krzyczała na swoje dzieci (lat na oko 2 i 4), że nikt nie był w stanie skupić myśli. A im bardziej podnosiła głos, tym szybciej maluchy biegały po sklepie.

Tata grzecznie stanął w kolejce do toalety, ale nie na długo, bo kobieta zrugała go, wydając polecenie, by "coś z nimi zrobił". A że przy okazji wyrwało jej się klika przekleństw? Wiadomo, nerwy. COVID-19 nie pomaga. 

Reklama

Zawsze coś

Szkoda mi było całej czwórki. Żałowałam, że nie podzielili się rolami, że jedno nie czeka z maluchami na zewnątrz - gdzie mogłyby poskakać i odreagować być może długą jazdę samochodem. A z toalety przecież mogli skorzystać po kolei - najpierw jedno z rodzicem, a potem drugie. Jak jest dwójka dorosłych i dwójka dzieci, naprawdę dużo łatwiej jest rozłożyć siły.

Co do złości matki, której były świadkami nie tylko latorośle, ale i wszyscy zebrani - widać było, że nie radziła sobie z własnymi emocjami. Zwłaszcza, kiedy zdarzyło jej się rzucić mięsem, ot tak, mimochodem postawić przecinek, którego nikt nie powinien stawiać przy dzieciach.

***Zobacz także***


Przypomniał mi się dowcip, z przykrą puentą: "Po czym na wakacjach za granicą poznać, że na matka na plaży jest Polką? Po tym, że krzyczy na dzieci".

Krzyczenie na dziecko jest przemocą. Niestety, w naszym kraju usankcjonowaną złą tradycją, a więc lekceważoną. Bo dorosły zawsze może zasłonić się złym dniem, zszarganymi nerwami, brakiem pieniędzy, utratą pracy, kłótnią z małżonkiem, czymkolwiek. Bo zawsze jest coś - i będzie - czym możemy się zdenerwować. Ciągle pojawiać się będą punkty zapalne, bo takie po prostu jest życie. Pytanie, co zrobić, żeby nie wybuchnął ogień?

Rodzic może nie zdawać sobie sprawy z tego, że jeżeli traci kontrolę nad swoimi emocjami dlatego, że dzieci się źle zachowują, to naprawdę nie dzieciom jest potrzebna pomoc, ale jemu. One zazwyczaj zachowują się inaczej, niż to sobie wyobrażamy. Ale to nie maluchy nas zawodzą, tylko często nierealne oczekiwania, jakie przed nimi stawiamy.

Bezpieczna więź

A przecież posiadanie potomstwa zmusza nas do podejmowania wyzwań każdego dnia: jak być dobrym człowiekiem i co zrobić, żeby małemu człowiekowi nie zniszczyć przyszłości. Jak pozbyć się złych wzorców, które być może wynieśliśmy z rodzinnego domu i co sprawi, że stworzymy z synem czy córką bezpieczną więź.

"Bezpieczna więź jest wtedy, kiedy matka jest wystarczająco responsywna, czyli we właściwy sposób odpowiada na potrzeby dziecka i jest w stanie je zaspokoić, w tym potrzebę miłości czy przynależności. Jeżeli natomiast powstała więź pozabezpieczna, to już można powiedzieć, że jest to pewien rodzaj toksyczności, bo dziecko już na wejściu jest obdarzone pewnym deficytem" - mówi psycholog Monika Wasilewska. Warto przypomnieć rozmowę z nią o budowaniu relacji (czytaj więcej). I warto pamiętać, że taką relację tworzymy, gdy nasze dzieci są małe. Później na tym polu zaległości po prostu odrobić się nie da.   

***

#POMAGAMINTERIA

Pięć rodzin, pięć dni i piętnaście wymagających treningów. Obóz Muay Thai, którego pierwsza edycja odbyła się w zeszłym roku, jest szansą dla młodzieży w spektrum autyzmu na poznanie smaku zdrowej rywalizacji, wygranej, a czasem także porażki. Jak mówią organizatorzy: "To, że nasi podopieczni nie utrzymują kontaktu wzrokowego z rozmówcą, nie znaczy, że nie mają nic do powiedzenia. Sport uczy nas szacunku do siebie i każdego rywala. Jeśli tego nie zrozumiesz, oddalasz się od mety". Organizacja tegorocznej edycji wciąż stoi pod znakiem zapytania, jednak dzięki ludziom dobrej woli szanse na wyjazd z każdym dniem rosną. I ty możesz pomóc! Sprawdź szczegóły! 

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy