Reklama

Najgorszy moment podczas porodu?

Większość kobiet, które mają za sobą poród drogami natury twierdzi, że najtrudniejszym jego momentem wcale nie było wypieranie dziecka przechodzącego przez kanał rodny, tylko końcówka pierwszego okresu porodu, kiedy to rozwiera się szyjka macicy.

Szczególnie złą sławą cieszy się chwila, gdy rozwarcie szyjki macicy równe jest siedmiu centymetrom (stąd niesławny "kryzys siódmego centymetra"). Zwykle właśnie wtedy skurcze stają się mocniejsze i dłuższe niż do tej pory, a wyczerpana wielogodzinnymi boleściami rodząca zaczyna niekiedy wątpić we własne możliwości. To trudny czas dla położnicy, jej partnera (jeśli jest obecny), czy innej osoby towarzyszącej. 

Jednak są kobiety, które, gdy minie ten krytyczny czas, czują przypływ sił pomagający im się zmobilizować do dalszego wysiłku, ponieważ wiedzą, że niebawem zakończy się faza przejścia, a zaczną skurcze parte. Też bolesne, ale zdaniem wielu, ten ból jest o wiele bardziej znośny, a przynajmniej można aktywnie działać, by wyprzeć dziecko - bardzo pomaga świadomość, że niebawem ono się urodzi. Niektóre byłe położnice łączą te doznania z niemalże przyjemnymi odczuciami, przynajmniej w porównaniu z tym, co działo się w pierwszym okresie i krytycznym siódmym centymetrze.

Reklama

Nie oznacza to, że przy rozwarciu wynoszącym osiem czy dziewięć centymetrów bóle będą słabsze, wręcz przeciwnie, ale wiele mam mówi, że świadomość, że drugi okres, związany z wypieraniem jest blisko, naprawdę pomaga. 

Kryzys siódmego centymetra jest normalnym, fizjologicznym zjawiskiem, a wszystkie reakcje z nim związane, jak histeria, płacz, zobojętnienie, błaganie o cesarskie cięcie, chęć ucieczki, a nawet agresja skierowana w kierunku personelu lub/i partnera są zupełnie naturalne. Zdaniem niektórych położnych wystąpienie kryzysu wręcz świadczy o tym, że poród przebiega prawidłowo. Mimo to z pewnością pojawienie się kryzysu siódmego centymetra nie jest warunkiem pomyślnego przebiegu porodu, a brak tego odczucia nie jest powodem do obaw. Czasem cała akcja postępuje tak szybko, że rodzące nie doświadczają tego stanu. Niektóre w ogóle nie zaobserwowały niczego podobnego, inne twierdzą, że swoisty kryzys miały niemal od samego początku.

***Zobacz także***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy